18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcus Miller: Czarna wersja Solidarności (zdjęcia z koncertu, rozmowa, relacja)

Marcin Mindykowski
Z Marcusem Millerem, bohaterem koncertu "Marcus+", rozmawiał Marcin Mindykowski

Podobno ubiegłoroczny koncert "Możdżer+", na którym wystąpiłeś jako jeden z gości, spodobał Ci się tak bardzo, że w tym roku sam "zaprosiłeś się" do Gdańska...
To byłoby trudne - chyba musiałbym się przepołowić (śmiech). Mówiąc serio, po ubiegłorocznym, świetnym koncercie mieliśmy kolację. To tam Krzysztof Materna [dyrektor festiwalu Solidarity of Arts - przyp. red.] powiedział: "Ty będziesz następny". I wtedy ten pomysł urodził mi się w głowie.

Twoim zdaniem rok temu w Gdańsku udało się wypracować unikatową formułę?
Sam pomysł nie był nowy, ale zrobienie tego na tak dużą skalę - tak. Muzycy z różnych zakątków świata i różnych kultur od zawsze zbierali się przecież, żeby wspólnie zagrać. Ale zrealizowanie tego przed tak dużą i chłonną publicznością, w takiej formie i z tak profesjonalną produkcją, było czymś specjalnym. Zaproszeni przeze mnie muzycy, którzy nie mieli okazji być tutaj rok temu, myślą, że przyjechali zagrać kolejny zwykły koncert. Na razie nie wyprowadzam ich z błędu...

Koncert będzie częścią festiwalu Solidarity of Arts, który kultywuje ideały Solidarności. To dla Ciebie ważne?
Tak, tym bardziej że to rzecz wspólna dla wszystkich kultur. Ja, jako czarny Amerykanin, mam własną wersję Solidarności - walki o wolność, o swoje prawa. Wciąż towarzyszy mi to niewiarygodne uczucie, kiedy uświadamiam sobie, że mogę wyrażać siebie, nie obawiając się, nie patrząc cały czas przez ramię. Oczywiście jestem na tyle młody, że tę walkę wykonali za mnie moi rodzice i dziadkowie, za co jestem im bardzo wdzięczny. I czuję coś podobnego tutaj - Solidarność wciąż jest bardzo ważna, bo była początkiem waszej wolności.

Który wymiar wolności jest dla Ciebie najważniejszy?
Wolność decydowania o tym, kim chcesz być, i realizacji tych planów. To, że możesz marzyć i spełniać marzenia. To niesamowite - wciąż jest przecież tyle kultur, w których ludzie nie mają takich możliwości.

W Twoim koncercie znajdą się więc jakieś wolnościowe albo polskie akcenty?
Jesteśmy muzykami, więc koncert bazował bardziej na wolności ekspresji. Chcę zaakcentować wolność, prezentując wam moich muzycznych przyjaciół, czego, obawiam się, nikt tu wcześniej nie zrobił. I zagrać z nimi bardzo osobisty koncert. Myślę, że to najlepszy sposób, w jaki możemy wnieść swój wkład.

Program koncertu będzie bazował na Twojej koncertowej płycie "A Night in Monte Carlo" z orkiestrą. Co wniosą do tego materiału zaproszeni przez Ciebie muzycy?
Każdego z artystów pytałem, co chce zagrać. Zaczniemy od małej grupy z perkusjonistą Trilokiem Gurtu, wykonując jego kompozycje. Potem swoją niewiarygodną muzykę zaprezentuje harfista Edmar Castaneda, a dalej będziemy grać już wszyscy razem, z kolejno dołączającymi na scenie gośćmi. Koncert z Monte Carlo będzie dla nas bazą, ale zagramy tego wieczoru dużo więcej. Ten album zawiera piosenki mojego życia, które nagrywałem w czasach, kiedy występowałem jeszcze w małych zespołach. Tyle że zawsze chciałem zrobić to z orkiestrą. I choć z tyłu głowy rozpisywałem je na orkiestrę, imitowałem jej brzmienie w ramach możliwości moich zespołów - na pianino, bas i perkusję. Teraz wróciłem do tych wszystkich piosenek, przearanżowując je na orkiestrę, ale dbając też o to, by ich brzmienie było organiczne.

Zagrają z Tobą także Tomasz Stańko i Leszek Możdżer. Ponoć przed ubiegłoroczną wizytą w Gdańsku nie znałeś jednak muzyki Możdżera...
Ale dziś jestem już ekspertem od Leszka (śmiech). Kocham też muzykę Tomasza. To właśnie najbardziej lubię - odkrywać kogoś. Ci ludzie cały czas robią swoje, ale ja też jestem zajęty i nie mam kiedy im się przyjrzeć. I nagle odkrywam tyle nieznanej muzyki. To piękne.

Towarzyszyć będą Ci wielkie indywidualności i improwizatorzy. Nie boisz się, że coś pójdzie niezgodnie z planem?
Mam taką nadzieję! To jest największa radość. Kiedy ktoś poczuje inspirację i gra dłużej, niż się spodziewałeś, musisz pozostać otwarty. To jest właśnie solidarność: jeśli on czuje coś, co chce wyrazić, mówisz: "Hej, to świetnie". Ale kiedy będzie grał naprawdę za długo, dam po prostu znać perkusiście [tu Marcus znacząco przeciąga palcem po szyi] (śmiech).

Basista Marcus Miller zagrał ze swoimi gośćmi. Gdańsk był świadkiem jazzowego widowiska

Sobotni koncert "Marcus+", będący kulminacją festiwalu Solidarity of Arts, z pewnością już dziś można zaliczyć do najważniejszych wydarzeń koncertowych tego sezonu. Organizatorzy nie zawiedli nadziei rozpalonych rok temu przygotowanym w podobnej formule koncertem Leszka Możdżera. Przyciągnęli także na plac za Filharmonią Bałtycką kilkutysięczną publiczność, udowadniając, że to, co z definicji elitarne i niszowe - przy odpowiedniej promocji i w atrakcyjnym opakowaniu - z powodzeniem może stać się masowe.

Krzysztof Materna, dyrektor Solidarity of Arts i scenarzysta sobotniego widowiska, miał rację - po ubiegłorocznym koncercie "Możdżer+" dopracowaliśmy się formatu. Jak przyznał bowiem bohater koncertu, znakomity basista Marcus Miller (który przecież z niejednego scenicznego pieca jadł już chleb), sam pomysł zebrania na jednej scenie muzyków z różnych kultur i estetyk jest w muzyce okołojazzowej pomysłem od lat praktykowanym. Ale imponująca oprawa, jaką kuratorzy festiwalu zapewniają tym muzycznym spotkaniom, wynosi gdańskie koncerty pod szyldem "plus" do rangi unikatowych widowisk na - nie bójmy się tego słowa - światowym poziomie.

Oprawa koncertu i tym razem robiła wrażenie - na placu na Ołowiance stanęły trzy ogromne sceny, koncert na żywo transmitowały dwa duże i kilka mniejszych telebimów, a całości towarzyszyła efektowna gra świateł. Formuła muzyczna pozostała niezmienna - koncert rozgrywał się na trzech scenach, co zapewniło mu płynność. Pierwsza, środkowa, zarezerwowana była dla Millera, jego zespołu i orkiestry Sinfonia Varsovia. Kolejni goście pojawiali się zaś na scenach bocznych. Prezentowali najczęściej po trzy tematy instrumentalne, z których co najmniej jeden był dialogiem muzycznym z wędrującym między scenami gospodarzem wieczoru. Potem podawali intro, które - niczym pałeczkę w muzycznej sztafecie - podchwycali czekający już na przeciwległej scenie następni wykonawcy.

Czterogodzinny (!) muzyczny maraton, choć dryfował w różne gatunkowe rejony, ani na moment nie zanotował spadku poziomu, a każdy z występujących tego wieczoru muzyków wniósł do koncertu jakąś wartość. Po instrumentalnym wstępie orkiestry na scenie pojawił się Marcus Miller. W doskonale wyeksponowanym brzmieniu jego basu (na którym grał głównie charakterystyczną dla siebie techniką slappingu - uderzając kciukiem o struny) publiczność od razu rozpoznała, zagrany także rok temu, utwór "Blast". Tym razem temat wypadł z jeszcze większą mocą dzięki podłączeniu się orkiestry pod jego główny, porywający motyw. Tego wieczoru Marcus wykonał ze swoim zespołem i orkiestrą jeszcze kilka utworów znanych z koncertowej płyty "A Night in Monte Carlo". Na osobną pochwałę zasługują jego muzycy, którzy błysnęli nienaganną techniką, a wiele ich solowych partii zostało nagrodzonych żywiołową owacją publiczności.

Pierwszy z gości, mistrz perkusyjnego brzmienia Trilok Gurtu, wprawił widzów w prawdziwe osłupienie, wykorzystując jako instrumenty nie tylko rozbudowany zestaw bębnów, talerzy i perkusjonaliów, ale też wiadro pełne wody, maczane w nim akcesoria, a w końcu ręce publiczności. Trębacz Tomasz Stańko dał popis profesjonalizmu i swobodnej improwizacji, zostawiając dużo pola muzykom ze swojego zespołu, którzy także zaliczyli kilka efektownych "potyczek" z Millerem. Szczególnie ciepło został przyjęty bohater ubiegłorocznego koncertu Leszek Możdżer, z którym Marcus zdecydował się zagrać chyba najdłuższy set. Gdański pianista zagrał lekko i z pasją, prezentując m.in. znany z jego ostatniej płyty poświęconej Komedzie słynny motyw "Sleep Safe and Warm" z filmu "Dziecko Rosemary". Olśnił także dysponujący niebywałą techniką kolumbijski harfista Edmar Castaneda, wydobywając z - wydawałoby się - lirycznego instrumentu niespożyte pokłady energii.

Najbardziej przystępną częścią wieczoru był występ Angélique Kidjo, która zaśpiewała piosenki zakorzenione w estetyce world music. W minikoncercie benińskiej wokalistki, która nazywa swój mikrofon "bronią zmasowanej miłości", jak zawsze dużo było akcentów społecznych, ale też zastrzyku pozytywnej wibracji (Kidjo porwała publiczność do tańca) i, raczej wcześniej nieobecnej, interakcji z widzami (jeden z utworów zaśpiewała, bawiąc się wśród nich).

Na finał wystąpił tenor Kenn Hicks, który wykonał m.in. protestancki hymn "Your Amazing Grace". Na koniec na scenie pojawili się wszyscy wykonawcy koncertu. Ich wspólne jam session płynnie przeszło w podbity brazylijskim rytmem przebój "Mas Que Nada" Jorge'a Bena.

Świetnie sprawdziło się nowe miejsce: przestronny plac na Ołowiance, na który pofatygowała się też chyba mniej przypadkowa niż rok temu publiczność. Po ubiegłorocznej klapie widowiska Roberta Wilsona i zaniechaniu cyklu koncertowego "Przestrzeń Wolności" ciężar przekuwania gdańskich ideałów solidarności i wolności w propozycje artystyczne spadł w całości na Solidarity of Arts. Nic dziwnego, bo rok temu kuratorom festiwalu naprawdę udało się zaproponować nową jakość. I choć w widowisku "Marcus+" więcej było akcentów międzynarodowych i międzykulturowych niż gdańskich czy polskich, trudno znaleźć osobę niezadowoloną z faktu, że Gdańsk staje się stolicą tej rangi jazzowych wydarzeń.

Czytaj także:Festiwal Solidarity of Arts: Energetyczny koncert World Orchestry

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki