Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Kaliszuk: Mam nadzieję, że moje pięć minut jest jeszcze przede mną [ZDJĘCIA]

rozmawiała Aleksandra Dylejko
Nie jestem celebrytą, który się pojawia na plotkarskich okładkach i portalach. Bardzo mnie to cieszy, bo ja przede wszystkim wykonuję pracę, którą kocham - mówi Marek Kaliszuk.

Zaliczasz się do grona szczęśliwców, którzy już wiedzą, co będą robić w sylwestra.
Tak. Spędzę go na scenie. W Teatrze Muzycznym w Gdyni trwają próby do koncertu sylwestrowego, na który już teraz wszystkich zapraszam.

Wolisz śpiewać czy tańczyć? Czy aktor teatru muzycznego może w ogóle jedno od drugiego oddzielić?
Śpiew, taniec i oczywiście aktorstwo przenikają się wzajemnie. W teatrze robię te rzeczy jednocześnie i wszystkie lubię, bo każdy z tych środków wyrazu daje mi satysfakcję. W teatrze wykonuję ściśle określone zadania według nut, libretta i choreografii, które dostaję. Gdy realizuję swój projekt, zdecydowanie idę w kierunku śpiewania. To moja pierwsza pasja, dzięki której w ogóle skierowałem swoje kroki w stronę sceny. Dlatego stworzyłem projekt "Kaliszuk & Mania in Songs", z którym koncertuję. Śpiewam covery i standardy, tak jak chcę i czuję. Z Piotrkiem Manią, który aranżuje i akompaniuje mi na fortepianie, po prostu wzajemnie się inspirujemy i uzupełniamy. Na naszych koncertach pokazuję zupełnie inny sposób śpiewania.

Zaczynałeś od Reprezentacyjnego Zespołu Pieśni i Tańca "Warmia". Brzmi strasznie koturnowo.
Bo tak było... Absolutnie nie chciałem w nim występować. Namówiła mnie moja siostra, która śpiewała w zespole od jakiegoś czasu. Miałem wtedy chyba 14 lat. Jak usłyszałem o tańcach w strojach ludowych, myślałem, że oszalała! Bałem się, że rówieśnicy mnie wyśmieją. Wreszcie, dla świętego spokoju, postanowiłem spróbować. Po jakimś czasie poczułem frajdę z tańca, poznałem tam fajnych ludzi, wciągnęła mnie atmosfera i tańczyłem aż do matury.

A potem od razu, zdane z powodzeniem egzaminy do Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni.

Tak. Dzięki Warmii dotknąłem tańca, który obok predyspozycji wokalnych i aktorskich, był jednym z ważnych elementów rekrutacji do studium. Jako były już członek zespołu, byłem oswojony z tym, że ktoś na mnie patrzy i mnie ocenia. Mimo to trema podczas egzaminów była przeogromna!

Pierwszy raz na scenie teatru stanąłeś...
...będąc na drugim roku studium, w obsadzie musicalu "Hair". Ale dokładnie rok wcześniej we wrześniu jako młody adept podglądałem przygotowania do premiery gdzieś z góry, z galerii. Jako studenci pierwszego roku byliśmy strasznie zafascynowani tym, co obserwujemy, ale też przerażeni, bo widzieliśmy, jaka to ciężka praca. Wiedzieliśmy jednak, do czego dążymy, i dla mnie to była niezwykła motywacja. Studenci innych szkół aktorskich nie mają takiej szansy, bo się one nie mieszczą w budynku teatru. Wracałem więc na zajęcia strasznie nakręcony i mówiłem sobie: "będę ćwiczył, będę trenował, będę śpiewał, bo chcę to robić". Minął zaledwie rok i wszedłem do zespołu. Niesamowite wspomnienia…

I tempo.
O tak. Niestety, kiedy student wchodzi na scenę, część zajęć mu ucieka, ponieważ musi uczestniczyć w próbach. Naukę trzeba godzić z pracą i nikt nie daje ci taryfy ulgowej. Chcesz być na scenie? Kombinuj, to twój problem. Ale świetnie wspominam ten okres. Był bardzo twórczy, czułem, jak się rozwijam i na zajęciach, i na scenie.

Opłaciło się, bo zostałeś solistą.
Tak, w 2008 roku.

I jak to jest?
Miło. Kiedy pomyślę, jaką drogę przeszedłem od przyjazdu do Gdyni, jest w tym jakaś magia.

Nie żal ci jej, gdy jedziesz z Gdyni do Warszawy na plan któregoś z seriali, w których występujesz?
Żal, ale zawsze świadomie rezygnuję z czegoś tutaj, w teatrze, by zrobić coś w telewizji. Na planach filmowych nauczyłem się wielu rzeczy, których nigdy nie nauczyłbym się w teatrze. Potem te doświadczenia służą mi w pracy na scenie. Tutaj do roli przygotowuję się przez miesiąc, dwa, trzy, a tam nie ma na to czasu. Reżyser daje kilka uwag, wchodzę na plan i muszę być gotowy. Każde z tych miejsc jest inne, jedna przestrzeń uzupełnia drugą. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której musiałbym definitywnie wybrać pomiędzy teatrem a planem filmowym.

Do seriali trafiłeś z castingów.

Tak. Moje życie to teatr, podróże do Warszawy, Wrocławia, castingi i czasem wygrane role lub ich propozycje. Jednak nie zawsze udaje się wyjechać z Gdyni. Jestem zależny od prób i przedstawień w Teatrze Muzycznym, który jest moim pierwszym miejscem pracy. Nie z każdej szansy mogłem więc skorzystać. Świętej pamięci dyrektor Maciej Korwin rozumiał, że moje wyjazdy w jakiś sposób służą też teatrowi. Myślę, że wszyscy na tym korzystamy. Zdarza się, że widzowie przychodzą "na Kaliszuka", ale właśnie to jest najważniejsze, że przychodzą! Poza tym dla części naszej publiczności to chyba miłe, że w ich teatrze gra aktor, którego znają z telewizji.

To już ten rodzaj popularności, która daje ci rozpoznawalność na ulicy?
Daje, ale myślę, że ludzie bardziej kojarzą Jurka z serialu "2XL" czy Roberta z "Pierwszej miłości" niż Marka Kaliszuka.

Markiem Kaliszukiem na pewno byłeś podczas "Tańca z gwiazdami".
To był ten czas, kiedy ludzie kojarzyli nie tylko moją twarz. Przez osiem odcinków programu tańczyłem jako aktor Marek Kaliszuk. Dziś czasami słyszę: "Pamiętam cię z »Tańca z gwiazdami«"!

Może to znak, że jeszcze się nie przyzwyczaiłeś do bycia popularnym.

Przyzwyczaiłem się, ale nie da się tego nie zauważać. Generalnie jest to miłe, ale zdarza się, że czasami ludzie mimowolnie przyglądają mi się w bardzo bezpardonowy sposób. To trochę krępujące. Jedni nie mogą skojarzyć, skąd mnie znają, inni chcą się napatrzeć "na zapas" na aktora z telewizji.

Ogranicza cię to? Masz świadomość, że w każdej chwili ktoś może zrobić ci zdjęcie i posłać do plotkarskich portali?

Muszę się kontrolować, choć nie jestem celebrytą, który się pojawia na plotkarskich okładkach i portalach. Bardzo mnie to cieszy, bo ja przede wszystkim wykonuję pracę, którą kocham. Jestem aktorem. Zdjęcia w prasie, wywiady to część mojego zawodu. Bardzo nie lubię, gdy się krytykuje aktorów za to, że się pokazali na tej czy innej imprezie. Jeśli gram w Polsacie i stacja organizuje konferencję prasową na temat nowej ramówki, nie wyobrażam sobie, żebym na to spotkanie nie poszedł. Mój pracodawca robi coś w rodzaju spotkania firmowego, a ja chcę i powinienem w nim uczestniczyć. To jak święto miejsca, w którym pracuję.

Oprócz aktorstwa, w twoim życiu jest jeszcze modeling.
Po wybiegu nie chodzę, co nie znaczy, że mi się to nie zdarzy. Jako fotomodel pracuję, gdy robię zdjęcia reklamowe na przykład dla marki Pako Lorente, której jestem ambasadorem. Lubię to robić. Kiedy studiowałem czy byłem tuż po szkole, zarabiałem w ten sposób pierwsze pieniądze. Dorabiało się zresztą w różny sposób, na przykład pływając na promie jako animator zabaw dla dzieci.

Masz poczucie, że teraz jest Twoje pięć minut?
Nie. Mam nadzieję, że ono jest jeszcze przede mną. Z każdym rokiem umiem więcej i mój potencjał rośnie, więc zawsze jest szansa na te przysłowiowe pięć minut. Nie gram w pięciu serialach, trzech fabułach jednocześnie i nie jest to taki totalny top. Ja na razie gram w produkcjach serialowych od czasu do czasu większe i mniejsze role.

Myślisz o tym, gdzie będziesz zawodowo za pięć, dziesięć lat?

Staram się afirmować rzeczywistość i mam nadzieję, że uda mi się dalej realizować marzenia.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki