Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kozioł, autor książek przygodowych: Skończyłem Hogwart przed Harrym Potterem. Gordonstoun zainspirowała autorkę tej powieści

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
– Miałem okazję zaprezentować się przed królową Elżbietą II w swoistym rodzaju pantomimy. Ale tego dnia ktoś mocno przesadził z pastą do podłogi. Tak wypolerował ją, że poślizgnąłem się i o mały włos nie wpadłem w objęcia królowej – wspomina Marcin Kozioł, autor książek przygodowych
– Miałem okazję zaprezentować się przed królową Elżbietą II w swoistym rodzaju pantomimy. Ale tego dnia ktoś mocno przesadził z pastą do podłogi. Tak wypolerował ją, że poślizgnąłem się i o mały włos nie wpadłem w objęcia królowej – wspomina Marcin Kozioł, autor książek przygodowych Katarzyna Chrzanowska-Kozioł
Miałem okazję zaprezentować się przed królową Elżbietą II w swoistym rodzaju pantomimy. Ale tego dnia ktoś mocno przesadził z pastą do podłogi. Tak wypolerował ją, że poślizgnąłem się i o mały włos nie wpadłem w objęcia królowej – wspomina Marcin Kozioł.

Pisze Pan książki przygodowe dla dzieci i młodzieży, ale Pana życie to też gotowy scenariusz na przygodową powieść.

Staram się, żeby w moim życiu, jak w dobrej powieści, także były zwroty akcji. Żeby ciągle doświadczać czegoś nowego.

To zaczynamy od pierwszego rozdziału tej powieści. Jako 16-latek zdobył Pan magiczne stypendium i wyjechał do Szkocji, by uczyć się w Gordonstoun. W szkole, która stała się pierwowzorem Hogwartu Harry'ego Pottera.

Mój wyjazd do Gordonstoun jest dowodem na to, że marzenia się spełniają. Jako piętnastolatek zobaczyłem w telewizji informację o programie stypendialnym, dzięki któremu polscy licealiści mogą starać się o wyjazd na dwa lata do szkół znajdujących się w różnych częściach świata. Pomyślałem, że spróbuję. Wysłałem życiorys i inne dokumenty aplikacyjne, nie mówiąc o tym rodzicom.

Dlaczego?

Jestem jedynakiem i to takim wypieszczonym. Moja mama nie dopuszczała wtedy myśli, że może mnie wypuścić spod skrzydeł w świat. Ale ja chciałem spróbować czegoś nowego. Zamienić życie w przygodę, w podróż. I po trzech etapach kwalifikacji, jako pierwszy Polak, dostałem się do Gordonstoun School, szkoły, która, jak się potem dowiedziałem, była ulubioną szkołą rodziny królewskiej. A zaczęło się od księcia Filipa, męża królowej Elżbiety II, który jako młody człowiek w Gordonstoun pobierał nauki i pokochał tę metodę edukacji...

Dyscyplinę i surowe warunki?

Jemu dyscyplina i surowe warunki nie przeszkadzały. Uważał, że one kształtują charakter człowieka. Ja też myślę podobnie. Chociaż w moich czasach szkoła złagodziła już pewne metody. Nie było zimnych pryszniców, z czego wcześniej słynęła. My mieliśmy już ciepłą wodę.

Był Pan w grupie z najstarszym wnukiem królowej Elżbiety, a synem księżnej Anny – Peterem Philipsem.

Przez pierwsze miesiące nie miałem o tym pojęcia, że Peter jest członkiem rodziny królewskiej. W połowie lat 90. nie było jeszcze Internetu, jaki dzisiaj znamy. A w szkole się o tym nie rozmawiało. To dzięki gazetom brukowym dowiedziałem się, że kolega, który ma ze mną codziennie zajęcia z biznesu, to członek rodziny królewskiej. Ale w tej szkole było jeszcze wiele innych dzieci, pochodzących albo z najbogatszych rodzin na świecie, albo dzieci aktorów czy wybitnych naukowców.

Dla kogoś z Polski to nie było pewnie łatwe.

Nic podobnego. Nie czułem się inny ani gorszy. Nikt nie dawał tego odczuć. To, co było w tej szkole szczególne, to fakt, że wszyscy nosiliśmy takie same mundurki. Nie można było też mieć w akademiku drogich przedmiotów. Nawet jeśli ktoś przylatywał do szkoły odrzutowcem swoich rodziców, to po przekroczeniu bramy stawał się tylko jednym z uczniów. I jeśli chciał się wyróżniać, to na pewno czymś zupełnie innym niż pochodzenie i fortuna. I to było w tym miejscu wspaniałe.

Żartuje Pan, że skończył Hogwart przed Harrym Potterem.

Szkoła Gordonstoun zainspirowała autorkę tej powieści. „Harry Potter” powstał kilka lat po moim powrocie do Polski. O tym, że to miejsce było pierwowzorem powieściowego Hogwartu, dowiedziałem się z filmu dokumentalnego o J.K. Rowling. Ale nie dziwię się. To miejsce przesiąknięte jest magią. W kampusie jest wiele bardzo starych i pobudzających wyobraźnię budynków. Niektóre z nich mają kilkaset lat. I wspólnie tworzą taką bajkową rzeczywistość.

– Mój wyjazd do Gordonstoun jest dowodem na to, że marzenia się spełniają – wspomina Marcin Kozioł, autor książek przygodowych
– Mój wyjazd do Gordonstoun jest dowodem na to, że marzenia się spełniają – wspomina Marcin Kozioł, autor książek przygodowych Archiwum prywatne

Rowling przyjeżdżając do Gordonstoun w poszukiwaniu inspiracji, nie zawiodła się. I znalazła ją. Ale dla mnie to miejsce miało swoją magię, swój czar także dlatego, że pozwalało młodym ludziom na realizowanie swoich marzeń. Szkoła miała na przykład taką zasadę, że każdy uczeń musiał wypłynąć w rejs po Atlantyku. I wcale nie chodziło o to, żeby się dobrze bawić na jachcie, tylko żeby nauczyć się współpracy i odpowiadania za siebie. Bo cała załoga składała się z młodzieży, a jedynym dorosłym był kapitan.

Jakie jeszcze marzenia można było realizować w tej szkole?

Pamiętam, że niektórzy uczniowie mogli, jeśli chcieli, pracować w jednostce straży pożarnej, która znajdowała się na terenie szkoły. I jak tylko był gdzieś w okolicy pożar, wyjeżdżali wozem strażackim, żeby go ze strażakami gasić. To nie do pomyślenia w polskich warunkach, żeby pozwolić licealiście gasić pożary. A tam, proszę bardzo… nawet wnuk królowej w taki sposób się udzielał.

A Pan jak realizował swoje marzenia?

Dzięki tej szkole uczyłem się teatru. A po dwóch latach nauki poprosiłem o umożliwienie mi wystawienia własnej sztuki na jednym z największych festiwali teatralnych na świecie w Edynburgu. Dostałem mocne wsparcie od szkoły. I wystawiłem własną sztukę, w której zagrałem... królika. To są te magiczne przeżycia.

No i wystąpił Pan też przed królową Elżbietą II.

Ale w innym przedstawieniu. Królowa jako babcia przyjechała do Gordonstoun odwiedzić swoje wnuki, bo nie tylko Peter uczył się w tamtym czasie, ale też jego siostra Zara. Elżbiecie II towarzyszył książę Filip, który miał ogromny sentyment do tego miejsca. Z okazji przybycia Ich Wysokości, szkoła postanowiła zorganizować prezentację, w której uczniowie mieli się pokazać z jak najlepszej strony, zaprezentować swoje talenty.

Miałem okazję zaprezentować się przed królową w swoistym rodzaju pantomimy. Ale tego dnia ktoś mocno przesadził z pastą do podłogi. Tak wypolerował ją, że poślizgnąłem się i o mały włos nie wpadłem w objęcia królowej. Na szczęście, w ostatniej chwili wyhamowałem, robiąc przed nią ukłon.

– Miałem okazję zaprezentować się przed królową Elżbietą II w swoistym rodzaju pantomimy. Ale tego dnia ktoś mocno przesadził z pastą do podłogi. Tak wypolerował ją, że poślizgnąłem się i o mały włos nie wpadłem w objęcia królowej – wspomina Marcin Kozioł, autor książek przygodowych

Marcin Kozioł, autor książek przygodowych: Skończyłem Hogwar...

W serialu „The Crown” można było zobaczyć tę szkołę.

Jeden odcinek był jej poświęcony, ponieważ książę Karol też został do niej wysłany. Choć może lepiej brzmiałoby zesłany, bo on wyjątkowo nie lubił tego miejsca, po części ze względu na dyscyplinę właśnie. Nie odnalazł się w Gordonstoun. Uważał, że jest źle traktowany przez kolegów. I to on przełamał tradycję rodzinną i jego synowie już się tam nie uczyli.

Dzięki tej szkole został Pan nie tylko miłośnikiem teatru, ale też podróży. To kolejny rozdział w Pana życiu...

Zwiedziłem ponad 60 krajów i dzięki temu powstały też moje książki podróżnicze dla dzieci i młodzieży, jak choćby seria o wombacie Maksymilianie. One w zasadzie opowiadają o moich przygodach, chociaż w książkach patrzę na nie oczami wombata.

Wombata?

To niezwykle urocze i mało znane zwierzątko, pochodzące z Australii. I w zasadzie wombat to ja. Bo obdarowałem go swoimi przygodami. W Himalajach, na przykład, musiałem latać na paralotni, żeby potem mógł to w książce zrobić Maksymilian. Dzięki temu polatałem sobie w okolicach Annapurny. Niezapomniane widoki.

Czy pisanie książek dla dzieci i młodzieży powoduje, że dla dorosłego zatrzymuje się czas?

Coś w tym jest. Szczególnie chętnie piszę powieści przygodowe dla starszej młodzieży, z rozwiązywaniem zagadek, odkrywaniem tajemnic. Taka jest właśnie moja seria „Detektywi na kółkach”. Pierwsza książka z tej serii „Skrzynia Władcy Piorunów” jest lekturą uzupełniającą dla klas IV, V i VI.

Teraz ukazała się najnowsza część z tej serii – „Gwiazda Blachonosego”. To kolejna odsłona przygód nastolatków, którzy dają się uwikłać w przygody, wymagające od nich nie tylko odwagi i sprytu, ale także wiedzy naukowej czy umiejętności łamania szyfrów. Bohaterowie i ich przygody splatają się z wydarzeniami z przeszłości, które są oparte na faktycznych losach wybitnych naukowców. W jednej z książek pojawia się więc słynny wynalazca Nikola Tesla, a w tej ostatniej duński astronom Tycho Brahe, zwany Blachonosym.

– Teraz ukazała się najnowsza część z tej serii – „Gwiazda Blachonosego”. To kolejna odsłona przygód nastolatków, którzy dają się uwikłać w przygody,
– Teraz ukazała się najnowsza część z tej serii – „Gwiazda Blachonosego”. To kolejna odsłona przygód nastolatków, którzy dają się uwikłać w przygody, wymagające od nich nie tylko odwagi i sprytu, ale także wiedzy naukowej czy umiejętności łamania szyfrów. Bohaterowie i ich przygody splatają się z wydarzeniami z przeszłości, które są oparte na faktycznych losach wybitnych naukowców – mówi Marcin Kozioł, autor książek przygodowych Katarzyna Chrzanowska-Kozioł

W swoich powieściach staram się łączyć rozrywkę i naukę. Nienachalnie też pokazuję wartościowe postawy. Bo ci bohaterowie, jak kiedyś my podczas rejsu na Atlantyku, muszą na sobie polegać.

Czy młody czytelnik jest wymagający?

Bardzo. To czytelnik, który wytknie każdą niedokładność. Trzeba dbać o to, żeby wszystko było konsekwentne i logiczne. A przy tym, młody czytelnik wymaga akcji. Nie znosi dłużyzn. Historia musi być wartka, żeby nie poczuł się jak w szkole i dostrzegł, że nauka może być pasjonująca.

Chciałbym, żeby dobrze się bawiąc, odkrył takich ludzi jak Nikola Tesla czy Tycho Brahe, którzy naukę zmienili w treść swojego życia i traktowali ją jak jedną, wielką przygodę. Może ktoś też zechce oddać się swoim pasjom i uczyni ze swojego życia prawdziwą przygodową powieść. Z wieloma wciągającymi rozdziałami.

Książka to świetny pomysł na prezent, nie tylko z okazji Dnia Dziecka. Taki upominek wspiera rozwój malucha.

Książki dla dzieci to świetny pomysł na prezent z okazji Dni...

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki