Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łupki na Pomorzu. To były nieprawdziwe i naiwne wizje [ROZMOWA]

rozm. Jarosław Zalesiński
Archiwum
Gazu z łupków nie opłaca się dzisiaj wydobywać w Polsce Zmieni się to dopiero wtedy, gdy wzrosną ceny ropy i gazu na światowych rynkach - uważa Paweł Poprawa, ekspert w dziedzinie geologii złóż gazu niekonwencjonalnego w Polsce.

Musimy się przebudzić z pięknego snu o Polsce jako drugiej Norwegii i o powszechnym dobrobycie dzięki bogactwu gazu z łupków?
Z tego snu budziliśmy się stopniowo. Pierwszą zapowiedzią negatywnych późniejszych zdarzeń było wycofanie się z poszukiwań w Polsce firmy Exxon w 2012 r. To właśnie wejście tej firmy do Polski wywołało „gorączkę łupkową”, bo wcześniej zainteresowanie naszymi złożami było niewielkie. Wejście Exxona uwiarygodniło przypuszczenia, że gaz łupkowy w Polsce jest. W 2012 r. Exxon jednak ogłosił odwrót z Polski, zresztą jako pierwszy. Po nim wycofało się kilka kolejnych firm.

Koncerny zaczęły się wycofywać, bo polski rząd nie opracował prawa, które by regulowało wydobywanie gazu z łupków?
Było kilka powodów. Istniejące w Polsce regulacje rzeczywiście były postrzegane jako niekorzystne. Co znacznie ważniejsze jednak - codzienna praktyka administracji była odbierana jako utrudnianie działalności. Czas oczekiwania na wszelkie pozwolenia, rozpatrywanie wniosków koncesyjnych, czas oczekiwania na zgody na wiercenie - był bardzo przewlekły.

Lokalne społeczności też czasem stawiały opór.

Pod tym akurat względem, moim zdaniem, Polska wyróżnia się jako kraj sprzyjający inwestorom. Opór społeczny, jeśli w ogóle się pojawiał, nie był tak silny, by nie można było prowadzić dialogu. Nie można więc mówić, że złe nastawienie lokalnych społeczności przyczyniło się do tego, że koncerny zaczęły z Polski wychodzić. Głównym powodem były niekorzystne regulacje, no i ta codzienna praktyka administracyjna. Kolejna przyczyna była taka, że firmy nie uzyskiwały zadowalających wyników ze swoich odwiertów. Owszem, udowodniono, że złoża gazu i ropy z łupków w Polsce występują, jednakże ilość ropy i gazu z każdego z odwiertów była zbyt mała, aby opłacało się je wydobywać na zasadach komercyjnych.


To czemu nie szukano nowych odwiertów?

Inwestorzy chwilowo przestali inwestować w taki scenariusz po części dlatego, że w ostatnich dwóch latach doszło do załamania cen ropy naftowej, co bardzo mocno przełożyło się na komercyjność każdego projektu prowadzonego przez firmy poszukiwawcze. Polskie projekty okazały się dodatkowo nieopłacalne. Nie dość, że są trudne technologicznie, to jeszcze spadły ceny ropy.

Jeżeli ceny ropy i gazu pójdą w górę, inwestorzy wrócą?
Z pewnością za kilka lat będziemy obserwować fazę rewitalizacji tych przedsięwzięć, ale dopiero wtedy, kiedy ceny ropy i gazu wzrosną.

Czyli za ile lat?
5-10 lat. Zwykle tyle trwa cykl koniunkturalny. Ile dokładnie - to już będzie zależało od tego, jak będą się zmieniały ceny ropy i gazu. Im będą wyższe, tym szybciej przyjdzie druga faza zainteresowania. Jedno jest w tym wszystkim bardzo ważne: rozstrzygnięto, że pierwsze wyobrażenia na temat zasobu gazu w Polsce były naiwne. Nie miały żadnego podłoża naukowego. Nie warto nawet zastanawiać się dzisiaj, skąd pojawiły się takie szacunki.

Sami siebie nabraliśmy?
Możemy mówić o jedynie znacznie mniejszych zasobach. To także po trosze tłumaczy, dlaczego największe firmy wycofały się z Polski. Logika tej branży jest taka, że firmy gigantyczne poszukują gigantycznych złóż, firmy średnie średnich, a małe firmy poszukują złóż małych. Największe firmy rozstrzygnęły, że Polska nie będzie projektem w skali gigantycznej. Z danych geologicznych wynika, że to jest niemożliwe. Wizje, które początkowo roztaczano, były nieprawdziwe i naiwne.

A jaka wizja byłaby prawdziwa?
Jest realne, żeby wydobywać w Polsce 5 mld metrów sześciennych gazu z łupków rocznie. Ale nie jest realne, żeby wydobywać go 100 czy 150 mld. Gdyby te pierwsze szacunki zasobów, oparte na wyobrażeniach, okazały się prawdziwe, moglibyśmy sprzedawać Europie tyle gazu, ile dostarcza Gazprom. Ale już wiemy, że to jest kompletnie nierealne. Zamiast 150 mld rozważamy opcje 5 mld.

Na co to wystarcza?
Polska konsumuje rocznie 15 mld metrów sześciennych gazu. Ze złóż konwencjonalnych wydobywamy go 5 mld, pozostałe 10 musimy importować. Jeżeli złoża gazu łupkowego dostarczałyby 10 mld metrów sześciennych rocznie, co nie jest wykluczone, oznaczałoby to, że nie musielibyśmy gazu kupować. Jeżeli będziemy w stanie produkować 5 mld, brakujące 5 mld możemy sprowadzać przez gazoport w Świnoujściu - takie ma on możliwości. Wracamy zatem do takiej skali projektu, która liczy się dla Polski, ale nie dla Europy. Co oznacza, że nie należy się spodziewać, iż wielkie koncerny będą się polskim gazem z łupków zajmować.

Ale chyba powinny się nim zająć polskie firmy. Tymczasem PGNiG zapowiada, że z prowadzenia poszukiwań będzie się wycofywać.
To zrozumiałe. Projekt w tej chwili się nie bilansuje. Można oczywiście usilnie pracować nad tym, by osiągać coraz lepsze wyniki z każdego odwiertu. Ale jeśli takie są ceny ropy i gazu, trudno o podobną motywację. Jeśli firma ma jakieś portfolio swoich działań i może pomiędzy nimi wybierać, jest zrozumiałe, że dzisiaj pieniądze pójdą na łatwiejsze przedsięwzięcia. Polscy inwestorzy tak samo muszą kalkulować relację kosztów do przychodów. Oczywiście są w stanie pogodzić się z o wiele mniejszą skalą wydobycia niż Exxon czy Chevron. Ale musi zmienić się koniunktura i wtedy zapewne powróci zainteresowanie polskimi zasobami gazu.

Nawet jeśli koniunktura się odwróci, będziemy sprowadzać gaz przez Świnoujście. Z Kataru czy może, jak niektórzy podpowiadają, z powodów politycznych ze Stanów Zjednoczonych, od naszego sojusznika?
Zapewne będą to kontrakty stałe, takie jak kontrakt katarski, ale także kontrakty krótkotrwałe. W każdym razie te 5 mld możemy sprowadzać przez gazoport z dowolnego kierunku.

Cały czas brakuje nam 5 mld.
Tu pojawia się kwestia, czy Polska będzie je chciała kupować od Rosji, czy np. poprzez interkonektory z Niemiec, czy też zdecyduje się na budowę gazociągu do Norwegii. Jeśli gazociąg norweski powstanie, z całą pewnością nie będzie już potrzebne importowanie gazu z Rosji.

Gazociąg z Norwegii to pomysł, który pojawia się od nie wiem już ilu lat.
Trwają prace nad studium wykonalności projektu. I padają teraz bardzo mocne deklaracje polityczne. Politycy mówią o swojej determinacji, by projekt doprowadzić do finału. Jeśli tylko nie okaże się absurdalny ekonomicznie, zostanie zrealizowany.

I wtedy mielibyśmy trzy źródła: własny gaz, gazoport i gazociąg norweski. Stalibyśmy się niezależni od Gazpromu.
Politycy mówią wprost, że po zakończeniu kontraktu w 2022 roku Polska bierze pod uwagę, że nie podpisze nowego kontraktu z Rosją. Oczywiście może to mieć też charakter argumentu negocjacyjnego. Rosja, chcąc ratować jakiekolwiek swoje udziały na polskim rynku, będzie musiała pójść na duże kompromisy. I ostatecznie o to właśnie chodzi, żebyśmy kupując gaz od Rosjan, nie byli od nich w pełni zależni i mieli jakąś pozycję do wynegocjowania uczciwych cen. Co nie zawsze miało miejsce w naszych relacjach z Gazpromem.

Wróćmy na koniec na pomorskie szyby gazowe. Tym, którzy tęsknie patrzyli w ich stronę, licząc na to, że znajdzie się tam praca albo inne korzyści, pozostaje patrzeć na razie na ceny na stacjach benzynowych. Bo firmy wrócą do poszukiwań dopiero wtedy, gdy ropa i gaz pójdą w górę.
Trzeba przyjąć, że przez kilka najbliższych lat nic istotnego się w tej sprawie nie zdarzy. Jeżeli po tych kilku latach jakiś inwestor udowodni, że jest możliwe wydobycie w takiej skali, żeby się to opłacało, to inwestorzy do tego projektu wrócą. Ale kilka najbliższych lat to kompletna dekoniunktura w tym obszarze. Projekty zostaną na co najmniej kilka lat zamrożone.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki