Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Świerc: Ultramaraton górski to konkurs jedzenia i picia. W Trójmieście uwielbiam odpoczywać po sezonie ROZMOWA

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Marcin Świerc na trasie niezwykle trudnego biegu ultramaratońskiego UTMB, który rozgrywa się w trzech krajach
Marcin Świerc na trasie niezwykle trudnego biegu ultramaratońskiego UTMB, który rozgrywa się w trzech krajach archiwum prywatne
Rozmowa z Marcinem Świercem, ultramaratończykiem, członkiem kadry narodowej, ale również trenerem, o zbliżających się zawodach Ultras Oliwski w Gdańsku (24 września 2022 roku).

Kiedy ultramaratończyk chce wystartować nad polskim morzem, to można pomyśleć, że będzie to dla niego wyłącznie trening. Zgadza się?
Uwielbiam spędzać czas poza sezonem nad morzem. Dla mnie to forma zabawy i promocji biegów górskich. Dziękuję za zaproszenie od Ultrasa. Taki start nad morzem, połączony z wypoczynkiem, to super sprawa. Każdego roku staram się przyjeżdżać nad Bałtyk. Tutaj lepiej się oddycha. Uwielbiam tutejsze lasy, w których chętnie ćwiczę. Ultras Oliwski jest łatwiejszy, bo proponuje dwa dystanse dla każdego. To dobry moment, aby spróbować biegów górskich, nawet w formule nad naszym morzem.

Weźmie pan udział w drugiej edycji Ultrasa Oliwskiego. Pobiegnie pan na dystansie 10 czy 21 km?
Ja na dłuższym, a żona Barbara prawdopodobnie na krótszym. A mój syn Aleksander będzie prawdopodobnie z babcią. Staramy się rodzinnie uczestniczyć w tego typu imprezach. Basia to mój support, menedżerka. Z jej strony to rekreacja. Biegamy, bo szukamy kompromisu.

Startował pan już w biegowych zawodach w Trójmieście?
W 2019 roku wystartowałem w Trójmiejskim Ultra Tracku. Tak, jak wspomniałem, wyjazdy nad morze traktuję jako odpoczynek. Tutaj mogę odetchnąć po sezonie.

Przed Ultrasem Oliwskim poprowadzi pan jeden trening. Jak to będzie wyglądało?
W środę, 21 września zapraszam na jeden z cyklicznych treningów. Staram się pokazywać, jak przygotować się do biegów górskich. Od kilku lat jestem ambasadorem Energi. Staram się więc robić coś edukacyjnego także nad morzem. Trening potrwa około półtorej godziny. To będzie przetarcie przed zawodami, aby z formą wystrzelić we właściwym momencie. Spotykamy się o godz. 18 na końcu ul. Abrahama w Gdańsku. Warto zabrać latarkę czołową, aby noc nas nie zaskoczyła. Trzeba też dobrze się ubrać. Pozwiedzamy trochę kawałków trasy Ultrasa.

Zasłynął pan z pokonania jednego z najtrudniejszych ultramaratonów Ultra-Trail du Mont-Blanc. Te 170 km z przewyższeniami na 10 000 metrów dają mocno w kość?
Dają. Na pewno trzeba być dobrze przygotowanym, a to może potrwać nawet kilka lat. Podchodziłem do tych zawodów w tym roku i udało się. W 2019 roku po 50 km miałem problemy i musiałem zejść z trasy. To trudna impreza sportowa, aby trafić ze wszystkimi elementami układanki. Moi zawodnicy też ukończyli, więc czuję, że to także sukces trenerski. Nie jest to jednak bułka z masłem.

Co jest najtrudniejszego w pokonaniu masywu górskiego Mont Blanc, na trasie przez Szwajcarię, Włochy i Francję?
Sama trasa jest skomplikowana, bo 10 000 metrów przewyższeń robi swoje. Średnia wysokość UTMB to ok. 1800 metrów, a 2750 metrów to najwyższa część tej tray. W Polsce praktycznie takich warunków do treningów nie ma. Trzeba by biegać po Czerwonych Wierchach lub trochę w Rysach. Ultramaraton górski to konkurs jedzenia i picia. Trzeba odpowiednio przygotować do tego organizm. Trzeba poświęcić trochę czasu na punktach z nawadnianiem i odżywianiem. W skrócie to logistyczne szachy, które trudno ułożyć.

Jak panu szło do tej pory w UTMB?
W tym roku ukończyłem zawody na 79. pozycji na 1789 osób na mecie. Na krótszych dystansach CCC (Courmayeur - Champex - Chamonix - trasa 101 km i przewyższenia 6100 m – przyp.)w 2017 roku byłem drugi, a TDS (Sur les Traces des Ducs de Savoie – trasa 145 km i przewyższenia 9100 m – przyp.) wygrałem w 2018 roku. W 2019 roku próbowałem UTMB, ale pokonał mnie żołądek, zmęczenie i wysokości. Dwa ostatnie lata były trudne. Tuż przed pandemią zostałem potrącony przez samochód, kiedy jechałem rowerem. Miałem uszkodzenie mięśnia krawieckiego, a to oznaczało kilka miesięcy wyjętych z treningu. Później była pandemia, która pokrzyżowała wszystko wszystkim. Następnie w Tatrach złamałem rękę na treningu i znowu była przerwa, która wybiła z rytmu.

Jakieś wyzwania z gatunku niesamowitych przed panem?
Chciałbym skupić się na dystansach 100 mil. W tym roku UTMB wykupiony został przez Ironmana. Same biegi się bronią, ale organizacja i prestiż urosły. Widać, że robią to profesjonaliści. Telewizja w kilku językach świata. W tym roku w całym festiwalu 10 tysięcy osób wzięło udział.

To co jest punktem wyjścia po tegorocznym starcie w UTMB?
Uzyskałem czas 27 godzin i 25 minut. Zwycięzca złamał garnicę 19 godzin i 50 minut (Hiszpan Kilian Jornet – przyp.). To jest jednocześnie rekord trasy. Sporo do urwania przede mną. Cieszę się, bo jest z czego. Wymaga to jednak ogromnego zaangażowania, wielu wyjazdów. Trzeba dużo poświęcić, aby osiągnąć sukces.

Wspomniał pan już o rodzinnych kompromisach. Co na to żona?
Wszystko jest do ułożenia. W tym roku mamy też syna, który ma 15-miesięcy. Wspólnie spędziliśmy czerwiec i lipiec w Alpach. Trenowaliśmy, był czas na przygotowania i czas dla rodziny. Żona wraca w styczniu do pracy. Będzie to wyzwanie. Myślę jednak, że podobamy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki