Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Stuhr - chłopiec do bicia i obiekt pożądania w jednym

Ryszarda Wojciechowska
Tomasz Bołt
Przez jednych uwielbiany, przez innych opluwany. W ostatnich miesiącach znalazł się w samym oku tabloidowego cyklonu. Czy Maciejowi Stuhrowi, bo o nim mowa, uda się w tym roku zejść z tej linii strzału?

Konferansjer jest jak biustonosz. Z pozoru niepotrzebny, ale podtrzymuje całość. Maciej Stuhr to dokładnie udowadnia. Bo on nie tylko wie, jak imprezę podtrzymać. Ale jeszcze potrafi być przy tym zabawny. Obserwowaliśmy to podczas ostatniej gali Orłów 2014, którą aktor prowadził. Bawił nie tylko zapowiedziami, ale też filmikiem, promującym Orły.

Sam go wyreżyserował i sam się w nim obsadził. Jego filmowa parodia pt. "Bezwzględny Wacek i krwawa Wanda" nawiązywała do dwóch produkcji, nominowanych do polskich nagród filmowych: "Idy" i "Papuszy". Stuhr jako bezwzględny Wacek był bezwzględnie dowcipny, oczywiście dla kogoś, kto widział oba filmy i rozumiał kontekst gagów. Niektórzy nawet twierdzą, że "ukradł" show nagradzanym.

Ale ta gala miała jeszcze inne znaczenie dla aktora. Po raz pierwszy od pewnego czasu nie pisano o nim tylko w kontekście jego prywatnych spraw, ale przypomniano o jego talencie. To rodzi nadzieję, że uda mu się wreszcie wyjść z tego bulwarowego światka, w którym znajdował się przez ostatnie miesiące.

Jeszcze przed dwoma laty Maciej Stuhr był przede wszystkim aktorem lubianym. Pieszczochem mediów i internautów. Z maską, która przylgnęła do niego przed laty - wesołka i "chłopaka, który nie płacze". Tymczasem w ubiegłym roku stał się chłopcem do bicia i obiektem pożądania paparazzich. W bulwarówkach pisano głównie o jego życiu prywatnym. Okrutnie i bez znieczulenia o rozwodzie z żoną i o jej ciąży z innym, a także o jego nowym związku. Mimo że sam aktor nigdy tabloidów do swojego życia prywatnego nie zapraszał.

Na początku milczał. Ale potem zareagował na tabloidowy ostrzał. Niestety, zbyt emocjonalnie. Stracił zimną krew, kiedy wypalił w jednym z tygodników, że ma tego dość, że z jego żony zrobiono dziwkę i k...ę, a on sam czuje się tak, jakby mu ktoś wsadził rękę do majtek.

Niektórzy twierdzą, że to niezdrowe zainteresowanie tabloidów Maciejem Stuhrem było pokłosiem filmowego "Pokłosia". Aktor, grający główną rolę w tym filmie, wziął na siebie, zamiast reżysera Władysława Pasikowskiego, wszystkie ataki. Film mocno podzielił polską widownię. A Stuhr próbował tłumaczyć, o co jego twórcom chodziło. Przy okazji tych tłumaczeń "poległ" pod Cedynią, chociaż potem się dowcipnie z tego błędu wywinął.

Filmu jednak własną piersią bronił do końca. Wtedy po raz pierwszy w swoim zawodowym życiu poczuł prawdziwą falę nienawiści. Jak sam potem mówił, po "Pokłosiu" przestał być przez niektórych uważany za prawdziwego Polaka. Grono fanów zaczęło się mieszać od tamtej pory z licznym gronem hejterów. Ale ta rola, tak ciężko medialnie okupiona, przyniosła mu pierwszego w życiu Orła.

Idzie nowe...

Wkrótce Macieja Stuhra zobaczymy na dużym ekranie w filmie "Obywatel". Gra w nim młodszą wersję głównego bohatera (w tej roli z kolei Jerzy Stuhr, który film reżyseruje).

- To komedia rozgrywająca się na przestrzeni sześćdziesięciu lat. Losy Jana Bratka oparte są zarówno na przeżyciach mojego ojca, jak i filmowego "Obywatela Piszczyka". Mam wrażenie, że nakręciliśmy trochę zabawnych scen, z których widzowie będą mogli się wreszcie pośmiać - opowiada Maciej.

Od gliny do zabójcy

Niedawno można było Macieja Stuhra obejrzeć w epizodzie mało zabawnej komedii romantycznej "Facet (nie)potrzebny od zaraz". Przemknął przez ekran. Ale, jak tłumaczył, dobrze czasami tak przemknąć. On zagrał w tej produkcji, żeby wesprzeć młodą reżyserkę, którą zna od lat.

Aktor ma jeszcze jedną za sobą przygodę na planie. W rosyjskim serialu "Bezsenność" zagrał zabójcę. W takiej roli jeszcze go nie widzieliśmy. Wcielił się w "największego twardziela w historii rosyjskiego kina" - jak żartuje. Walczył na planie czym się dało - mieczem, karabinem, ciosami karate, a nawet samym wzrokiem. W jednym z wywiadów opowiadał, że w Polsce takiej roli by nie dostał. A Rosjanom na castingu spodobało się jego zimne, zabójcze spojrzenie.

Podobno według jednego z krytyków filmowych Stuhr miał Rosjanom przypominać młodego Władimira Putina. Miejmy jednak nadzieję, że to tylko publicystyczna kaczka.

Co ciekawe, Maciej Stuhr rzadko decyduje się na grę w serialu. W 2004 roku Władysław Pasikowski zaprosił go na plan serialu "Gliny". Starszego "glinę" grał Jerzy Radziwiłowicz, młodszego właśnie Stuhr. Sam serial cieszył się ogromną popularnością i od tamtej pory był już wielokrotnie powtarzany w telewizji.

Aktor, który zawsze powtarzał w wywiadach, że miałby problem z udziałem w jakimś tasiemcowym serialu, "Glinom" długo się nie opierał.

"Fuks" na początek

Głównie jednak znany jest z dużego ekranu. Dwie pierwsze, główne role zagrał w 1999 r. - Aleksa w "Fuksie" i Kubę w "Chłopaki nie płaczą". Zwłaszcza ta druga rola przyniosła mu popularność. Potem był jeszcze m.in. Hipolit w "Przedwiośniu" i znowu Kuba w "Poranku kojota". Zobaczyliśmy go także w "Weselu" Wojtka Smarzowskiego. Rola była drugoplanowa, a sam aktor potem żartował, że tak bardzo chciał wziąć udział w tym filmie, że zagrałby nawet tort weselny.

W swojej filmografii ma kilka wspólnych produkcji z tatą Jerzym Stuhrem, m.in. wspólnie zagrali w "Mistyfikacji". Ten film, mimo sympatii aktora, jednak jakoś szybko przemknął przez ekrany kin i to bez większego echa. Wcześniej Maciej z Jerzym spotkali się na planie w "Dekalogu X", potem w "Historiach miłosnych" i "Pogodzie na jutro".

Kiedy po tym ostatnim filmie spytałam, jak to jest, kiedy się gra z ojcem, Maciej Stuhr odpowiedział: - To dziwne uczucie. Zrozumiałem bowiem, jak idiotyczny zawód wykonujemy. Stoję na planie naprzeciwko człowieka, którego znam ponad 30 lat. On coś do mnie mówi. Ja mu odpowiadam i kłamiemy w żywe oczy. W pewnej chwili nawet mi się wyrwało: - Tato, co my tu robimy.

Długo musiał się tłumaczyć z bycia synem swojego ojca. Kiedyś na Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie zwierzył się publiczności: - Całe życie miałem hopla na punkcie, żeby mi nikt nie zarzucił, że coś ojcu zawdzięczam. Poza tym, co mu naprawdę zawdzięczam.

Za najważniejsze filmy w swoim zawodowym życiu uważa "Obławę" i "Pokłosie". To one sprowadziły jego aktorskie emploi na poważniejszy, dramatyczny tor.

Do roli konfidenta Kondolewicza w wojennej "Obławie" musiał przytyć osiem kilogramów, co było - jak potem żartobliwie tłumaczył - przez chwilę bardzo przyjemne. Ale wówczas zgubił swój chłopięcy wdzięk.

To zawód, choć wyjątkowy

Rola Józefa Kaliny w "Pokłosiu" była jeszcze trudniejsza i musiał do niej wraz ze scenariuszem przez prawie dziewięć lat dojrzewać.

Na temat aktorstwa tak mówi: - Ja bym nie wiązał z zawodem aktora jakiejś specjalnej misji. To przecież tylko zawód, chociaż wyjątkowy. Czasami chcę coś bardzo zagrać. I nie patrzę nawet na to, ile mi zapłacą.

Przyznaje, że czasami odmawia przyjęcia roli.
- Odmówiłem szczęśliwie w przypadku kilku filmów, po których dziennikarze się słusznie przejechali. Nie chciałem tez zagrać w kilku kolejnych, które nie zmieściłyby się w jakiejkolwiek sekcji jakiegokolwiek festiwalu. Te scenariusze wylądowały w koszu. Mimo że mogłem zarobić parę groszy - tłumaczył.

I dalej mówił: - Ale kiedy scenariusz leży na biurku, a producent kładzie walizkę pieniędzy, to wtedy trzeba się wykazać czymś więcej, niż tylko pomysłem na własną karierę.

Ale też bywa tak, że patrzy na zajęcie czysto komercyjnie. - Nie ukrywam, że miałem takie momenty w życiu, że chciałem swojej rodzinie zapewnić miejsce do mieszkania. I wtedy, na przykład, dość często byłem konferansjerem. Bo to mi przynosiło większe niż aktorstwo pieniądze. A poza tym lubię być konferansjerem od czasu do czasu.

I trzeba jeszcze raz przyznać, że konferansjerka wychodzi mu świetnie. Do historii gdyńskiego festiwalu przeszedł już jego tekst o tym, że życie jest jak taśma filmowa. "Jedni coś kręcą, inni się rozwijają, a jeszcze inni zwijają".
Trzymając się tej jego złotej myśli, miejmy nadzieję, że sam aktor jest jeszcze na etapie rozwijania się.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki