18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magia starych map i grafik optycznych w Domu Uphagena

Marek Adamkowicz
Joanna Sidorczak-Heinsohn i Gunnar Heinsohn przekazali do Domu Uphagena w depozyt na dwa lata mapę Bałtyku z 1785 r. O dziele sygnowanym nazwiskami Louis-André Dupuisa i Philippe'a Macqueta nie sposób powiedzieć inaczej, jak: piękne. Chciałoby się godzinami je kontemplować, sunąc wzrokiem od Cieśnin Duńskich aż po Petersburg.

Przed wiekami oglądanie tej mapy było przywilejem nielicznych. Dlaczego? Chociażby z tego względu, że prawdopodobnie powstało zaledwie 10-20 egzemplarzy tego kartograficznego cudeńka. Dostęp do niego mogli więc mieć władcy, admirałowie, w każdym razie ludzie zamożni.

Dzieło na miarę Uphagena

Opowiadając o mapie Gunnar Heinsohn potrafi puścić wodze fantazji.
- Mapa powstała dwa lata przed wprowadzeniem się Jana Uphagena do domu przy ulicy Długiej, można więc sobie wyobrazić, że szukałby takiej ozdoby do swojej nowej siedziby - przekonuje darczyńca. - Jako kupiec mógłby patrzeć na szlaki handlowe, jako bibliofil doceniłby wartość tej karty.

Gunnar Heinsohn przyznaje, że mapę, która trafiła do Domu Uphagena, kupił trochę przez przypadek. Jest ona tak rzadka, że o jej istnieniu nie wiedzieli nawet uznani kolekcjonerzy. Dlatego, kiedy nadarzyła się okazja, nie wahał się długo, choć okoliczności, w jakich podjął transakcję były szczególne.

- Akurat byłem z wykładami w Rzymie - wspomina kolekcjoner. - Kiedy spacerowałem po Forum Romanum zadzwonił telefon i dowiedziałem się, że mapa jest do kupienia. Tak też zrobiłem.

Jeśli ktoś chciałby zdobyć podobne dzieło, Gunnar Heinsohn podpowiada, że skromniejszą wersję i w znacznie gorszym stanie można kupić w jednym z rosyjskich antykwariatów za jedyne 150 tys. rubli, co daje pewne wyobrażenie o zabytku udostępnionym Domowi Uphagena.

Śladami Napoleona

Przekazanie w depozyt akurat mapy Dupuisa i Macqueta było kwestią wyboru. Równie dobrze mogły to być inne kartograficzne rarytasy ze zbiorów państwa Heinsohn, jak choćby mapa pokazująca wycinek świata od Morza Bałtyckiego po… Ocean Indyjski. Powstała ona w roku VII francuskiego kalendarza rewolucyjnego, a więc w czasie, gdy gwiazda Napoleona Bonaparte jaśniała coraz mocniej, choć nie był on jeszcze cesarzem.

Co ciekawe, zaznaczono na niej granice Rzeczpospolitej, choć po III rozbiorze nasze państwo już nie istniało!
- Ta mapa oddaje mocarstwowe ambicje Napoleona, które sięgały od Gdańska aż po Indie - wskazuje Gunnar Heinsohn. #- W ich realizacji przeszkodzili Anglicy.

Waldemar Łysiak, "ostatni bonapartysta" i autor licznych książek na temat epoki napoleońskiej, potwierdza, że wyprawa Bonapartego pod egipskie piramidy była jedynie preludium do marszu na subkontynent indyjski. O ile więc Kair był punktem wyjścia, to metę stanowiło miasto Seringapatam.

- Francuzi przegrali z Anglikami walkę o Indię, chociaż zachowali tam kolonię Pondichéry - przypomina kolekcjoner.
Oczywiście, została jeszcze "imperialna" mapa z niespełnionymi marzeniami, którą pokazano przy okazji prezentacji mapy Bałtyku.

Świat podpatrzony w skrzynce

Państwo Heinsohnowie przyznają, że ich kolekcjonerstwo nie ogranicza się do kartografii, aczkolwiek od niej wszystko się zaczęło. Kiedy dwadzieścia lat temu Gunnar Heinsohn postanowił obłaskawić żonę, kupił mapę, gdzie w centrum znajdowały się Niemcy i Rzeczpospolita. Można było w tym geście dopatrzyć się nawiązania do losów samych Heinsohnów. On jest przecież niemieckim socjologiem i ekonomistą, emerytowanym profesorem Uniwersytetu w Bremie z dorobkiem blisko 700 książek, artykułów naukowych i materiałów konferencyjnych. Ona - architektem pracującym w Wydziale Architektury Urzędu Miejskiego w Gdańsku. Pomimo różnic wynikających z pochodzenia, zgodnie potrafią docenić kunszt dawnych mistrzów. W kręgu ich zainteresowań znajdują się polonika i gedanika, w tym - pochodzące najpóźniej z XIX w. - widoki miast.

Ewa Barylewska-Szymańska, kierownik Domu Uphagena, przyznaje, że kiedy po raz pierwszy zobaczyła kolekcję zebraną przez polsko-niemieckie małżeństwo, była pod ogromnym wrażeniem. Zachwyciły ją zwłaszcza tzw. grafiki optyczne, które postanowiła pokazać na specjalnej wystawie i to nie tylko ze względu na ich urodę. Ważne było również, że tego rodzaju dzieła znajdowały się w domach dawnych gdańszczan, o czym świadczą m.in. zachowane inwentarze. Pomysł doszedł do skutku i w ten oto sposób powstała wystawa "Świat iluzji. Osiemnastowieczne ryciny optyczne i magiczne skrzynki".

Jak wyjaśniają gdańscy muzealnicy, oglądanie grafik optycznych było rozrywką w czasach, gdy nie było telewizorów. Oprócz ilustracji, do zorganizowania pokazu potrzebny był przyrząd o nazwie "zograskop". Chodzi o prosty stojak na soczewkę o ogniskowej od 110-130 mm, w której obraz sprawiał wrażenie wielowymiarowego widoku o pogłębionej perspektywie. Dodanie lustra ustawionego pod kątem 45 stopni umożliwiło przeniesienie widoku leżącej płasko na stole grafiki na wysokość wzroku. Charakterystyczne, że ilustracje musiały być wykonane jako lustrzane odbicie obrazu rzeczywistego.

- Początkowo oglądanie widoków optycznych było rozrywką, na którą mogli sobie pozwolić ludzie zamożni - tłumaczy Ewa Barylewska-Szymańska. - Z czasem stało się to zwykłą jarmarczną atrakcją, ale nawet wtedy miało to swój urok.
Bywało, że pokazom towarzyszyła muzyka i mała małpka w kolorowym przebraniu, będąca żywym dowodem na istnienie cudów dalekiego świata.

Miejscem narodzin prezentowanych na wystawie w Domu Uphagena widoków optycznych, był Londyn. W latach 1740-1790 pojawiły się kolejne oficyny oferujące tego rodzaju obrazki. Otwierano je w Paryżu, Augsburgu, Wiedniu, Amsterdamie i Basanno. Same grafiki nazywano różnie: w Niemczech były to "Guckkastenbilder", we Francji "Vue Optique" , w Anglii "Perspective View". Mimo że moda na oglądanie obrazków dotarła na teren Polski, to niestety nie stworzono dla niej odrębnej polskiej nazwy, co zresztą do dzisiaj powoduje pewne zamieszanie w naszym nazewnictwie.

Początkowo najczęstszym tematem widoków optycznych były sceny biblijne. Z czasem - w odpowiedzi na zapotrzebowanie rynkowe - oferta została wzbogacona o "niezwykłe widoki statków, wyjątkowych miast, królewskich pałaców i szlacheckich siedzib i ogrodów w Wielkiej Brytanii, Francji i Holandii, widoki Wenecji, Florencji, starożytnego i współczesnego Rzymu oraz z najbardziej efektowne budynki publiczne w Londynie i jego okolicach". Druki optyczne dostarczały też wrażeń z Nowego Świata i z egzotycznej Azji. Nieobce były również tematy moralizatorskie i te z trudem mieszczące się w dopuszczalnych granicach obyczajowych. Liczba opracowanych tematów na podstawie zachowanych odbitek szacowana jest w tysiącach.

O ile przekazaną przez państwa Heinsohnów XVIII-wieczną mapę będzie można oglądać w Domu Uphagena (Gdańsk, ul. Długa 12) przez najbliższe dwa lata, to wystawa grafik optycznych zakończy się 30 marca. Warto więc jeszcze dziś lub jutro wybrać się do muzeum i ją zobaczyć.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki