Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Gałek, spiker Lechii Gdańsk: Cała frajda polega na tym, że na stadionie jest publiczność i jest z nią interakcja

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Marcin Gałek na trybunach stadionu przy ul. Traugutta podczas inscenizacji historycznej meczu
Marcin Gałek na trybunach stadionu przy ul. Traugutta podczas inscenizacji historycznej meczu Karolina Misztal
Marcin Gałek, gdański spiker, którego głos kibice Lechii Gdańsk znają od 2004 roku, opowiada nam o życiu w obliczu pandemii koronawirusa, zmianach, jakie czekają futbol w Polsce, a przede wszystkim o… Lechii Gdańsk.

Co robi piłkarski spiker, kiedy wstrzymane są rozgrywki?
Pracuje on-line, chociaż łączę to z dyżurami stacjonarnymi. Śledzi na bieżąco doniesienia, jeśli chodzi o piłkę nożną. Pisze „Głosem spikera” na stronie lechia.pl. Przyznam, że tematów mi nie brakuje. Mamy 75 lat klubu Lechia Gdańsk, więc jest co podsumowywać i wspominać. Skupiłem się w tym roku na tematyce historycznej. Zresztą w tych warunkach nie ma innej tematyki. Z niecierpliwością czekam na mecze ekstraklasy. Liczę, że ten sezon da się dograć.

Jakie emocje towarzyszyły panu po tym, jak w połowie marca życie w Polsce zamarło praktycznie z dnia na dzień?
Smutno było. Ostatni oficjalny mecz rozegrany w kraju, to był nasz mecz pucharowy z Piastem Gliwice. Kilka osób było pod stadionem i na poziomie murawy słychać było ich krzyki. Myślę, że piłkarzom i osobom zaangażowanym w pracę przy meczu było raźniej, że ktoś poświęcił swój czas i przyszedł pod stadion. Piłka nożna, tak jak powiedział Jan Paweł II, to najważniejsza rzecz spośród tych nieważnych. Okazuje się, że można bez niej żyć, ale ja tęsknię. Należę do tej wąskiej grupy społeczeństwa, która jest uzależniona od tych emocji. Śledzę nie tylko ekstraklasę, ale zaglądam też w tabelę niższych ligi oraz ligi angielskiej, gdzie zaglądam cały czas i patrzę jak idzie Wolverhampton Wanderers. Biorę udział w Fantasy Premier League, która jest zawieszona, a idzie mi tam najlepiej spośród wszystkich sezonów jak do tej pory.

Rozwiąż quiz: Jak dobrze znasz piłkarskie kluby z Pomorza? [QUIZ]

Nie wszyscy się tak ekscytują piłką, bo ważniejsze są teraz inne sprawy…
Tak, to czy będziemy mieć pracę to jest ważne. Obserwuję trudne sytuacje, bo jeszcze nie dramaty, znajomych, z którymi znam się z trybun, czy z meczów wyjazdowych Lechii. Niektórzy z nich nie mają w tej chwili pracy, niektórzy mają obniżone wynagrodzenia. To są ciężkie chwile. Brak ekstraklasy przy tym jest drugorzędny. Natomiast dziwne są weekendy bez meczów. Zazwyczaj od piątku od godz. 18 śledzę wyniki, choć oglądam najczęściej tylko mecze Lechii, tudzież jakiś magazyn ze skrótami goli.

Już na meczu z Piastem Gliwice, witając się z piłkarzami, machałem im z odległości trzech metrów. Oni się uśmiechali, że mogę im podać rękę, ale ja odpowiedziałem żartobliwie, że nie chcę wejść do historii Lechii Gdańsk, jako spiker, który pozarażał całą drużynę.

Tak sobie myślę, że dobrze, że w pana przypadku hobby, które przerodziło się w pracę przy meczach piłkarskich nie jest jedynym źródłem utrzymania i przez to pandemia nie zatrzymała służbowego życia zupełnie.
Mam ten przywilej, że chleb z masłem jest na bieżąco. Jest może skromniej, bo nie kryję, że liczba imprez odwołanych, oprócz meczów Lechii, jest spora. Jednak wobec sytuacji ludzi, którzy całość dochodów mają uzależnioną do eventów, od sprzedaży, ponadto zatrudniają pracowników, którym trzeba płacić pensje, moja sytuacja jest stabilniejsza. Obiad dzisiaj zjem normalnie. Najbardziej brakuje kontaktów międzyludzkich. Jako człowiek lubię spotykać się z ludźmi. Brakuje mi kontaktów i to nie tylko piłkarskich.

Łyżką miodu do beczki dziegciu, jaką jest nasza kwarantanna i odosobnienie w czasie pandemii, ma być wznowienie rozgrywek piłkarskiej ekstraklasy. Dla pana ta decyzja to ulga, podekscytowanie z racji najważniejszych meczów sezonu?
Cieszę się, bo mi tego brakuje. Czekam na jakieś wytyczne, czy ja jako spiker mam prowadzić takie mecze, czy nie. Będę o to pytał dyrektora bezpieczeństwa Marka Czyżewskiego, żeby dowiedzieć się, na czym stoimy. Mecz piłkarski to ci panowie, którzy biegają po boisku, ale także te bandy ledowe, zobowiązania wobec sponsorów. Współpracuję tutaj z Arturem Kornackim, który w Lechii jest odpowiedzialny za emisję informacji na nośnikach reklamowych i telebimach. Jeżeli w ogóle będę mógł być na stadionie, nie będę stykał się z drużyną. To nie stanowi problemu. Zresztą już na meczu z Piastem Gliwice, witając się z piłkarzami, machałem im z odległości trzech metrów. Oni się uśmiechali, że mogę im podać rękę, ale ja odpowiedziałem żartobliwie, że nie chcę wejść do historii Lechii Gdańsk, jako spiker, który pozarażał całą drużynę. Czuję się dobrze, ale nie mogę zagwarantować, że czegoś nie mam. Nie chcę, żeby komukolwiek coś się stało.

Sportowcy podkreślają, że wydarzenia bez kibiców to przekleństwo. Czy pan odbiera to tak samo?
Wrócę jeszcze do meczu z Piastem Gliwice, który odbył się już bez kibiców. Nie wiem, czy wiele osób to zauważyło, ale odtworzyliśmy „My wierzymy” z głośników. Jingle po zdobytych bramkach były takie same jak podczas meczu z kibicami. Staraliśmy się zachować normalny cykl produkcyjny meczu. Wiem, że w telewizji to było słychać. Nawet ktoś mi napisał, że fajnie, że to poleciało. Mecze bez kibiców są inne, ta otoczka, to przybijanie piątek po meczu, te wszystkie komunikaty, apelowanie o kulturalny doping. W swoim życiu przeprowadziłem już przynajmniej cztery mecze przy pustych trybunach. Wcześniej, jeszcze na Traugutta, na pewno były trzy mecze bez publiczności: dwa mecze II-ligowe i jeden ekstraklasy z Jagiellonią Białystok. Na Traugutta była ta „trybuna leśna” i doping zza płotu. Nie chcę być źle zrozumiany, ale dla spikera jest łatwiej, gdy nie ma tematu dopingu z wulgarnymi słowami. Jeśli miałbym prowadzić mecz bez publiczności, czy taki dla 300 osób bez zorganizowanego dopingu, czy taki z 20 tysiącami kibiców, gdzie czasami muszę apelować o kulturalny doping, to cała frajda polega na tym, że jest ta publiczność i jest z nią interakcja.

CZYTAJ TAKŻE: Mecze reprezentacji Polski w piłce nożnej na stadionie w Gdańsku Letnicy. Od spotkania z Niemcami do meczu z Czechami [galeria]

Na naszym podwórku trójmiejskim przerwa wyszła w ciekawym momencie, tuż przed derbami Trójmiasta. Jeśli uda się ruszyć w końcówce maja, to będzie to mecz Lechia – Arka. Zastanawialiśmy się, czy będzie to mecz z udziałem kibiców gości, a teraz okazuje się, że derby stracą najważniejszy smaczek.
Kilka lat temu udzieliłem wywiadu „Dziennikowi Bałtyckiemu” i tam padło pytanie, czy jako spiker mam jakieś marzenia. Miałem wtedy jeszcze dwa niespełnione marzenia. Marzyłem, żeby poprowadzić mecz Lechii w europejskich pucharach i to mi się udało w ubiegłym roku, kiedy w lipcu rywalizowaliśmy z Brøndby. Drugą rzeczą było poprowadzić jako spiker derby Trójmiasta na wypełnionym Stadionie Energa Gdańsk, gdzie będą też kibice gości. Mecz z kibicami gości ma swoje smaczki, swój specyficzny wymiar. Jest wtedy rywalizacja na trybunach. Spiker też częściej podczas meczów derbowych musi się udzielać w kwestiach porządkowych. Tym razem było blisko. Bałem się, że wojewoda po raz kolejny wymyśli jakiś absurdalny powód by mecz rozegrano bez kibiców gości, ale okazało się, że wyręczył go koronawirus. Jeżeli uda się rozegrać te derby, to przejdą one do historii jako derby bez kibiców.

Lechia Gdańsk jest w środkowej części tabeli ekstraklasy i tak naprawdę na wznowieniu rozgrywek może wiele zyskać. Czy pana zdaniem jest możliwość powtórzenia ubiegłorocznego sukcesu?
Możliwość jest cały czas. Piłkarze podkreślają od początku sezonu, że dużą frajdę sprawiłaby im obrona Pucharu Polski. Rywalizacja w lidze też jest ważna chociażby z powodu możliwości zdobycia medalu ale również z uwagi na fakt, że im wyżej w tabeli jesteś, tym większe pieniądze dostajesz. Zeszłoroczny brązowy medal - dopiero drugi raz w historii klubu to się Lechii udało. Czy ja wierzę? To jest sport i ja ciągle wierzę. Spojrzałem w tabelę i wiem, że panuje tam duży ścisk, ale gdybyśmy wygrali z Arką, to będzie to już duży handicap w walce o ósemkę, o zbliżenie się do podium.

Są i takie kluby, którym nie w smak wznowienie gry…
Dla mnie to kuriozum. Wydaje mi się, że sportowców i kluby piłkarskie powołano po to, żeby rywalizować. A jeżeli niektóre kluby oznajmiają, że najchętniej skończyłyby tę rywalizację, to nie wiem, po co istnieją. Jest się dla kibiców, dla emocji. Ci kibice tworzą pewną społeczność. Te mecze są wyznacznikiem terminów, kiedy się można spotkać, wyznaczają rytm życia dla tych społeczności.

Niedługo, 2 maja będzie rocznica zdobycia Pucharu Polski. 19 maja ubiegłego roku lechiści odbierali brązowe medale… Jak wspomina pan ten moment?
W moich felietonach namawiałem do wspólnego świętowania 19 maja mistrzostwa i Pucharu Polski. Ostatecznie wyszło, że świętowaliśmy brązowy medal i puchar. To był fantastyczny wieczór. Wiele osób wtedy do mnie podchodziło, kibiców 40+, 50+. Oni byli zachwyceni, bo to było pierwsze takie świętowanie w ich życiu. Zresztą w moim też. Chciałbym, abyśmy w tym roku mogli się znowu spotkać i coś świętować. 19 maja 2019 roku zapamiętam, bo rzadko w Lechii mam jakieś swoje życzenia. W związku z tym, co się działo, chciałem pojechać z piłkarzami na Długą i tak się stało. To była niedziela, godzina 22, a w takiej porze na ogól ludzie myślą o poniedziałku i o pójściu do pracy. Wyruszając ze stadionu Energa nie wiedzieliśmy, czy będzie tam dużo ludzi, czy mało. Wyjeżdżaliśmy i dostałem zdjęcie z Długiej, która była pełna ludzi. Pokazałem to piłkarzom i powiedziałem, że czekają na nas tłumy. Widziałem, że się ożywili i zrozumieli, że to nie będzie przejazd po Gdańsku i machanie sobie nawzajem, ale że to święto tego miasta. Maciej Słomiński powiedział mi później na spotkaniu, że gdyby Lechia zdobyła mistrzostwo, to ktoś pewnie wisiałby ze szczęścia na wskazówce zegara na Ratuszu Głównego Miasta.

Zakładam, że po pandemii spadną stawki płacone piłkarzom i okażę się, że wielu polskim, młodym piłkarzom nie będzie się zwyczajnie opłacało jechać do Włoch, Niemiec, Francji czy Hiszpanii.

To była też przepustka do upragnionych europejskich pucharów.
Do Brøndby pojechało 1500 osób. Na rynku w Kopenhadze, skąd ruszyliśmy później na stadion, atmosfera były wyjątkowa. Mój przyjaciel Tomek Fijałkowski po tym meczu powiedział, że do tej pory chcieliśmy grać w pucharach, a po tym meczu coś się zmieniło. Zapytałem go więc, co się zmieniło. A on odparł, że teraz już wie, dlaczego powinniśmy grać w pucharach. Spotkanie z tymi ludźmi w Danii podkreślało tę wspólnotę. Zeszły sezon był niesamowity. To było wiele niesamowitych chwil spędzonych wspólnie przez fanów Lechii, w Gdańsku i poza nim. W tym sezonie szczególnie utkwił mi w pamięci moment pod stadionem Chełmianki Chełm. Koniec października, środa, godz. 12.50, większość ludzi podczas normalnego rytmu wyznaczanego przez pracę bądź szkołę, a na parkingu pod stadionem Chełmianki jest ok. 180 osób, które poświęciły jeden lub dwa dni urlopu, aby się tam zjawić. A to był mecz z mało renomowanym rywalem. My teraz mamy zakaz wyjazdowy, ale w meczu Pucharu Polski wolałbym, abyśmy półfinał rozegrali na wyjeździe, by znów poczuć ten klimat.

W jakim kierunku może pana zdaniem pójść piłka nożna już po uporaniu się z problemami wynikającymi z pandemii koronawirusa?
Paradoksalnie koronawirus może pomóc polskiej piłce klubowej. Jesteśmy daleko za czołówką, za peletonem, bo w pucharach europejskich nam nie idzie. To jest efekt wybitnie ekonomiczny, bo kluby, które płacą najwięcej mają najlepszych piłkarzy. Kluby, które płacą mniej, a do nich zaliczamy się my, mają tych piłkarzy odpowiednio słabszych. Zakładam, że po pandemii spadną stawki płacone piłkarzom i okażę się, że wielu polskim, młodym piłkarzom nie będzie się zwyczajnie opłacało jechać do Włoch, Niemiec, Francji czy Hiszpanii. Mając pewny plac gry w polskich drużynach będą woleli grać tu, niż za naprawdę niewielką różnicę mieliby gdzieś grzać ławkę rezerwowych. Czy mając 10 tysięcy euro w Polsce, będą chcieli walczyć w Niemczech za 12 tysięcy euro. Nie mówię, że od razu zaczniemy regularnie grać w Lidze Mistrzów, ale ta przepaść pomiędzy piłką klubową czołowych lig a ekstraklasą w jakiś sposób może się zmniejszyć. Gdzie to nas usytuuje, jako polskie drużyny klubowe? Tego nie wiem. Przewaga hegemonów europejskiej piłki zmaleje. Pytanie tylko, czy dotrze to do włodarzy naszych klubów. Wierzę też, że kibice stęsknią się za byciem na stadionie. Zmartwił mnie jednak Wojtek Kuchta, czyli rezerwowy spiker Lechii, który prowadzi ze mną wiele wydarzeń hokejowych, czy rugby. Dotarł on do badań sondażowych ze Stanów Zjednoczonych wśród kibiców futbolu amerykańskiego i tam 72 procent ludzi zadeklarowało, że w pierwszej kolejności nie pójdzie na mecz, bo boi się koronawirusa i będą czekać. Nie wiem, czy społeczeństwo polskie myśli tak, jak amerykańskie, ale był to jakiś niepokojący sygnał. Mam nadzieję, że się spotkamy jak najszybciej i będzie się można cieszyć z bramek Lechii, że będzie można wrócić do normalnego kibicowania, jakie było do marca tego roku.

Piłkarze szykują się do rozgrywek. PZPN sfinansuje testy na obecność koronawirusa
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

echodnia Jacek Podgórski o meczu Korony Kielce z Pogonią Szczecin

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki