Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Słomiński, publicysta i kibic Lechii Gdańsk: Pandemia może pomóc piłce [rozmowa]

Adam Mauks
Maciej Słomiński
Maciej Słomiński Fot. archiwum prywatne
Rozmowa z kibicem Lechii Gdańsk i publicystą, Maciejem Słomińskim.

Niedawno powiedziałeś mi, że przeszedłeś na "ciemna stronę mocy" , czyli z kibica stałeś się dziennikarzem. Zaczęło się jednak od kibicowania.

CZYTAJ TAKŻE: Piękne partnerki piłkarzy Lechii Gdańsk ZDJĘCIA

To długa historia, którą nawet kiedyś opisałem i zatytułowałem "Mój pierwszy raz". Dodałem do tego zdjęcie dziewczyny z chłopakiem, ale tylko po to, by jak najwięcej osób klikało. Dokładnie pamiętam swój pierwszy mecz. To było 11 listopada 1985 roku, mecz Lechii z Zagłębiem Sosnowiec. Moi rodzice w ogóle nie interesowali się sportem, byli lekarzami w Akademii Medycznej w Gdańsku. A ja jako 7-letni dzieciak leżałem tam z przepukliną. Podobno dzielnie przeszedłem zabieg, więc rodzice w nagrodę kupili mi kolorowankę, ale nie taką ze zwierzętami, tylko z herbami klubów piłkarskich. Najbardziej podobał mi się herb, nie wiem dlaczego, Zagłębia Sosnowiec. Wróciłem ze szpitala, w domu w gazecie przeczytałem, że Lechia gra z Zagłębiem. Pomyślałem "O, kurczę muszę iść na ten mecz". Jak mieszkałem wtedy w Sopocie Kamiennym Potoku, czyli na granicy dawnego Wolnego Miasta Gdańska i tzw. wpływów kibicowskich Lechii i Arki. Pamiętam nawet, że bawiąc się jeszcze w piaskownicy, starszy koleżka podchodził do mnie i pytał: - Lechia czy Arka? Ja odpowiedziałem, że Lechia i musiałem uciekać, bo on był chyba za Arką. No i potem był ten mecz z Zagłębiem, na którym jeden z kibiców siedzących obok mnie krzyczał do piłkarza Lechii Jacka Bąka "Bąk, ugryź go!". Bardzo mi się to podobało. I ta Lechia we mnie została. W 1986 roku czytałem i zbierałem "Świat Młodych", wycinałem informacje o drużynach, które będą grały na mistrzostwach świata w Meksyku. Ten mundial na zawsze wciągnął mnie w piłkę, wtedy go postrzegałem trochę jak film "Gwiezdne wojny". Finał to był dla mnie walka dobra ze złem. Dobra była Argentyna z Diego Maradoną, a źli to Niemcy, którzy - jak wtedy usłyszałem w radio czy telewizji - chcą nam odebrać Gdańsk.

Było w twojej kibicowskiej przygodzie zdarzenie, które utkwiło Ci w szczególnie mocno w pamięci?

Było tego tak dużo...ale myślę, że czymś takim był mój pierwszy mecz wyjazdowy Lechii. To był 1994 roku i spotkanie z Lechią Dzierżoniów. To był ostatni mecz sezonu, Lechia była skazana na spadek. Z Sopotu pojechały wtedy trzy, cztery osoby, a w Gdańsku do pociągu dosiadło się jakieś 50 osób, co było dla mnie rozczarowaniem. Myślałem, że na taki mecz o byt w lidze pojedzie co najmniej z 500 osób. We Wrocławiu, który wyglądał jakby się wojna niedawno skończyła otarłem się o śmierć. Piliśmy wino z kibicami Śląska, butelka krążyła z rąk do rąk, a ja wytarłem gwint po takim jednym zasłużonym kibicu Śląska. On mnie wtedy zrugał, więc szybko pobiegłem do sklepu, żeby odkupić swoje winy. Na meczu już śpiewaliśmy, że lecimy z ligi, ale na pewno do niej wrócimy i tego typu pieśni na tę smutną okazję. Pod sam koniec usłyszeliśmy w radio, że te wyniki tak się jakoś szczęśliwie ułożyły, że jednak Lechia zostawała w lidze. Pamiętam, że wtedy tak się cieszyliśmy z piłkarzami: Tomkiem Untonem, Mirkiem Giruciem i Marcinem Kaczmarkiem, razem z nimi zniszczyliśmy płot odgradzający trybuny od murawy. Wracaliśmy do Gdańska z kilkoma przesiadkami, chyba przez Ząbkowice Śląskie. Ktoś niedawno (chyba znany kibic z Gdyni-Obłuże) nawet znalazł zdjęcie z tamtego wyjazdu. Te ekipy wyjazdowe były trochę inne niż teraz. Wtedy wszyscy na zdjęciu wyglądaliśmy jakbyśmy mieli na sobie katany dżinsowe po starszym bracie. To było wspaniałe uczucie, miałem 16 lat i utrzymaliśmy się w II lidze, właściwie cały świat do nas należał...

CZYTAJ TAKŻE: Piękne trójmiejskie cheerleaderki [ZDJĘCIA]

Kiedy poczułeś, że kibicowanie już nie wystarcza i zacząłeś publikować artykuły związane z historią Lechii?

Koledzy z tej starej kibicowskiej gwardii trochę mi dogryzają, że w tym pamiętnym sezonie, kiedy w II lidze grały 24 drużyny nie byłem na meczu ani razu. Wtedy poznałem moją późniejszą żonę, która mieszkała w akademikach przy ul. Polanki, więc ja zajmowałem się głównie wchodzeniem do jej pokoju po piorunochronie. Mówiąc zupełnie poważnie, dużą rolę w tym, że zacząłem publikować te lechijne historie, odegrał Mariusz Kordek, który napisał książkę "Od A-klasy do ekstraklasy", której dziś nie sposób dostać. Ja mu z kolei dogryzam, żeby za dużo nie pisał bo jest od spraw IT. A tak serio założyliśmy profil „Lechia Historia” na facebooku, w ślad za tym , stronę internetową. Wcześniej trener Józef Gładysz, u którego grałem w sławnym roczniku 1978, pokazywał mi prasowe wycinki z prasy, bo wiedział, że mnie to interesuje. Śp. Roman Hurkowski, znany dziennikarz sportowy, też mocno mnie inspirował, dużo korespondowaliśmy. No i zacząłem pisać, na różne strony. Trochę o Lidze Mistrzów, mniej o lokalnych tematach, ale potem głównie za sprawą Mariusza wziąłem się też i za nie.

Czy oprócz Lechii, interesują cię inne kluby, rozgrywki. Jakie są twoje piłkarskie horyzonty?

Mam trochę znajomych na świecie, których poznałem dzięki pasji do piłki nożnej. Pamiętam, że w latach 80. popularne były zakłady piłkarskie i bardzo podobała mi się nazwa "Chelsea". W połowie lat 90. udało mi się na dwa tygodnie polecieć do Anglii. Wtedy na pięć minut przed meczem kupiłem w kasie bilet na spotkanie Chelsea - Coventry, co dziś jest nierealne. Na Stamford Bridge grali wtedy m.in. Ruud Gullit i Gianluca Vialli. Z czasem już mniej emocjonalnie podchodziłem do londyńskiego klubu. Lata później, jako reprezentacja kibiców Lechii, zostaliśmy zaproszeni na turniej do Brukseli. Zaprosili nas kibice klubu RWD Molenbeek, których wcześniej poznałem na meczu Polska - Belgia. Grali tam kibice Evertonu, Torino, Hearts, Olimpique Lyon. Ich wspólną cechę była wielka alergia na kolor zielony, bo wszystkie te kluby miały wrogów o takich właśnie barwach. Ale po pierwszych łykach 9-procentowego piwa, wszystko było już ok. Te kontakty przetrwały do dziś. Wszystkie dzięki Lechii.

A polska ekstraklasa? Tęsknisz za nią? Jest słaba, ale nasza...

Lubię ją, ale muszę powiedzieć, że przez jakiś czas oglądałem tylko Lechię. Chodziło o to, że aby czymś się interesować, to musiałem do tego podejść emocjonalnie. Bo mecz Korony Kielce z Górnikiem Łęczna, z całym szacunkiem dla tych ekip, ciężko mi się oglądało. Miałem różne etapy zainteresowania piłką, łącznie z bardzo niszowymi ligami. Muszę powiedzieć, że już przed pandemią miałem ogromny przesyt piłki, ale dziś pewnie każdy z nas kibiców dałby parę złotych, by znów oglądać mecze. Może nie w takim natężeniu? Teraz jest dobry moment by zdać sobie sprawę, że piłka nożna nie jest pępkiem świata. Owszem, trochę mój weekendowy nastrój był uzależniony od tego jak poszło Lechii, ale z czasem to przestało mnie determinować. Jesteśmy teraz bombardowani newsami o koronawirusie i one robią wrażenie, ale ja bardziej preferuje kontakt z ludźmi. Przez moje dzieci poznałem Hiszpankę, która jest weterynarzem i mieszka w Sopocie. Powiedziała mi, że jest cały czas na łączach z rodzicami, którzy mieszkają w centrum Madrytu i od nich dowiedziała się, że największe miejskie lodowisko, coś jak nasza Olivia, jest teraz kostnicą. I to jest cios, który nie pozwala mi tak normalnie tęsknić za piłką nożna. Jasne, że mi jej brakuje, ale z racji mego obecnego zajęcia i pracy dla Interii dzwonię do piłkarzy i z nimi rozmawiam. To mi trochę rekompensuje tę rozłąkę. Miałem też lekką satysfakcję, że te materiały retro są odtwarzane, bo dla mnie historia jest ciekawsza od teraźniejszości. Mając dzieci, widzę, że one różnie reagują na to zamknięcie. Mój młodszy syn powiedział mi, że już mu się nie chce grać na komputerze. On chciałby już wyjść z domu, spotkać się z kolegami. Staramy się jakoś przetrwać, nie myśleć za bardzo o konsekwencjach pandemii. Jako piłkarski romantyk mam nadzieję, że po tym wszystkim piłka będzie zdrowsza. Że nie będzie już tygodniówek po 200 tysięcy funtów, czy zarobków po 50 tysięcy dla polskiego piłkarza. Ja im tego nie bronię, niech popyt i podaż się przecinają, ale myślę, że może wtedy nie byłoby np. takich telefonów jaki odebrałem od jednego z mniejszościowych udziałowców z pytaniem: "Myślisz, że Lechia to przetrwa?"

Sylwetka
Maciej Słomiński mieszka w Sopocie z żoną i czwórką dzieci. Przez 19 lat pracował w banku. W ub. roku grał w A-klasowym AS Pomorze. 20 kwietnia podczas meczu w Szemudzie zerwał więzadła w kolanie i na finale Pucharu Polski w Warszawie był o kulach. Wtedy uznał, że czas na zmiany i odszedł z korporacji. Kilka tygodni temu Lechia nawiązała z nim współpracę publikując na swoim profilu artykuły zamieszczane na profilu "Lechia Historia". - Cieszę się z tego, bo uważam, że Lechia jest jedna, a ja chciałbym by Lechia łączyła, a nie dzieliła ludzi - dodaje. Teraz pracuje z Mariuszem Kordkiem nad wydawnictwem książkowym, które będzie podsumowaniem najlepszego okresu w historii BKS i pobytu Lechii w ekstraklasie od 2008 roku do dziś. Książka powinna ukazać się jeszcze w tym roku.

Gareth Bale najbardziej niedocenianym piłkarzem świata?
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki