Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łuna nad Rafą Słońca. Sunreef Yachts dźwiga się z popiołów

Dorota Abramowicz
Stocznia nie zrezygnuje z prezentacji nowości na wrześniowych, prestiżowych targach w Cannes. Przedstawi tam aż trzy premierowe łodzie
Stocznia nie zrezygnuje z prezentacji nowości na wrześniowych, prestiżowych targach w Cannes. Przedstawi tam aż trzy premierowe łodzie Grzegorz Mehring
Światowy kryzys nie osłabił gdańskiej stoczni Sunreef Yachts. Przeciwnie - wzmocnił jej pozycję na światowym rynku. Ostatni pożar i ogromne straty nie zachwiały więc wiarą właściciela firmy w to, że jej rozwój i przyszłość nie będą zagrożone - piszą Dorota Abramowicz i Jacek Klein

Ogień się pojawił tuż przed godziną 20. Najpierw małym, na pozór niegroźnym płomieniem. Uratowany zapis monitoringu pokazuje, że pracownicy próbowali opanować pożar. Nie mieli jednak szans - chwilę później w hali stoczni Sunreef Yachts doszło do pierwszych wybuchów. Osiemnaście lat po tragicznym pożarze Hali Stoczni Gdańskiej znów nad ulicą Jana z Kolna rozbłysła łuna.

Czytaj także: **Gdańsk: Kamery zarejestrowały wybuch ognia w hali stoczni**

Mateusz Wolański, laminarz, w tamten czwartek pracował do 16. Nie minęło 20 minut od wybuchu pożaru, a już był z powrotem przed stocznią. - Z daleka było widać ogień - mówi. - Patrzyłem ze ściśniętym gardłem.

Pod stocznię dochodzili kolejni pracownicy. Odebrali telefony od kolegów, przeczytali o pożarze w internecie, zobaczyli żółty pasek na ekranie telewizora, usłyszeli w radiu. - Wszyscy, którzy mogli, przyjechali - opowiada Mateusz Szczygielski, laminarz z pięcioletnim stażem w Sunreef Yachts. - Staliśmy w grupie, spoglądając na płomienie. Wszyscy zadawali sobie jedno pytanie: - Co będzie dalej?

Do przebywającego w Stambule na rozmowach z klientem Francisa Lappa zadzwonił kierownik produkcji. Powiedział, że płonie wynajmowana pod produkcję hala, w której znajduje się pięć właśnie budowanych jachtów i dwie formy do ich budowy.

- Szok. Poczułem się tak, jakby mi serce miało stanąć - mówi właściciel stoczni produkującej luksusowe katamarany. - Najważniejsza była jednak wiadomość, że nikt nie zginął, nie został ranny. Zostawiłem wszystko, zacząłem szukać wolnego miejsca w samolocie do Polski.

Cztery dni od tamtych wydarzeń rozmawiamy w biurowym kontenerze, stojącym tuż obok zgliszcz hali. Lapp siada za biurkiem, przełykając pospiesznie ostatnie kęsy posiłku. Na biurku, na wyciągnięcie ręki, stoją krople nasercowe. - Nie mogę spać - Francuz patrzy zmęczonymi oczami. - Dziś przespałem tylko 3,5 godziny. Wyszedłem ze stoczni o pierwszej w nocy, wróciłem tu o piątej rano.

Zobacz także: **Pożar na terenie Stoczni Gdańskiej. Hala zostanie zburzona [FILM, ZDJĘCIA]**

Współpracownicy mówią o nim: pracoholik. W firmie od szóstej rano do wieczora. Kipi pomysłami, sam musi wszystko sprawdzić. Tuż po pożarze media podały, że szacunkowe straty Sunreef Yachts, światowego lidera w produkcji luksusowych jachtów dla bogaczy, mogą wynieść kilkanaście milionów euro.

Z Alzacji do ziemi obiecanej

Francis Lapp nie jest wylewny, skąpo dawkuje informacje o sobie. Pochodzi z niewielkiego miasteczka (liczącego zaledwie 500 mieszkańców), położonego niedaleko Miluzy w Alzacji. Przyznaje, że nie dorastał w luksusach. Matka zarabiała na życie jako krawcowa, ojciec jest inwalidą.
- Nie mogłem liczyć na spadek - podkreśla. - Do wszystkiego musiałem dojść sam.

Miesięcznik "Forbes", przedstawiając przed trzema laty sylwetkę Lappa, napisał, że przedsiębiorca prowadził w Alzacji wytwórnię elektrycznych szaf rozdzielczych i sterowniczych. Wcześniej mieszkał m.in. dwa lata w Arabii Saudyjskiej, gdzie budował szpitale.

Polska przygoda Alzatczyka zaczęła się dokładnie przed 20 laty. 33-letni francuski inżynier elektryk, pasjonat rajdów samochodowych, postanowił wziąć udział w eliminacjach do Mistrzostw Polski Samochodów Terenowych. Zajął trzecie miejsce, odebrał wyróżnienie, wrócił nad Sekwanę, by... po dwóch tygodniach znów wylądować w Warszawie. Tym razem na stałe. W tym czasie we Francji trwał zastój inwestycyjny, wiele firm zbankrutowało i ledwo co uwolniona z okowów socjalistycznej gospodarki Polska jawiła się obcokrajowcom jako inwestycyjna ziemia obiecana. Kontakty z Polakami robiącymi interesy w Alzacji pomogły w znalezieniu współpracowników.

Czytaj również: Zdjęcia z produkcji luksusowych jachtów w stoczni Sunreef Yachts

Pierwszy wspólnik, Polak, znał angielski i niemiecki - wspomina dziś właściciel stoczni. - Nawiązaliśmy kontakty, coś się zaczęło dziać, ale już po kilku miesiącach musieliśmy się rozstać. On liczył na szybki zysk i nie rozumiał, że tak się nie da.

Firma Lappa produkowała szafy i systemy elektryczne oraz sanitarne. Trafiały do marketów m.in. w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, do Grand Hotelu w Sopocie, centrum Boscha-Siemensa w Łodzi, Emporio Armani w Warszawie. W tym czasie ożenił się z Polką i - jak podkreśla - czuje się związany z naszym krajem.

- Mama nie była początkowo zachwycona, że przyjechałem do Polski - opowiada Lapp. - Kiedy zjawiałem się w domu, pierwsze pytanie brzmiało: czy masz co jeść? Teraz pyta, jak sobie radzę...
Kilka lat później wpadł na genialny pomysł. Biuro podróży syna Francisa, Nikolasa, wynajmowało luksusowe jachty na wakacje, a firma Lappa zajmowała się czarterem jachtów na Madagaskarze. Alzatczyk, zamiast kupować kolejne jachty, postanowił zająć się budową drogich łodzi. W 2000 roku ojciec i syn założyli stocznię, w której miały powstawać wielkie katamarany sportowe dla indywidualnych, bogatych odbiorców. Zainwestowali 2 mln euro. Stocznię nazwali Sunreef Yachts, czyli Jachty Rafy Słońca.

- Proponowano mi stworzenie firmy w Szczecinie, ale wybrałem Gdańsk - mówi Lapp.
To nie tylko kwestia tradycji stoczniowej i marki związanej z nazwą miasta.
- W Gdańsku mogę znaleźć miejsca, gdzie się czuję jak w swoim miasteczku w Alzacji - twierdzi właściciel Sunreef Yachts.

Czytaj również: Projekty luksusowych jachtów ze stoczni Sunreef Yachts

Do Gdańska przeprowadził się też Nikolas Lapp. Dziś syn, choć nadal współpracuje z ojcem, rozkręca własny interes. Sprowadza do Polski francuskie wina, niedawno otworzył sklep winiarski w Gdyni.

Najważniejsza jest jednak stocznia, wyznaczająca światowe trendy w budowie luksusowych jachtów. Dwa lata temu został zwodowany katamaran żaglowy Sunreef 114 CHE o 114 stopach, czyli 34 m długości. Prezentacja odbiła się szerokim echem na świecie. 114 CHE wówczas był największym na świecie jednomasztowym katamaranem, o ożaglowaniu typu slup, i drugim pod względem długości. Został wybrany finalistą prestiżowego konkursu Superyacht Awards 2010 w kategorii najlepszy jacht żaglowy od 30 do 45 metrów.

W ofercie firma ma m.in. motorowy megakatamaran - 40-metrowy Sunreef Power. Projekt powstał we współpracy z BMT Nigel Bee oraz Design Unlimited. Biuro projektowe opracowało jednostki długości nawet około 60 metrów. Nad łodziami pracuje zespół polskich projektantów. Wstępną koncepcję proponuje Lapp. Jest liderem, otwartym jednak na dyskusję i wymianę opinii. Ostateczny kształt łodzi to wspólne osiągnięcie całego zespołu.

Przyjaciele i wrogowie

Tuż po pożarze Lapp odebrał z 50 e-maili i setkę SMS-ów z ofertą pomocy. Dzwonili przyjaciele, znajomi i przedstawiciel władzy.
- Prezydent Paweł Adamowicz zadzwonił do Lappa do Stambułu - mówi Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta. - Spotkał się z nim w poniedziałek. Szef poradził, by Lapp zwrócił się o szybki kredyt do Pomorskiego Funduszu Poręczeń Kredytowych. Ta firma przecież pracuje na markę Gdańska i tu płaci podatki.

W poniedziałek Adamowicz po raz pierwszy usłyszał, że Lapp, mimo wcześniejszych zapowiedzi, nie będzie budował nowej stoczni w Wiślince, czyli w gminie Pruszcz Gdański. Stocznia powstanie w pobliżu mostu wantowego w Gdańsku.

- Pracownikom oszczędzimy dojazdów do pracy, poza tym Gdańsk jest wizerunkową marką - argumentuje Lapp. - Dobrze się tutaj robi interesy, zresztą jak wszędzie, wystarczy ciężko pracować.
Spółka w pobliżu mostu ma hektarową działkę. Lapp zamierza dokupić jeszcze 2 hektary. Stanie na nich hala produkcyjna o powierzchni ok. 10 tys. m kw.

Pawlak nie wyklucza, że pozostanie Sunreef Yachts w Gdańsku mogło być związane z ostatnimi wydarzeniami. - Niezależnie od motywów, to bardzo dobra decyzja dla miasta - mówi.
O tym, że na SY zależy władzom nie tylko Gdańska, świadczy też wczorajsza wspólna wizyta w nowej hali produkcyjnej marszałka Mieczysława Struka i prezydenta Pawła Adamowicza.

Czytaj również: **Gdańsk: Stocznia Sunreef Yachts rozpoczyna odbudowę spalonych jachtów**

Nie wszyscy się jednak martwią kłopotami stoczni. Pożar sprawił, że na forach internetowych odezwały się osoby nieprzychylne Sunreef Yachts. Narzekają na warunki pracy, wynagrodzenie i stosunki panujące w firmie. Piszą o "zarobkach 9 zł na godzinę w warunkach szkodliwych dla zdrowia". Ktoś twierdzi, że w zakładzie panowała "pełna ignorancja dla poszanowania prawa pracy".

- Pracowałam tam kilka lat temu - pisze "bozik". - Straszny rygor, ludzie niezbyt sympatyczni, głośna syrena na przerwę i jej koniec, nie wolno było się spóźnić nawet sekundy, kamer od groma...
Ewa Stachurska, rzecznik SY, zna te wpisy. - Ich autorzy to góra 10 osób, byłych pracowników, co wobec 350 zatrudnionych nie jest chyba zbyt dużą liczbą - mówi.

Lapp dodaje, że zwalniano ludzi za brak dyscypliny i nieprzestrzeganie zasad bezpieczeństwa, w tym np. za palenie papierosów pod maską.
Konkretne zarzuty zawiera wpis "byłego BHP-owca". "Wielokrotnie sygnalizowałem Panu Francisowi Lappowi możliwość wystąpienia wybuchu... W hali produkowano łodzie z kompozytów bez poszanowania zasad ppoż. Wystarczy przejść się na inne hale i zobaczyć, jak wszystko skandalicznie jest wykonywane. Wielokrotnie, gdy miała przyjść inspekcja pracy, wszelkie kompozyty były wynoszone, że niby nie ma stężenia. Budowane jednostki oddzielała folia łatwopalna, zaś aby wszystko dobrze schło, nagrzewnice skierowane były na budowane z kompozytów jednostki. Zero wyciągów, zero wentylacji..." - pisze były pracownik.

Dzwonię pod numer telefonu podany pod wpisem. Umawiam się z panem X., ale mimo obietnic autor wpisu nie zjawia się na spotkaniu.
- Cóż mogę na to powiedzieć? - Lapp ze znużeniem kręci głową. - Trzy dni przed wybuchem pożaru przeszliśmy kontrolę ubezpieczyciela. Wszystko było w porządku.

Przyczyny pożaru badają policja i prokuratura.
- Nie znamy konkretnej przyczyny wybuchu pożaru, ale wiemy, gdzie się zaczął - mówi Lapp. Z nagrań monitoringu wynika, że ogień pojawił się w miejscu, gdzie stały pojemniki z przygotowaną do laminowania żywicą zmieszaną z utwardzaczem. Mogło tam dojść do reakcji termicznej i samozapłonu.

- Na pieniądze z ubezpieczenia nie możemy czekać - mówi Lapp. - Nawet przez chwilę nie pomyślałem o zamknięciu interesu. Ruszamy z produkcją, by do minimum ograniczyć opóźnienia w budowie łodzi. Klienci zrozumieli sytuację. Od razu zapewniliśmy o kontynuowaniu produkcji. Luksusowy jacht nie jest rzeczą potrzebną od zaraz. Jeśli jest robiony na zamówienie, można na niego poczekać nawet kilka miesięcy dłużej. Wielu naszych klientów ma już luksusowe łodzie - dodaje.

Konkurencja bez szampana

Gdyby nie pożar, ten rok byłby najlepszy pod względem wielkości produkcji i zysków w historii firmy. Na szczęście ocalały trzy formy do budowy łodzi 60 Sunreef Power, Sunreef 82 Double Deck i Sunreef 58.
Firma ma pieniądze na najbliższe miesiące.

Niedługo pojawi się w Gdańsku wspólnik Lappa z Hiszpanii ze wsparciem finansowym. Stocznia nie zrezygnuje z prezentacji nowości na wrześniowych, prestiżowych targach w Cannes. Przedstawi tam aż trzy premierowe łodzie. Cel jest prosty - podtrzymywanie kontaktów z klientami, w tym biznesmenami o nazwiskach z pierwszej setki listy "Forbesa", trzęsącymi światową gospodarką. - Aby zachować pozycję lidera na rynku, trzeba się promować - dodaje Stachurska. - Jesteśmy liderami. Od lat widzimy, że rok po prezentacji naszych premierowych jachtów nasze rozwiązania pojawiają się u innych producentów.

- Konkurencja nie będzie miała okazji do picia szampana - mówi twardo Lapp.
Tym bardziej że konkurencji właściwie nie ma. Jedyną liczącą się jest francuska stocznia Lagoon. Oferta innych producentów na świecie pod względem wielkości katamaranów kończy się na pułapie, od którego gdańska firma zaczyna, czyli 60 stóp długości kadłubów.
Przed kryzysem w 2008 roku na świecie było więcej stoczni produkujących drogie luksusowe łodzie. Nie przetrwały. Paradoksalnie kryzys sprzyjał Lappowi. Wyszedł z niego z jeszcze mocniejszą pozycją na światowym rynku. SY utrzymała się m.in. dzięki dwóm zamówieniom na największe i najdroższe katamarany - CHE 102 i CHE 114.

Ręce na pokład

Podjeżdżamy pod halę, do której przeniesiono produkcję. Pod plastikową folią pastowany jest potężny kadłub jachtu.
- W niedzielę odebrałem telefon, że w poniedziałek mam się stawić do pracy - mówi jeden z laminarzy. Będą pracować na trzy zmiany, łącznie z sobotami i niedzielami, by zdążyć z realizacją zamówień.
Pracownik: - Wie pani, może było tu coś złego, ale teraz trzeba ratować firmę.

Ktoś rzuca z boku: - Wszystkie ręce na pokład.

W stolarni, gdzie się wykonuje luksusowe meble, trwa nauka obsługi niedawno sprowadzonej nowoczesnej maszyny. - Wszystkie elementy będą wycinane z dokładnością do tysięcznej milimetra - stolarz Włodzimierz Tarasiewicz zachwyca się drogim sprzętem. - Maszyna pomoże odbudować formy, które spłonęły.

ROZMOWA z policjantem, który pierwszy zauważył pożar i zatrzymał ruch na ul. Jana z Kolna

Francis Lapp w biegu opowiada o kolejnych projektach. Pokazuje stojący pod biurowym kontenerem elektryczny samochód z napisem "Sunreef City". Auto może przejechać na załadowanych akumulatorach do 150 km. Koszt przejazdu 100 km w mieście wynosi 3-4 zł.

- Chcemy w tym roku zacząć produkować go w Gdańsku - opowiada Lapp. - Licencję zakupiliśmy we Francji, ale zamierzamy dodatkowo wprowadzić nasze rozwiązania.

Kończy rozmowę, bo jeszcze musi odwiedzić bank w sprawie kredytu. Pytam, czy ma czas na odpoczynek.

- Wie pani, od piątku jestem w ciągłym ruchu - mówi bez uśmiechu. Po chwili milczenia dodaje: - Najgorzej, gdy się zatrzymam. Wystarczy, że jestem sam przez pięć minut. Wtedy płaczę.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki