Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam pretensje do naszych piłkarzy, że są nieprzewidywalni [rozmowa]

Michał Skiba
Po prawej Jarosław Janiszewski
Po prawej Jarosław Janiszewski Przemek Swiderski/Polskapresse
O pamiętnym "KoKo, Euro spoko", muzyce w piłce nożnej i samej piłce nożnej rozmawiał Michał Skiba z Jarosławem Janiszewskim - polskim muzykiem i dziennikarzem.

Pamięta Pan „Koko, Koko Euro Spoko”?

Bardzo ładne. Wiejski utwór, którego z pamięci dokładnie nie zaśpiewam. Pamiętam, że podobał mi się bardzo. Byłem zdziwiony, że tzw. elity w Polsce stłamsiły panie, które chciały coś zrobić. Było mi ich bardzo żal.

Robert Lewandowski i inni niekoniecznie byli zachwyceni tym utworem.

Roberta przeważnie ponoszą pieniądze, dlatego tak dobrze gra. Na pewno nie dzięki piosenkom. Jestem od sportu zdystansowany. Obawiam się, że drużyna, która nie ma zbyt wiele wspólnego ze sobą, bo grają rozsiani po gdzieś po świecie, nie będzie zgrana. Będą problemy z wyjściem z grupy. Nawet z Japonią będą kłopoty.

Polacy nie będą wyjątkiem, każdy przed mundialem złapie się na kilkanaście dni i to by było na tyle przed MŚ.

Ale efekt jest taki, że jeżeli odniosłeś sukces, jak „Lewy” i paru innych, to nie ma w tobie kosmicznej energii do walki. Nie ma zewu krwi. Senegalczycy, czy Japończycy będą chcieli się pokazać. Zdobyć kontrakty. Będą walczyć o każdą piłkę. Nie wiem, czy Lewandowskiemu będzie się tak chciało. Oczywiście, że on chce do Realu Madryt, ale po ostatnich meczach z nimi stracił na to szanse.

Jest Pan zdystansowany, ale piosenka dla kadry jednak powstała.

Bo jestem przewrotny. Chciałbym, byśmy wspierali naszych, ale oryginalnie. Nie proponując utworu, który jest banalny. Z kultury disco-polo. Sięgnąłem po Tarantellę włoską. Mój utwór „My wygramy mecz” nawiązuje do tego. Prosty i fajny bit z bębnem. Może walenie w bęben sprawi, że zagrają lepiej. Wywodzę się z kultury punk-rockowej. Nie lubię łzawej słowiańszyczyny, płaczów i tęsknoty. Moja kompozycja ma dać chłopakom energię.

W razie przegranej będzie lincz na kadrze?
Nie. Jest generalna zasada, że zawsze miałem pretensje do polskich piłkarzy, że nigdy nie można było przewidzieć, co zagrają. Niemcy nie zejdą poniżej pewnego poziomu, z naszymi nie wiesz nic. Taka Legia Warszawa wygrywa mistrzostwo i potem jedzie na Litwę czy gdziekolwiek indziej i przegrywa z byle kim. Tego nie mogę zrozumieć. Ktoś kto prezentuje poziom, nie może zejść za nisko.

Polska piłka jest nieprzewidywalna jak polska scena rozrywkowa?
Pamięta Pan jak Artur Boruc nie trafił w piłkę? To są rzeczy ciekawe i śmieszne. Sport ma to do siebie, że niesie wiele emocji. Nikomu nie kibicuję, chcę widowiska. Już się umówiłem z przyjaciółmi, że kupimy sobie trochę rozweselających płynów i zrobimy sobie kanapki z rybą. Spotkanie Bayernu z Realem? Byłem zachwycony. Można docenić kunszt i klimat. To jak chłopaki z Realu przykryli naszego Lewandowskiego, to on musi wyciągnąć wnioski, bo zaraz wszyscy zaczną go zatrzymywać.

Jaki jest idealny utwór do dopingu? Ma Pan jakieś ulubione?

Nawiązałbym do klimatu słowiańszczyzny. W Polsce idea banału, prostoty i byle jakości zwraca uwagę, a wie Pan, jaki utwór jest śpiewany na stadionie Bayernu po golu? The White Stripes - Seven Nation Army. Miałem okazję przejeżdżać koło domu Jacka White’a w Nashville. Tam jest ładnie, ciepło, niedaleko Teksasu. Liverpool ma You’ll Never Walk Alone i to jest ciekawe. Wpadają w głowę.

„You’ll Never Walk Alone” to nawet piosenka z musicalu.

I to jest piękne. Trzymam kciuki za mój utwór „My wygramy mecz”, bo wiara czyni cuda, pod warunkiem, że uwierzymy. Znam paru polskich sportowców, którzy osiągnęli sukces. Mój kolega z osiedla Dariusz Michalczewski powiedział, że wiara pozwala na swobodę. By technika i umiejętności mogły się ujawnić. Stres nas paraliżuje, a wiara jednak czyni cuda.

Na scenie również?

W każdej dziedzinie sztuki wiara ma swój głęboki sens. Wtedy jesteś wiarygodny i otwarty. Jak się nie uda i sztuka będzie tępa i twarda, to jednak dalej jest szczera. Szczerość jest czymś kosmicznym. Ludzie potrafią to odczytać. Pisząc tekst „My wygramy mecz”, mówiłem o cudach. A jesteśmy krajem chrześcijańskim. Gdy w 1974 roku zajęliśmy trzecie miejsce, to rozpoznawano Polskę po piłkarzach, nie po aktorach czy politykach. Kiedyś byłem na wakacjach w Chorwacji, siedzieliśmy z kolegami w restauracji i zapytał nas kelner skąd pochodzimy. Gdy usłyszał Polska, odpowiedział: Aaa, Olisadebe! Padliśmy ze śmiechu. Naturalizowany człowiek z Afryki miał taką moc przekazu, że kojarzyli go z Polską.

A Polacy zaraz oszaleją od tych przekazów przed mundialem?

Stwierdzam od dawna, że społeczeństwa skupiają się wokół idei. Nieprzypadkowo w cesarstwie rzymskim robiono walki gladiatorów, ludzie wtedy skupiali się na tym, a nie na swoich problemach. I tak jest teraz, dzięki meczom ktoś zapomina, że nie zapłacił za prąd, nie ma na buty, pieniędzy za mało, matka poszła z Latynosem w długą, a ojciec ma kochankę nastolatkę. Skupienie wokół tego samego pnia sprawia, że są dumni. Mamy strajk osób niepełnosprawnych, mieliśmy kupić jakieś śmigłowce, których na pewno nie będzie. Ale trzeba odciągnąć uwagę ludności, by czuli się szczęśliwi przez chwilę. Znowu po mundialu trzeba będzie sobie przypomnieć, że trzeba zapłacić ZUS. Ale my chcemy być dumni z Roberta Lewandowskiego. Świat jest bardzo dziwny, nieprzewidywalny i lekko głupkowaty.

Inne mundialowe propozycje się Panu podobają? Na przykład Krzysztof Krawczyk stworzył piosenkę.
Nie wiem, kto pisał tekst dla Krzysztofa Krawczyka, akurat nie znamy się prywatnie. Jest to tajemniczy artysta. Nie wiem, dlaczego ma taką brązową twarz. Krażą pogłoski, że smołował dachy w Chicago, ale to jego trzeba zapytać. Może smoła się wryła w twarz? Natomiast muszę powiedzieć, że drużyna gra. Nie można tylko robić peanów dla „Lewego”. Ktoś mu też podał. Są obrońcy. Trzeba wspierać drużynę, jak czterej pancerni. Jestem fanem tego serialu. Jeden zajmował działo, drugi lizał się z psem i wszyscy byli szczęśliwi. Słuchałem piosenki Krawczyka i zdziwiła mnie idea, że ktoś robi pean dla - okej - rewelacyjnego napastnika, ale Robert sam meczu nie wygra.

A sztampa potrafi być denerwująca.

Trudno się mówi o swojej twórczości, bo wymaga to dystansu. Trudno powiedzieć, że jest lepszy lub gorszy. Myślę, że Wisława Szymborska nie wypaliłaby sobie w nogę, gdyby usłyszała moje teksty. Kiedyś był taki Pan Marek Torzewski, który miał fryzurę jak NRD-owski fryzjer. Śpiewał, że szkło pękało na zębach i płakać się chce. Oczywiście, że ktoś się wzruszy, ale ja jemu bym nie pozwolił dywanu wytrzepać. Musimy powalczyć o to, by wspierać kadrę z klasą. Nie możemy równać się z żałosnymi klimatami, a to teraz króluje. Legendarny już Sławomir to dobry przykład. To jest wstyd, że ktoś przyjedzie do Polski i usłyszy, że to najciekawszy artysta z Polski. A on głupi czytał o Andrzeju Wajdzie, Adamie Mickiewiczu, Szymborskiej, a tu wychodzi Sławomir - facet podłysiały z tajemniczym wąsem. Jego wizerunek jest taki, że mógłby pracować w burdelu. Możecie to napisać. Mam powiedzieć ludziom ze świata, że to przedstawiciel polskiej kultury? Był Wajda, Tomaszewski, Leszek Możdżer, wielu innych i potem ktoś widzi Sławomira. Robi mi się przykro. Ktoś musi wziąć za to odpowiedzialność, by coś się zmieniło, ale jestem marnej myśli. Idziemy w stronę bełkotu, disco-polo miesza się z narodowym klimatem i robi się taki melanż. I ten melanż sprawia, że wpadamy w dziurę. Nic z tego nie wynika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki