Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Kraszewski: Komedie dzielę tak, jak się dzieli dobre alkohole [ROZMOWA]

rozm. Ryszarda Wojciechowska
Przemek Świderski / Archwium PP
Z satyrykiem Maciejem Kraszewskim o rozrywce i nowych projektach rozmawia Ryszarda Wojciechowska

"Urodzony, z czego się do dzisiaj cieszy" - to twoja skrócona wersja życiorysu. Dodałbyś coś jeszcze?
Może to, że coraz bardziej się cieszę.

To jesteś rzadkim przypadkiem w naszym kraju.
Ale ja mam wiele powodów, żeby tak mówić. A najważniejszy jest ten, że mój 10-letni syn właśnie z wyróżnieniem kończy trzecią klasę szkoły muzycznej. Świetnie też sobie radzi w szkole podstawowej. Chodzi również na zajęcia z architektury na Politechnice Gdańskiej, ponieważ chce być architektem. Byłby więc pierwszą osobą w rodzinie ze stabilnym zawodem, co nas bardzo cieszy. Mówię to oczywiście z przymrużeniem oka, bo w jego wieku wszystko się może zmienić. Ja przecież kiedyś chciałem być kolejarzem..

A zostałeś satyrykiem i scenarzystą.
Zawsze lubiłem wymyślać historie. Niektórzy się dziwią, że nie mam wizytówki. Nie wiedziałbym, co mógłbym na niej, poza nazwiskiem, napisać. Mówię to bez fałszywej skromności. Chyba, że wpisałbym sobie: wymyślacz.

A może "jestem do wzięcia"? Jak każdy, kto uprawia artystyczne zawody. Brzmi nieźle...

To nie jest dobre określenie. "Jestem do wzięcia" jest tylko otwarciem bramy. Ale jeszcze trzeba przygotować chleb i sól, orkiestrę na powitanie, zwrócić na siebie uwagę, dotrzeć do ludzi, przekonać ich do siebie. Ja już dawno to zrobiłem. I z każdym rokiem przekonuję się, że podtrzymanie tej otwartości, wymiany i zainteresowania jest coraz trudniejszym zadaniem, trudniejszym niż samo wyważenie drzwi. Bo wyważa się je na ogół we wczesnej, dynamicznej młodości. Kiedy człowiek jeszcze niewiele wie, nie boi się, nie ma żadnych skrupułów, oporów.

Jako radiowy satyryk miałeś swoje "60 sekund na minutę".

I "Wentylator". W sumie ponad tysiąc odcinków w radiowej Trójce. Audycje wygrywały Festiwal Dobrego Humoru, były nagrody branżowe. I wiesz co? Bardzo mi zaczyna brakować radia. Stęskniłem się za komentowaniem rzeczywistości. Prowadzę rozmowy z dwiema rozgłośniami. Ale w czasie przerwy od radia pisywałem dla telewizji scenariusze, na przykład do programu "Europa da się lubić", a wspólnie z Krzysztofem Jaroszyńskim przez wiele lat współtworzyłem seriale "Szpital na perypetiach" i "Daleko od noszy". Zdarza mi się również skomponować muzykę, na przykład do serialu "M jak miłość". Jestem współautorem piosenki "Nie choruj", którą śpiewają Czarno-Czarni. Więc takie ogarnianie wielu tematów jak pisanie, komponowanie czy reżyserowanie niektórych widowisk, w końcu - prędzej czy później - prowadzi do dużego ekranu.

I ciebie zaprowadziło. Próbujesz właśnie sił w filmie. Ale nie jako aktor.

Nie daj Bóg! Napisałem scenariusze do trzech filmów i wygląda na to, że wszystkie mają szansę być sfilmowane. Jeden, pisany wspólnie z Krzysztofem Skibą, to historia z Pomarańczową Alternatywą w tle, z wątkiem miłosnym ludzi będących po obu stronach barykady. To opowieść widziana oczami brytyjskiego korespondenta, który jest swoistym medium, tłumaczącym młodym, o co w tamtych czasach chodziło. Wszystko wskazuje na to, że zdjęcia do filmu będą kręcone w przyszłym roku, we Wrocławiu. Scenariusz bardzo się spodobał w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, skąd dostaliśmy zielone światło na dalsze działania.

To będzie komedia?
Tak, z dużą dawką historii. Tyle że niepodawanej nachalnie, niepodlanej dydaktycznym czy ideologicznym sosem. Bo na to mam alergię.

Ale komedia z polityką w tle to u nas dość ryzykowne.
Chcieliśmy pokazać, że Polak potrafi nie tylko cierpieć i ginąć. Ale potrafi walczyć z niechcianą władzą w sposób inteligentny, nieszablonowy, wręcz po montypythonowsku.

Producent filmu już jest?
Jest. To duża firma producencka z naszego HollyŁódź, która poważnie i z rozmachem zabiera się do tego filmu. Ale dużo wcześniej, bo jesienią tego roku, rozpocznie się realizacja filmu na podstawie innego mojego scenariusza.

I znowu będzie komedia?

Tak. Ja lubię komedie. Na swój użytek podzieliłem je tak, jak się dzieli alkohole. Na bardzo mocne... Tu wyjaśnię - takim spirytusem komediowym jest na przykład "Naga broń", z niekończącym się ciągiem gagów, czasami ocierających się o różne granice. Taki śmiech dla śmiechu. Porównywalne mocą do whisky lub koniaku są komedie w stylu "Różowa pantera" czy "Mężczyźni wolą blondynki". Jest bardzo wesoło, lekko, łatwo i przyjemnie, ale są też filmowa logika, zwroty, dobre dialogi. No i najlżejsze komedie - takie wino musujące albo dobry pilsner - są te w stylu czeskiego kina, w których może nie ma regularnych salw śmiechu na widowni, ale czuje się w nich sympatię twórców do bohaterów. Widz się uśmiecha, ale nie rechocze. I te najbardziej lubię. Natomiast najbardziej nie lubię nowego gatunku, opatentowanego w Polsce - komedii w typie "piwo bezalkoholowe", czyli komedii nieśmiesznej...

Ten drugi scenariusz jaką historię opowiada?
Można ją spłycić do krótkiego hasła: szczęście w nieszczęściu. Historia pokazuje, że bohaterowie, pozornie nie mając szans, mogą wygrać wszystko, co najważniejsze. O tym opowiadam. Nie interesuje mnie kino gangsterskie ani kosmici z planety Pompon. Szukam tego, co jest ważne dla nas tu i teraz.

Podobno Cezary Pazura ma zagrać w tym filmie.
Przyjaźnię się z Czarkiem, piszę dla niego monologi sceniczne. Uznałem też, że powinien podjąć próbę napisania scenariusza na miarę jego wspaniałego aktorstwa. Różnie się o Czarku mówi. Na ogół bardzo niesprawiedliwie. Ale on nie jest dobrym aktorem. On jest aktorem wybitnym. I czeka na rolę, która by go przywróciła widzom jako wybitnego aktora. Mogę ujawnić tylko tyle, że ten projekt filmowy pisany dla niego nazywa się "Wesołek". To historia przypadkowej znajomości, a potem przyjaźni sławnego satyryka i chłopca chorego na raka. Satyryk przybywa do małego miasteczka i po męczącym występie jedzie spełnić marzenie ciężko chorego chłopca, który jest jego fanem. To spotkanie w zaskakujący sposób odmieni życie obu bohaterów. Obiecuję mnóstwo śmiechu, ale i prawdziwych łez. Więcej nie zdradzę, choćbyś mnie przypalała żelazkiem...

Jest jeszcze trzeci scenariusz...

A ten właśnie ostatecznie szlifuję pod kierunkiem Mitji Okorna, reżysera hitowego filmu "Listy do M." Ale o nim mogę powiedzieć najmniej. Może jedynie tyle, że będzie to historia miłości serialowego gwiazdora do dziewczyny poznanej w internecie.

A na kabaret jest jeszcze miejsce w twoim życiu?
Nie rozstaję się z nim, nie porzucam. 3 sierpnia na placu Zebrań Ludowych w Gdańsku odbędzie się duży kabareton pod hasłem "Gdańsk toczy bekę", z udziałem czołówki kabaretowej. I ja mam przyjemność tę imprezę poprowadzić i coś powiedzieć od siebie. Myślę, że Gdańsk również zasługuje na swój kabareton. Dołożę więc wszelkich starań, żeby i u nas była taka duża, cykliczna impreza - docelowo festiwal. Planujemy bowiem w przyszłym roku wystartować w formule festiwalowej, z nagrodami. Mogę na razie ujawnić, że będzie to festiwal krótkich form satyrycznych o... krótką piłkę. Tak to sobie nazwałem roboczo. Zależy mi na tym, żeby na gdańskiej scenie zaprezentować wyłącznie mocne, krótkie skecze premierowe, a nie ogrywane w wielu miejscach.

W rozrywce zaczyna się panoszyć bylejakość. Ty też to obserwujesz?
I dlatego spodziewam się - mało tego - wieszczę zwrot ku lepszej jakości. Teraz trzeba się będzie mocno postarać, by zasłużyć na szacunek i zainteresowanie widza. A co znaczy jakość i szacunek widza, pokazał znakomity ostatni dzień festiwalu w Opolu. Jasne, że niespodzianką było pojawienie się artystów dawno niewidzianych. Ktoś może powiedzieć, że zagrała nostalgia. Ale to naprawdę fajnie brzmiało i było świetnie poprowadzone. Orkiestra, muzyka na żywo, a nie playback i aerobik na scenie.

Z jednej strony profesjonalizm, a z drugiej każdy dzisiaj może śpiewać, choć nie każdy powinien.
To też było widać w Opolu. Joanna Moro śpiewająca piosenkę Anny German...

I potem cała Polska ma bekę. O to chodzi?
Joanna Moro jest świetną aktorką i uroczą, sympatyczną osobą. Owszem, ten występ jej się nie udał - i należy z tego wyciągnąć wnioski. Sugeruję profesjonalny impresariat, który zajmuje się nie tylko bukowaniem hotelu, ale przede wszystkim planowaniem kariery i ochroną przed ryzykownymi pomysłami. A że Polska ma bekę? Zawsze będą ludzie, których ucieszą porażki innych. Ale to nonsens - każdemu z nas zdarzają się potknięcia. Artystom też. Wielki Marlon Brando w jednym roku genialnie zagrał w "Czasie Apokalipsy", a rok później we "Wzorze" zagrał tak słabo, że dostał Złotą Malinę. I co z tego? Chciałbym, żeby w Polsce kochano gwiazdy tak jak w Ameryce. I w ogóle żeby ludzie bardziej się lubili nawzajem.

Ryszarda Wojciechowska

Człowiek Orkiestra

Maciej Kraszewski - 47 lat. Scenarzysta i satyryk, autor ponad 2 tysięcy programów radiowych i telewizyjnych. Przez wiele lat związany z radiową Trójką. Jest współtwórcą seriali "Szpital na perypetiach" i "Daleko od noszy". W swoim dorobku ma także programy telewizyjne, takie jak "Europa da się lubić", "Strzał w dziesiątkę" czy "Wielki poker". Od sześciu lat jest autorem kabaretowych monologów Cezarego Pazury, pisał też teksty dla Andrzeja Grabowskiego czy Piotra Bałtroczyka.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki