Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maja Sablewska: Już wiem, że to, co złe, może być początkiem czegoś dobrego [ROZMOWA]

Rozmawiała Ryszarda Wojciechowska
PAWEL LACHETA/ EXPRESS ILUSTROWANY
Maja Sablewska: - Zaczynając program, w którym bohaterki przechodzą metamorfozę, pomyślałam, że jestem najlepszym przykładem osoby, która sama przeszła ogromną zmianę. Z wizerunkową doradczynią, autorką programu "Sablewskiej sposób na modę" rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Od menedżerki gwiazd do gwiazdy. Wykonała Pani ogromny skok. Dobrze się Pani czuje w nowej skórze?
Nie wstydzę się mówić o tym, że zaczynałam od tworzenia fan clubów gwiazd, z którymi potem pracowałam jako menedżer. Teraz robię coś na własny rachunek. I szczerze mówiąc, nie czuję się gwiazdą. Nawet nie potrafiłabym tak o sobie pomyśleć.
Ale teraz, w tej roli czuję się dobrze. Bo widzę, że robię coś pożytecznego. I to mi dodaje skrzydeł, bez względu na to, czy mam pieniądze, czy nie, czy jestem w dobrej sytuacji życiowej, czy gorszej.

Pani sama przeszła ogromną metamorfozę - i wizerunkową, i osobowościową.
Kiedy zaczynałam tworzyć ten program, w którym bohaterki przechodzą metamorfozę, pomyślałam, że jestem najlepszym przykładem osoby, która sama przeszła ogromną zmianę. Jeszcze dziesięć lat temu miałam korekcyjny aparat na zębach, okulary, włosy związane w kitkę. Uda zasłaniałam ogromnymi bluzami, bo wydawało mi się, że są nieproporcjonalnie do reszty ciała. Teraz w tych bluzach chodzi mój tata. Byłam poprzyklejana do całej masy kompleksów. I było mi ciężko. Ale, o dziwo, te błędy, które popełniłam w życiu, przywiodły mnie do miejsca, w którym jestem dzisiaj. Mam jedną dobrą zasadę - nigdy się nie poddaję. Już wiem, że to, co złe, może być początkiem czegoś dobrego.

Jako menedżerka Dody i Edyty Górniak, czego się Pani od nich nauczyła?

Jeżeli chodzi o Dodę, to ja zakończyłam naszą współpracę, w przypadku Edyty - ona. Pracowałam też na początku z innymi gwiazdami, z Michałem Wiśniewskim, Patrycją Markowską, Kasią Kowalską. O tych gwiazdach się nie wspomina, bo tamte dwie je przyćmiły. Ale każda współpraca dała mi dużo dobrego -na tyle, że ja już teraz nie pamiętam tych złych rzeczy. I jak mnie ktoś pyta: no dobrze, ale dawałaś sobie radę z Edytą, to ja odpowiadam: - Tak, dawałam sobie radę. I co więcej, wspominam tę współpracę bardzo dobrze, bo przy Edycie efekty widać było bardzo szybko.

No dobrze, rozumiem, że o gwiazdach mówi Pani teraz oszczędnie. "Sablewskiej sposób na modę" trwa już dwa lata. Ile kobiet przeszło przez Pani ręce w programie?
Kilkadziesiąt pań. Kiedy wybieram kobiety do metamorfoz, myślę o Polkach, które oglądają ten program. I staram się wybierać takie książkowe przykłady, które rzeczywiście pokażą, jak można się zmienić, co można zrobić nawet wtedy, kiedy się jest w sytuacji beznadziejnej. Ten program nie ma scenariusza. Scenariusz pisze życie. I jedyna pewna, powtarzalna historia to castingi.

Kobiety chętnie zgłaszają się na castingi?
Teraz do czwartej edycji zgłosiło się kilka tysięcy pań, a mogliśmy wybrać tylko 13. Nad czym bardzo ubolewam.

Co decyduje o tym, że wybiera Pani tę, a nie inną?
Intuicja, która mi podpowiada, że ta osoba chce naprawdę coś zmienić w swoim życiu, a nie tylko kolor włosów. Zawsze powtarzam, że można pomóc tym, którzy tego chcą. I od kobiety oczekuję, że będzie chciała tej zmiany i żeby była w odpowiednim momencie życia. Cała reszta nie ma znaczenia. Często pojawiają się panie, które znajdują się w złym momencie swojego życia. I na nowe nie są jeszcze gotowe. Czuję, że to nie jest dobry czas, żeby wypłakiwały w telewizji wszystkie swoje nieszczęścia. Bo mogłyby sobie zaszkodzić.

Kobiety łatwo poddają się metamorfozie? Czy może jest opór, żeby na przykład stanąć w bieliźnie przed lustrem? To przecież może zobaczyć wiele osób.

Na samym początku taki opór był, bo te pierwsze "zmetamorfozowane" panie nie bardzo wiedziały, czego się spodziewać. Teraz godzą się na takie katharsis. Wraz ze starą fryzurą, strojem, zostawiają stare sprawy. I ja naprawdę już nie muszę prosić. Kiedy jeszcze przed decyzją, czy zaproszę panią do programu, czy nie, siedzimy na kanapie i rozmawiamy, to często mówię: - Pamiętaj, twoją historię usłyszy cała Polska. Nie musisz wyznawać wszystkiego. Teraz jedną z bohaterek programu w IV edycji będzie niepełnosprawna dziewczyna. Ma zeza, jedną krótszą nogę. Zaprosiłam ją do programu, bo chcę pokazać, że każdy ma prawo do tego, żeby bawić się modą, żeby lepiej wyglądać. I ona jako jedyna powiedziała mi, że nie chce nic mówić o sobie. Uszanowałam. Nie ciągnęłam za język. Ale czasami to, co się dzieje podczas programu, mnie samą zaskakuje. W jednym z odcinków chłopak zaręczył się ze swoją ukochaną. Takie historie może tylko życie przynieść, tego się nie da zapowiedzieć w scenariuszu.

Takie historie widzowie kochają.
Dziewczyna przechodziła metamorfozę. To dwudziestoparolatka, którą zostawił ojciec jej dziecka. Nie chce mieć z nią kontaktu. Więc mimo młodego wieku sporo już w życiu przeszła. Ale poznała fantastycznego chłopaka. Opowiedziała o tym, a ja po raz pierwszy zgodziłam się na to, że metamorfoza będzie dla niego. I kiedy ją zobaczył, postanowił, że ją poprosi o rękę. Wyszło wspaniale. Wzruszająco, nie tylko dla nich. Nawet Zbigniew Hołdys napisał mi SMS-a, że zrobiłam coś fajnego. Cieszę, że już tego programu nie nazywa się show czy widowiskiem telewizyjnym.

Były takie kobiety w programie, które Pani jakoś szczególnie zapamiętała?
Była dziewczyna, też dwudziestoparolatka, która przyszła do programu z dużą nadwagą. Nosiła wtedy rozmiar 54. To było dopiero wyzwanie. Ale ona nie chciała tego maskować strojem. Bardzo chciała zrzucić chociaż kilka kilogramów. Zaprowadziłam ją do dietetyka, potem na ćwiczenia. Nakreśliłam jej plan pokazujący, jak w szybkim czasie, ale w sposób kontrolowany, zrzucić kilogramy. I kiedy wróciła na finał, była o trzy numery szczuplejsza. Tak, że szybko musiałam wymieniać przygotowane już ubrania. Teraz, kiedy to opowiadam, Basia nosi już rozmiar... 38. To są te skrzydła, które mnie niosą. I to bohaterki w moim programie są gwiazdami. Ja schodzę na drugi plan. Kieruję metamorfozą, ale to ma być ich dzień. Z większością z tych pań mam kontakt. Ale to, co jest najpiękniejsze, one nie nadwyrężają tej naszej znajomości. Mają mój numer telefonu, wiedzą, jak mnie odnaleźć, ale nigdy nie było tak, żeby dzwoniły do mnie z jakimiś pierdołami. Ten kontakt z nimi wynika też z mojego charakteru, bo ja lubię wszystko kontrolować.

A czy życie tych pań po metamorfozie jakoś znacząco się zmienia?
Nie chcę, żeby to buńczucznie zabrzmiało, ale tak. W pierwszych programach była mowa o tym, że chcą zmienić fryzurę, makijaż, strój, znaleźć swój styl. Teraz często słyszę, że chcą przede wszystkim zmienić życie. I że ja jestem jedyną osobą, która może je kopnąć w tyłek. To odpowiedzialność, ale też wyzwanie.

Pani jest w dobrym momencie swojego życia.

Nie chcę zapeszać, ale układa mi się życie zawodowe i prywatne. Ale zawsze pamiętam, że mogę mieć lepsze i gorsze chwile. Nie narzekam jednak, bo dużo nauczyło mnie tych kilka kopniaków, które dostałam od życia.

Pani nad sobą nadal mocno pracuje?

Ćwiczę jogę, medytuję, nie jem mięsa, ograniczam używki, czyli staram się z nimi nie przesadzać. Ale jak jest dobra zabawa, to pozwalam sobie na przesadzanie. Na co dzień jednak raczej reżim. Bo jeśli mówię kobietom, że trzeba zdrowo żyć, żeby dobrze wyglądać, to sama nie mogę się zapuszczać. To mój motywator, którego się trzymam.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki