Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Płażyński - polityk patrzy na Memlinga

B. Szczepuła
Maciej Płażyński z rodziną
Maciej Płażyński z rodziną Archiwum Prywatne
Odwiedzałam ich, gdy dzieci jeszcze były małe. Mieszkali w starej, przedwojennej kamienicy w Oliwie. Drewniane, strome schody, podest zastawiony rowerami. Tylko wizytówka "Płażyńscy" wskazywała, że mieszkał tam marszałek Sejmu.

Dziesięć lat temu pisałam: Tata siedzi w fotelu, Kasia i Kacper długopisem robią mu na ręce tatuaż. Jest serce oraz "We love you".

Kuba zajmuje się swoimi sprawami. Ojciec dziś jest cały dzień w domu, bo to pierwszy maja, więc wybiorą się nad zatokę, aby przejść plażą z Jelitkowa do Sopotu. Po drodze zjedzą pizzę.
Trzy pokoje, trochę ciasno.

- Może będziemy mieli wkrótce dom - mówi Maciej Płażyński. - Po dwudziestu latach pracy wziąłem niedawno kredyt i kupiłem działkę. W Gdańsku, oczywiście, że w Gdańsku...
Gdańsk posiada jakiś szczególny genius loci, który sprawia, że dla wielu ludzi z różnych stron Polski stał się małą ojczyzną, miejscem magicznym, z którego nie chce się uciekać nawet do Warszawy.

***
Spotkali się na Wydziale Prawa. Elżbieta od razu zwróciła na niego uwagę. Inteligentny, wysoki, dobrze ubrany, trochę tajemniczy. Z lekko ironicznym uśmiechem i dystansem do wszystkiego, także do siebie. Był niezależny, to się czuło, choć mówił niewiele. Jego głos liczył się w rówieśniczej grupie, bo był zdecydowanie najpoważniejszy.

Zaczęło się od pożyczania notatek. Elżbieta była pilną studentką, a Maciej na wykłady chodził rzadko. Ale miał doskonałą pamięć, wystarczyło, że raz przeczytał to, co zanotowała, i zdawał. Przez Jurka Halla, również studenta prawa, mieli kontakty z Ruchem Młodej Polski. Była jakaś bibuła, długie, nocne Polaków rozmowy, ale i wypady na piwo całą paczką, często razem z asystentami. Senny po sezonie Sopot, molo w jesiennym słońcu, pusta plaża...

Część studentów działała w ZSMP. Ci, jeździli pociągami przyjaźni do Wielkiego Brata i nie tylko, inni - chodzili "na górkę" do dominikanów i czytali "drugi obieg". To były indywidualne wybory.
Gdy Elżbieta robiła aplikację sędziowską, Maciej uchodził już za "element antysocjalistyczny", zatem nie afiszowali się bez potrzeby i ze ślubem zaczekali do egzaminów.

***
Rodzice Macieja Płażyńskiego po studiach otrzymali nakazy pracy. Były to słodkie lata pięćdziesiąte i na tzw. Ziemiach Odzyskanych potrzebni byli fachowcy. Młoda lekarka weterynarii z Kalisza i jej kolega po fachu z Lublina spotkali się dzięki nakazom pracy, które w PRL pełniły rolę przeznaczenia, w krzyżackim Szczytnie na Mazurach. Spotkali się, pokochali i pobrali. Wkrótce przeprowadzili się do miejscowości Młynary, gdzie była duża lecznica. Tam urodził się ich drugi syn, Maciej.

Dzieciństwo w małym mieście ma swoje plusy. Zna się wszystkich rówieśników, boisko jest w ogrodzie, las zaczyna się zaraz za progiem, w sadach gałęzie uginają się od czereśni i jabłek...
- Rodzice wychowywali nas surowo - wspominał Maciej Płażyński. - Nie było mowy, żeby ktoś ośmielił się spóźnić na obiad. Schodziło się z boiska nawet w trakcie najważniejszego meczu… W niedzielę udział we mszy świętej był dla nas obowiązkowy i pamiętam, że matki przepytywały synów z czytań, bo nie chodziło o to, by stali bezmyślnie pod chórem.

Z rodzicami można było jeszcze czasem dyskutować, ale nie z Friedą. Frieda była autochtonką, pomagała pani Płażyńskiej prowadzić dom. Ona rządziła w domu i stosowała wobec chłopców iście pruski dryl.

***
Elżbieta Płażyńska jest sędzią Sądu Okręgowego. Gdy dzieci były małe, nie pracowała przez dziewięć lat. Mąż szefował wówczas słynnej spółdzielni Świetlik, w której gdańscy opozycjoniści malowali kominy i wysokie budynki, nieźle na tym zresztą zarabiając. Uprawiali też "dywersję ideologiczną". Z okazji przyjazdu Ojca Świętego na Zaspę w 1987 roku władze wymalowały na jednym bloku słuszny napis: "Byliśmy, jesteśmy i będziemy". Ludzie ze Świetlika dopisali w nocy: " ...wierni Bogu i Ojczyźnie".
Zatem on malował na wysokościach, a ona stała w kolejkach po wyroby czekoladopodobne na kartki, ale - przypomina sobie - nagle pojawiał się z bukietem róż, przewijał dzieci, robił zakupy...
- Świetlik był także mecenasem kultury. Fundowaliśmy stypendia naukowe, otrzymali je m.in. Wiesiek Walendziak i Andrzej Zarębski - opowiada Maciej Płażyński. - Sfinansowaliśmy też np. tłumaczenie książki Horsta Bienka, bo zaczynaliśmy interesować się pograniczem polsko-niemieckim.
Polubił książki Chwina i Huellego, bo opisywany w nich świat był także jego światem. W Młynarach mieszkał przecież w poniemieckim domu, wśród poniemieckich książek, mebli, porcelany i napisów... Szczegóły opisane przez Stefana Chwina w "Historii pewnego żartu", czy potem w "Hanemannie" są jakby wzięte z jego pamięci.
***
Gdy w maju 1990 roku Maciej Płażyński został pierwszym niekomunistycznym wojewodą gdańskim, z dnia na dzień spadły na nich oboje obowiązki reprezentacyjne. Był to szczególny okres. Do Gdańska, stolicy zwycięskiej Solidarności, przyjeżdżali wówczas wszyscy, od byłego prezydenta Reagana po królową Małgorzatę duńską. - To były bardzo interesujące spotkania, choć początkowo denerwowałam się bardzo - wspominała Elżbieta, która w przyspieszonym tempie uczyła się, że nie może mieć na głowie kapelusza, jeśli królowa go nie włożyła i że z dostojnymi damami powinno rozmawiać się o pogodzie, dzieciach i zabytkach. A z ambasadorem Chin - wyłącznie o pogodzie. Pierwszym oficjalnym gościem był Manfred Woerner, ówczesny szef NATO... Nie, pierwsza była pani ambasador Czech, niestety, nie pamiętam jej nazwiska. Wspaniała dziewczyna z opozycji, spięta z powodu nowej roli. W dżinsach jeszcze, zamiast obowiązkowego kostiumu.

Salonem politycznym III Rzeczpospolitej była wtedy plebania ks. Jankowskiego. Tam z laureatem Pokojowej Nagrody Nobla i całą resztą spotykały się koronowane głowy, prezydenci i premierzy.
***
Gdy Maciej Płażyńki został marszałkiem Sejmu, Elżbieta często towarzyszyła mężowi w oficjalnych spotkaniach czy podróżach i robiła to z przyjemnością. Szczególnie interesowały ją kraje, które tak jak Polska, wychodziły dopiero z komunistycznego raju.
- Maciej, jeszcze jako student, pojechał kiedyś z plecakiem do Francji - opowiadała pani Płażyńska. - Wrócił oczarowany paryskim Luwrem. "Wolność wiodąca lud na barykady" Delacroix zrobiła na nim wielkie wrażenie, choć zawsze przecież był umiarkowany, był człowiekiem środka, i na barykady nie chciał nikogo prowadzić, ale tęsknota za wolnością była w nim bardzo silna...
- Dziś zdecydowanie wolę Hieronima Boscha - mówił marszałek Płażyński. - A jeszcze bardziej Memlinga. Jego "Sąd Ostateczny" uczy pokory niezbędnej także politykowi. A może przede wszystkim politykowi?

***
Wreszcie udało im się zamieszkać w nowym domu. Znowu w Oliwie. Każdy miał teraz swój pokój, natomiast w kuchni z dużym stołem skoncentrowało się życie rodzinne.

***
Któregoś lata pojechali całą rodziną na Kresy w poszukiwaniu korzeni. Śladami dziadka, Maksymiliana Płażyńskiego, legionisty, który urodził się i wychował w Czerniowcach - hen, daleko pod granicą rumuńską.

Kresy... To słowo przywołuje przeszłość zarówno w wymiarze narodowym, jak i rodzinnym... Wyobraźnia przenosi na Dzikie Pola, w stepy szerokie, którymi pędzili bohaterowie Sienkiewicza... Słychać szum Prutu i Czeremoszu, widać wieże kościołów Lwowa, cmentarz Orląt, mury Chocimia, Kamieńca Podolskiego, Zbaraża i Krzemieniec Słowackiego... Można tak wymieniać bez końca.
Przywodzą na myśl etos rycerski, służbę dla ojczyzny, pełnioną bez myśli o nagrodzie, z obowiązku patriotycznego jedynie.

Kresy to także myśl o zagładzie, to jej dramatyczny opis w opowieściach ludzi, którym udało się przeżyć, to książka Włodzimierza Odojewskiego "Zasypie wszystko zawieje"...
To most w Kutach, przez który po 17 września 1939 roku wyjeżdżał do Rumunii polski rząd...
Ale także, może paradoksalnie, próba zrozumienia Niemców, których dziadków wyrzucono z domów i krajobrazów Prus Wschodnich, i którzy przyjeżdżają teraz do Młynar i do Gdańska, by zobaczyć i... także zrozumieć.

***
Dziś dzieci są już dorosłe. Jakub skończył, jak rodzice, prawo i pracuje, Katarzyna i Kacper jeszcze studiują. Też prawo, oczywiście.

***
Maciej Płażyński, który był posłem i prezesem Stowarzyszenia "Wspólnota Polska", poleciał do Katynia razem z prezydentem. Zginął w katastrofie pod Smoleńskiem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki