Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Kowalczyk: Nie chcę być medialnym produktem

Ryszarda Wojciechowska
fot. T. Bołt
Nie chce być medialnym produktem. Mówi, że go to brzydzi. Po roli w „Jesteś Bogiem” usunął się w cień. Ostatnio Marcin Kowalczyk wyszedł z niego dla filmu „Anatomia zła” Jacka Bromskiego,

Jest Pan wybredny w wybieraniu ról?
Niektórym tak się może wydawać. Ja to nazywam komfortem. Przyjmuję tylko takie role, które mnie interesują. Zgadzam się jedynie na te filmy, które są w stanie mnie rozpalić.

Dużym wyzwaniem była rola w filmie Jacka Bromskiego „Anatomia zła”?
Wyzwaniem było zmieścić się w takim kinie, które proponuje Jacek Bromski. Bo ja całkiem inaczej patrzę na kino. Przyjmując od niego zaproszenie, w pewnym sensie dopasowałem się do jego spojrzenia na rzeczywistość i do jego poczucia humoru. Chociaż różnimy się pod tym względem skrajnie. Inne rzeczy nas śmieszą, co innego chcemy pokazać, a co innego ukryć przed widzem.

Najpierw Pan odmówił zagrania.**
Na początku miałem wątpliwości, czy ja z tym swoim spojrzeniem na kino dam radę być dla Jacka nie tyle dobrym partnerem, co narzędziem na planie. Bo mnie zależy na całym filmie, a nie tylko na zrobieniu roli. Ale Jacek ostatecznie mnie przekonał. Jeśli widzę, że jest szansa na kino autorskie, że reżyser chce coś od siebie powiedzieć, to taki film mnie przyciąga. Wcześniej zagrałem w „Hardkor Disko” Krzysztofa Skoniecznego, niedawno skończyłem zdjęcia do „Helu” Pawła Tarasiewicza i w każdym z tych filmów znalazł się problem, który - moim zdaniem - warto pokazać, czyli chęć uporządkowania takich spraw jak dobro i zło, naiwność i wyrachowanie. W przypadku „Hardkor Disko” i „Helu” mamy do czynienia z filmową prowokacją, intelektualną i emocjonalną. „Anatomia zła” to raczej moralitet. A opowiadanie o moralności jest dla mnie zawsze interesujące.

W „Anatomii zła” gra Pan byłego żołnierza, który wrócił z misji w Afganistanie. Przeszedł Pan wcześniej jakieś szkolenie?

Lubię poświęcać dużo czasu na przygotowania do roli. Ale jeszcze bardziej lubię tę rolę przegadać. Jacek w pewnym sensie uciekał od tego. Udało mi się jednak załatwić strzelnicę, żeby móc obyć się z bronią, poćwiczyć. Bo to nadaje wiarygodności postaci, którą gram. Dla tego chłopaka, choć to strasznie brzmi, karabin był przecież narzędziem pracy. Trudność polegała też na tym, że ja prywatnie mam ogromny wstręt do broni palnej i potrzebowałem znacznie więcej czasu, żeby się przemóc. Ale i tak do końca zdjęć czułem dyskomfort, grając z bronią.

Pana bohater wraca z misji, podczas której zabił trzech cywilów. Wraca pewnie ze stresem pourazowym.

To było trudne do pokazania. Bo z jednej strony mamy do czynienia z wyparciem. Tak funkcjonuje wiele osób, które czują wewnętrzne rozdarcie, ale nie próbują się ze sobą rozliczyć, tylko cały wysiłek wkładają w to, żeby przedstawić problem tak, aby móc dalej spokojnie i wygodnie żyć. Większość z nas też nie potrafi tak żyć, żeby siebie nie okłamywać. Mój bohater wraca z wojny i czuje się ofiarą tylko dlatego, że wykonał rozkaz i pociągnął za spust. Nie ma wyrzutów sumienia. Bo tak jest w wojsku szkolony, żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Mechanizm prowadzenia konfliktów polega na tym, że tę odpowiedzialność się maskuje albo zrzuca na kogoś innego. Ten, który strzela, wykonuje rozkaz. Ten, który wydaje rozkaz, nie pociąga przecież za spust. W związku z tym nie ma winnych i możemy się dalej zabijać.

Przyglądał się Pan na planie „Anatomii...” pracy Krzysztofa Stroińskiego.
Krzysztof Stroiński pracuje zupełnie inaczej niż ja. I to było pewne utrudnienie dla nas obu.

Dwóch indywidualistów?
Każdy z nas jest indywidualistą. Ale Krzysztof woli przygotować się do roli w domu. Więc nie chce próbować na planie. A ja głównie lubię pracować na próbach. Nie chcę odgrywać tych samych melodii, których się już wcześniej nauczyłem od partnera. Bo to mi się wydaje fałszywe. Krzysztof jest mistrzem, więc w jego przypadku nie ma fałszu. Ja tylko mogę przyznać, że tak jak on nie potrafię pracować. Nie szliśmy na kompromis, tylko staraliśmy się nie utrudniać sobie życia na planie.

Krzysztofa Stroińskiego można podziwiać nie tylko za role, ale też za dystans do tej całej celebry. Pan również po „Jesteś Bogiem” mógłby już odcinać kupony, a jednak trzyma się z dala od medialnego zgiełku.
Nie ma w tym nic dziwnego. Mam wrażenie, że poruszamy się w świecie stereotypów. Że o młodych myśli się jak o naiwnych, nieświadomych i próżnych ludziach. Ale tak samo stary, jak i młody potrafi się świetnie w tych „dolegliwościach” wykazać. A celebryctwo? Tu nie ma nawet o czym rozmawiać. To chyba jasne i czytelne dla większości, że ja chcę robić tylko filmy, i tyle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki