Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magdalena Zawadzka: Miłość nie przemija. Wierzę, że Gustaw pozostanie w sercach ludzi [ROZMOWA]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Magdalena Zawadzka: Praca nad książką była dla mnie swoistą terapią. Dawała mi radość wspominania mojego życia z Gustawem
Magdalena Zawadzka: Praca nad książką była dla mnie swoistą terapią. Dawała mi radość wspominania mojego życia z Gustawem Grzegorz Mehring/Archiwum
Na koncie ma ponad 150 ról filmowych i teatralnych. Wciąż gra i realizuje swoje pasje. Wyznaje zasadę - nie wszystko na sprzedaż. Wydała jednak bardzo osobistą książkę "Gustaw i ja" po śmierci męża Gustawa Holoubka. To historia o pięknej miłości, o ponad trzydziestoletnim, wspólnym życiu. Z Magdaleną Zawadzką - o sztuce bycia szczęśliwym - rozmawia Ryszarda Wojciechowska.

Od pięciu lat Gustawa Holoubka nie ma już z nami. Ale Pani swoją książką "Gustaw i ja" przywróciła o nim wspomnienie.
Pisałam tę książkę przede wszystkim dla siebie. To dawało mi poczucie jego obecności. We wspomnieniach on ciągle istnieje.

Ale dla innych też Pani pisała.
Chciałam, żeby Gustawa pamiętali nie tylko z jego wielkich ról, czy z innych dokonań. Ale żeby czytelnicy poznali go jako człowieka. Był wyjątkowy. Skromny, bez cienia megalomanii. Chociaż sukcesy jakie odnosił, mogły temu służyć. Był w najpiękniejszy sposób naturalny i prosty.

Pani pisze i mówi o nim jak zakochana kobieta.
Miłość nie przemija. Jest wieczna. Człowiek odszedł, ale to nie znaczy, że mamy przestać go kochać i wszystko to, co jest z nim związane. Kiedy odchodzi najbliższa osoba, która nas bezwarunkowo kochała, jest ciężko. Ale nie zamknęłam się na życie. Pomagają mi ludzie, dając duchowe wsparcie, moja rodzina, często obcy nawet. Nie ci, od których mogłabym tego oczekiwać. Ostatnio dostałam list od pani, która napisała swoją własną modlitwę, płynącą prosto z serca. W tej modlitwie zawarte są piękne myśli: "Dlaczego masz o mnie nie myśleć, czy zapomnieć? Przecież ja tylko wyszedłem do innego pomieszczenia. Czy jeżeli wychodziłem z domu, to już nie liczyłem się dla ciebie?". I ta najważniejsza myśl, która mnie szczególnie wzrusza: "Jeżeli zmarli zostawili ślad w naszym życiu, to odnieśli największe zwycięstwo". Wierzę, że Gustaw pozostanie w sercach wielu ludzi.

Jest Pani aktorką, nie pisarką. Czy książkę pisało się łatwo?

Pisanie nie jest łatwą sprawą. Nad każdym słowem trzeba się zastanowić. Z wielu spraw zrezygnowałam dla dobra całości. Zostawiłam tylko to, co najważniejsze. Najtrudniejsza jest selekcja tego, co się napisało. Ale praca nad książką była dla mnie swoistą terapią. Dawała mi radość wspominania naszego życia.

Były momenty autocenzury, kiedy Pani pomyślała - o tym nie napiszę, to zostawię tylko dla siebie.
Uważam, że nie wszystko jest na sprzedaż. Mam takie zakamarki w duszy, do których nikogo nie dopuszczam. Bo chcę jakąś cząstkę zachować dla siebie.

Myślała Pani o tym, co by Gustaw Holoubek powiedział na tę książkę?
Cały czas zadawałam sobie to pytanie. Ale znając jego poczucie humoru, nie miałby nic przeciwko tej książce. A ponieważ był człowiekiem skromnym, więc możliwe, że tylko by się żachnął: oj, Magusiu, aż tyle o mnie napisałaś. Czy to warto?

Żyje Pani wspomnieniami...
Tak, ale życie toczy się dalej. Jest bezcenne. Nie wolno go marnować. Więc staram się robić wszystko, żeby w moim życiu nie było tylko pracy, obowiązków i smutku.

Więc co jest teraz tą radością i szczęściem?
Źródłem szczęścia jest mój syn, którego kocham bezwarunkowo. Cieszę się jego sukcesami. Słyszę o nim tyle ciepłych słów. Mnie natomiast każdy dzień przynosi radość. Patrzę na niebo, drzewa, na ludzi. Ktoś powie coś miłego, coś ciekawego przeczytam, coś interesującego mnie spotka, to wszystko są moje, małe radości.

A praca? Jakie jest jej miejsce w Pani życiu?
Praca jest dla mnie bardzo ważna. Tak samo ważna była dla Gustawa. Ale nigdy nie była ważniejsza od samego życia. Muszę mieć na nie czas i korzystać ze wszystkiego, co ze sobą niesie. W związku z tym nie dam się tak zaorać, tak stłamsić, żeby nie mieć czasu na pójście na spacer albo na spotkanie z przyjaciółmi.

Teraz Pani patrzy inaczej na aktorstwo, niż w młodości?
Nie wiem czy inaczej, bo entuzjazm do pracy we mnie nie zgasł. Jestem może tylko bardziej ostrożna w doborze tego, co mam grać. Ale też z propozycji, które dostaję, staram się wybierać jedynie te, które mnie interesują. Z każdym rokiem rośnie poczucie odpowiedzialności za to, co robię. Bardziej to przeżywam, bardziej jestem stremowana przed premierą. Mam dużo mniej luzu, niż w młodości.

Nic na to nie poradzę, że kiedy na Panią patrzę, przypominam sobie Tadeusza Łomnickiego, który jako Michał Wołodyjowski mówił to swoje: "Baśka!".
Zagrałam ponad 150 ról w filmach, teatrze i w teatrze telewizji. Ale rola Baśki najbardziej zapadła w pamięć widzów. Może dlatego, że film i serial są bardzo często powtarzane. Żałuję, że nie dotyczy to innych ról, które też były dla mnie ważne. Tadeusza Łomnickiego nigdy nie zapomnę, bo nie tylko przyjaźniliśmy się, ale też wspaniale nam się ze sobą pracowało. Poza "Panem Wołodyjowskim" zagraliśmy jeszcze wspólnie w "Makbecie" i "Poskromieniu złośnicy" Szekspira.

Podróże to kolejna miłość w Pani życiu?
Na to pytanie odpowiadam - tak. Męża też zachęciłam do podróżowania. Zabieraliśmy ze sobą Jaśka. Zwiedziliśmy razem kawał świata. Gdy nie czuł się już na siłach, żeby mi towarzyszyć, zaczęłam podróżować sama albo z koleżankami. Zdarzają się nam bardzo dalekie wyprawy.

Jak na Alaskę?
Och, Alaska. Poznawanie świata, ludzi, obyczajów, zwiedzanie zabytków sprawia mi dużo przyjemności. Dzięki zabytkom dotykam świata, który, mimo że bardzo odległy w czasie, to nadal trwa.

Niektórzy zabytki nazywają pogardliwie "skorupami".
Widocznie szukają w podróżach innych przyjemności. A ja, jeżeli jadę nawet do kraju, gdzie zabytków nie ma i głównie przyroda jest do podziwiania, to tam również znajduję coś sprzed stu czy dwustu lat. Tak było w Australii czy w Stanach Zjednoczonych.

A co na Alasce Panią zachwyciło?
Alaska to wielki pomnik przyrody. Piękny i niezniszczony jeszcze przez człowieka. Pamiętam, jak statkiem płynęliśmy przez zamarznięty i cichy niczym kosmos ocean i nagle usłyszeliśmy potworny huk. Zobaczyliśmy, jak bryła lodu wielkości Empire State Building spada do wody. To była czysta magia. Ale zabytki też tam są. Proszę sobie wyobrazić ponad stuletni zabytkowy pociąg, który jedzie szczytami gór do Clondike, aż po granicę kanadyjską, szlakiem poszukiwaczy złota. I ten pociąg jest z drewna i mosiądzu. Albo w ślicznym, starym miasteczku - chodniki z drewnianych bali. Jest tam też saloon Red Dog i taper, który gra na pianinie jak przed laty.

Czyli czas się zatrzymał?
Tak, razem z panienkami, które siedzą w strojach z epoki w oknach zabytkowego domu publicznego.

Ale panienki nie są do użycia?
Nie, można je tylko fotografować. Ale wygląda to bajecznie.

Aż się chce pojechać, kiedy się tak Pani słucha.
Alaska to największy stan Stanów Zjednoczonych i najmniej zaludniony z powodu trwającej tam przez wiele miesięcy w roku zimy i ciemności. Ale mieszkańcy Alaski są wyjątkowi. Kochają to swoje miejsce na ziemi. Jest tak bezgranicznie piękne. Widziałam fiordy norweskie, które są chlubą Norwegii, ale Misty Fiorda na Alasce z niczym się nie da porównać. Park Narodowy w Denali to też takie osobne zjawisko. Nie wolno wysiadać z autokaru i tylko przez szybę widzi się dzikie zwierzęta, które nie boją się ludzi. Przed autokarem biegnie wilk, w niewielkiej odległości widać rodzinę niedźwiedzi grizzly z malutkimi niedźwiedziątkami albo łosicę przepięknej urody, która z małym przemierza szosę. Dla tych niezapomnianych wrażeń warto żyć.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki