Do Gdyni powrócił Marcin Budziński, doświadczony, 29-letni pomocnik. Tym samym dołącza on do pozyskanych bądź wypożyczonych już wcześniej Kamila Antonika, Dawita Schirtladze, Fabiana Serrarensa, Azera Bušuladžica, Santiego Samanesa oraz Michała Kopczyńskiego. Dwóch ostatnich niestety nadal nie może pomóc żółto-niebieskim na boisku, gdyż są kontuzjowani.
CZYTAJ TAKŻE: Arka Gdynia to... murowany kandydat do spadku? Jacek Zieliński nie ma łatwego życia
Marcina Budzińskiego starszym kibicom Arki nie trzeba szczegółowo przedstawiać, gdyż doskonale pamiętają go z występów na boisku przy Olimpijskiej. Zawodnik pochodzący z Giżycka i stawiający pierwsze kroki w tamtejszych Mamrach to właśnie w żółto-niebieskich barwach wypłynął na szerokie wody. Już jako nastolatek zameldował się w Gdyni. Początkowo występował w drużynie juniorów oraz w Młodej Ekstraklasie. Jednak już w wieku 18 lat stał się „pewniakiem” do gry w podstawowym składzie gdyńskiego zespołu. Trafił też do młodzieżowej reprezentacji Polski.
W barwach Arki zdołał zagrać łącznie 75 razy. Skutecznością nie grzeszył, gdyż strzelił tylko jednego gola. Kibice pamiętają go za to do dziś z niezwykłej zadziorności i nieustępliwości.
Niewiele brakowało też, aby jego znakomicie zapowiadającą się karierę już na samym jej początku zastopowała choroba. U zawodnika wykryto złośliwy nowotwór, chłoniaka. Marcin Budziński musiał poddać się leczeniu i chemioterapii. Oznaczało to przerwanie treningów. Słowa wsparcia i otuchy płynęły dla niego wówczas z całej Polski. Ostatecznie zawodnik wygrał z rakiem i w żółto-niebieskiej ekipie, prowadzonej wówczas przez Czesława Michniewicza, powrócił na boisko. Jak sam potem mówił, otrzymał od losu drugie życie.
W życiu prywatnym miał jednak także mniej chwalebne chwile i nie ustrzegł się „błędów młodości”. Przez jakiś czas tytułowany był w mediach jako Marcin B.. Policja oskarżyła go, że do spółki z innym, młodym wówczas zawodnikiem Arki, Krzysztofem B., pobił sąsiada. Wcześniej miało dojść do awantury na klatce schodowej w budynku przy ul. Legionów na Wzgórzu Św. Maksymiliana, w którym klub wynajmował obu piłkarzom mieszkanie.
Krzysztof B. ostatecznie nie zaistniał na poważnie w ekstraklasie, ale Budzińskiemu ten incydent zbytnio nie zaszkodził. Po czterech sezonach, spędzonych w „dorosłej” Arce, przeniósł się do silniejszej finansowo i kadrowo Cracovii. Bywały momenty, że w barwach „Pasów” zaliczany był do czołowych pomocników całej ligi. Tak było z pewnością w sezonach 2014/2015 i 2016/2017, w których strzelił odpowiednio 9 i 7 bramek. Z dobrej strony pokazał się także w ubiegłym roku w barwach Melbourne City FC w silniejszej od polskiej ekstraklasie australijskiej. W 16 występach strzelił 6 bramek.
Trener żółto-niebieskich Jacek Zieliński, który pracował już z popularnym „Budzikiem” w Cracovii, bardzo na niego liczy. - To zawodnik z doświadczeniem w polskiej ekstraklasie - mówi Jacek Zieliński. - Grał w Arce więc mam nadzieję, że okres aklimatyzacji nie potrwa długo i wkrótce będzie gotowy do tego, aby nas wzmocnić na boisku.
Rasistowski skandal czy przywiązanie do tradycji? Rosyjscy kibice nie chcą w drużynie byłego piłkarza Barcelony
RUPTLY / x-news
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?