Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gerwin i Marcin Skwierawski. Nie trzeba się zgadzać we wszystkim

Jacek Wierciński
Marcin Gerwin (z prawej) i Marcin Skwierawski (z lewej) zostali nominowani za skuteczną promocję obywatelskiej odpowiedzialności i partycypacji
Marcin Gerwin (z prawej) i Marcin Skwierawski (z lewej) zostali nominowani za skuteczną promocję obywatelskiej odpowiedzialności i partycypacji Przemek Świderski
Trudno mówić o Marcinie Gerwinie i Marcinie Skwierawskim jako o tandemie, bo kierunek, w jakim powinien iść projekt sopockiego budżetu obywatelskiego, często widzą odmiennie.

Poza dyskusją pozostaje jednak fakt, że obaj uczestniczyli w eksperymencie, który w Polsce nadał nowe - konkretne i namacalne oblicze pojęciu „partycypacja”. I który okazał się skuteczny.

- Cieszę się, że budżet obywatelski jest w Sopocie kontynuowany kolejny rok. Jego jakość pozostawia jednak wiele do życzenia. Brakuje debaty na temat priorytetów rozwoju miasta, a także czas już, by projekty wybierać w ramach panelu obywatelskiego, zamiast w głosowaniu powszechnym - ocenia dziś Marcin Gerwin.

Doktor politologii i autor książki „Żywność i demokracja”, działacz ekologiczny od niemal dekady sadzi jagodę kamczacką, borówkę amerykańską i truskawki pod sopocką biblioteką w ramach projektu „Podziel się ogrodem”. Jego konik to partycypacja - stąd pomysł przeszczepienia egzotycznego w polskich realiach budżetu obywatelskiego z brazylijskiego Porto Allegre do Sopotu.

Mieszkańcy sami proponują, na co wydać określoną kwotę z budżetu gminy (na który wcześniej „zrzucają się” płacąc podatki). Później - w demokratycznym głosowaniu - decydują, na co przeznaczą pieniądze. Powstają skwery, nowe ławki, miejsca do parkowania albo place zabaw.

Dziś podobne mechanizmy działają w Gdańsku, Bytowie, Kwidzynie i dziesiątkach gmin w całym kraju, ale ponad pięć lat temu, gdy do sopockiego magistratu zgłosił się długowłosy politolog, ludzie robili wielkie oczy.

Przed ogólnokrajową karierą budżetu obywatelskiego Gerwin do swojego pomysłu przekonać musiał miejskich urzędników. Po drugiej stronie stołu - z ramienia władz miasta jego partnerem był Marcin Skwierawski.

Dziś 35-latek, absolwent socjologii i zarządzania na Uniwersytecie Gdańskim, zanim zasiadł na fotelu wiceprezydenta kurortu przeszedł długą drogę. „Zaczynał od samorządu w szkole podstawowej, a potem w liceum. Podczas studiów pełnił funkcję przewodniczącego wydziałowego samorządu studenckiego” - czytamy na stronie internetowej Sopotu. Później przez wiele lat z ramienia PO zasiadał w Radzie Miasta Gdańska i piął się po szczeblach kariery w sopockim magistracie - zostając asystentem prezydenta Jacka Karnowskiego, jego pełnomocnikiem ds. kontaktów samorządowych i wreszcie jednym z dwojga zastępców.

- Budżet obywatelski to absolutnie fantastyczny projekt, który odmienił samorząd. Model wypracowany w Sopocie obecnie realizowany jest w prawie 200 samorządach w całej Polsce. W 2011 roku do BO podchodziliśmy z nieśmiałością, czasami ze strachem. Nie wiedzieliśmy, jak się zabrać za ten temat, nie mieliśmy żadnego przykładu z kraju, nie wiedzieliśmy, jak go realizować. Ograniczały nas liczne przepisy prawne, brak doświadczenia i niepewność ostatecznego efektu. Mimo to wypracowaliśmy na zasadzie umowy społecznej model, który się sprawdził. Z perspektywy pięciu lat uważam, że jest to kapitalny projekt, który wrósł w realia polskich miast i zaakceptowali go mieszkańcy - podkreśla Skwierawski i choć zaznacza, że proces partycypacji „nie jest łatwy”, to przynosi olbrzymie efekty.

Współpracę z Gerwinem wiceprezydent określa jako pokazującą, że „można połączyć idealistyczne podejście oraz teoretyczną wiedzę z licznymi ograniczeniami ich realizacji oraz koniecznością spojrzenia całościowego na miasto tak, aby powstało coś innowacyjnego i nowoczesnego”.

- Nie trzeba się zgadzać we wszystkich kwestiach, aby współpracować i dążyć do kompromisu. Współpraca w oparciu o różnorodność i inną perspektywę prowadzi do nowych, innowacyjnych rozwiązań. Tak też stało się w przypadku BO - dodaje Skwierawski.

Sam pomysłodawca sopockiego budżetu obywatelskiego przyznaje, że nie rozumie, dlaczego „współnominowanym” jest polityk PO, którego wspomina jako trudnego i opornego partnera. Dlatego z dystansem podchodzi do decyzji kapituły „Dziennika Bałtyckiego”.

Podobny pogląd wyrażają radni opozycji.

- To my, jako Prawo i Sprawiedliwość, aktywnie uczestniczyliśmy w przygotowywaniu projektu budżetu obywatelskiego z Marcinem Gerwinem, a nie władze miasta. Od początku siłowaliśmy się, żeby przeforsować ten pomysł - mówi Piotr Meler, radny Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Miasta Sopotu. - Pan Gerwin włożył dużo pracy już na poziomie wstępnych założeń projektu budżetu obywatelskiego, a władze miasta zdecydowanie później zaakceptowały ten pomysł, więc konsumowanie tego jako własnego sukcesu jest grubą przesadą. Cieszę się, że czas pokazał, że włączenie sopocian do współdecydowania to dobry kierunek, ale nominacja dla władz miasta to przekłamywanie rzeczywistości - uważa.

Niezależnie od różnic dzielących dwóch sopockich kandydatów do nagrody Człowieka Roku 2015, niezaprzeczalny jest sukces, jakim okazał się pierwszy w Polsce budżet obywatelski, który w kolejnych latach adaptowały kolejne polskie miasta. Na Sopot patrzyły bowiem nie tylko Gdańsk czy Gdynia - do miasta ciągnęły prawdziwe pielgrzymki chcące poznać zasady działania demokracji bezpośredniej.

- Dziś w Puławach realizujemy już czwartą edycję budżetu obywatelskiego. Przy każdej edycji staramy się dostosowywać regulamin do oczekiwań mieszkańców i wprowadzamy nowe rozwiązania. W tegorocznej edycji stworzyliśmy specjalny serwis internetowy dotyczący konsultacji społecznych, wprowadziliśmy dodatkowe zabezpieczenia w głosowaniu internetowym oraz daliśmy możliwość składania wniosków online - mówi Paweł Wójcik z puławskiego magistratu, który wspomina, że to właśnie w Sopocie delegaci z zachodniej Kielecczyzny zapoznawali się z dobrymi praktykami kolegów, gdy zdecydowali się na wdrożenie u siebie podobnego projektu.

Oprócz puławian pierwsze kroki w demokracji bezpośredniej w Sopocie stawiali też delegaci z Torunia, Łodzi, Poznania czy Zakopanego.

Choć sam Gerwin nie jest obecnym kształtem budżetu obywatelskiego w kurorcie zachwycony, są tacy, którzy w ewoluującym wciąż projekcie dostrzegają progres.

- Lepiej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o informację, jak zgłaszać projekty i jak głosować, poprawiła się przejrzystość i estetyka ulotek - często ludzie nie mają czasu czytać dłuższych tekstów, więc prosta i zwięzła forma ułatwia sprawę. Również konsultacje społeczne w postaci spotkań z mieszkańcami na temat zasad działania budżetu zrobiły swoje - mówi Piotr Harhaj ze stowarzyszenia Na Drodze Ekspresji, które zgłaszało pod głosowanie sopocian swoje projekty społeczne, a w latach ubiegłych współorganizowało pikniki, na których mieszkańcy zapoznawali się z zasadami działania budżetu obywatelskiego i konkretnymi propozycjami poddanymi pod głosowanie. Jako zmiany na lepsze wskazuje na przykład podział ogólnej puli pieniędzy na mniejsze osiedla, by te liczniej zamieszkane nie zgarniały całej stawki oraz wydłużenie okresu pomiędzy zgłaszaniem projektów i głosowaniem pozwalające uniknąć „wyścigu zgłoszeń”.

Choć mechanizmy partycypacji wykuwają się w bólach, to rosnące na Pomorzu i w całej Polsce zaangażowanie mieszkańców w kształtowanie najbliższego otoczenia i zabieranie głosu w sprawie decyzji bezpośrednio wpływających na jakość i warunki życia sprawiają wrażenie procesu, którego nie sposób zatrzymać. Procesu, w którym istotną rolę odegrał sopocki wstęp do doświadczenia demokracji bezpośredniej.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki