Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasiewicz z Arki Gdynia: Ułożyliśmy puzzle

Patryk Kurkowski
Tomasz Bolt
Z Antonim Łukasiewiczem, który zostaje w Arce na kolejny sezon, rozmawiamy o kończących się rozgrywkach, jesiennym kryzysie i awansie.

Nie wypada chyba zacząć inaczej niż od gratulacji.
Dziękuję, ale należą się one dosłownie wszystkim. Zawodnikom z podstawowego składu, ale też tym, którzy byli na ławce czy trenują z pierwszym zespołem. Każdy dał z siebie wszystko. Cieszymy się, że udało nam się osiągnąć awans z wyprzedzeniem, bo dzięki temu możemy w innych nastrojach teraz rozmawiać. Możemy też spokojnie myśleć o przyszłości.

Trener Niciński przyznał, że nie spodziewał się, iż tak szybko wywalczycie awans. Pan też jest zaskoczony?
Byliśmy bardzo zdeterminowani i dobrze przygotowani, zwłaszcza fizycznie. Nie mieliśmy właściwie żadnego kryzysu fizycznego w tej rundzie. Do tego głowy były na właściwym miejscu. Nikt nie bujał w obłokach. Trzeba uczciwie powiedzieć, że zasłużyliśmy na awans, bo na przestrzeni całego sezonu graliśmy najrówniej i nie mieliśmy słabszego momentu. Nawet jeśli zdarzył nam się słabszy mecz, w których byliśmy w potrzasku, to udawało nam się wygrać. Wtedy właśnie było widać, że jesteśmy gotowi na ekstraklasę i że możemy wygrać tę ligę.

Ciężko było utrzymać się na ziemi?
To są zawsze trudne sprawy, bo każdy ma swoje ambicje i cele. Udało się jednak je odłożyć na boczny tor i skupić na nadrzędnym celu drużyny, czyli awansie. Duża w tym zasługa zawodników, ale równie duża sztabu szkoleniowego.

Awans udało się wywalczyć dość łatwo?
Musimy pamiętać jaką drogę przeszliśmy, jak było ciężko na treningach i w meczach i z pełną pokorą podchodzić do wyników. Zwłaszcza że przed nami nowe wyzwania. Będziemy musieli pracować jeszcze ciężej, bo nie ma innej drogi, żeby utrzymać się w ekstraklasie.

Pewien dołek jednak mieliście - cztery mecze bez zwycięstwa, po których wiele mówiło się o zwolnieniu trenera Nicińskiego.
To faktycznie był mały kryzys. To był trudny moment, ale udało nam się go przetrwać. Jak spojrzymy na cały sezon, to zobaczymy, że mowa jest tylko o dwóch tygodniach. To one mogły mieć inny wpływ na losy drużyny. Gdyby działacze wtedy nie wytrzymali presji i podjęli inne decyzje personalne, to mogłoby się to inaczej skończyć. Całe szczęście udało się ostudzić głowy, a trener otrzymał pełne zaufanie. To także lekcja na przyszłość, żeby w takich sytuacjach zachować spokój i konsekwencje w realizacji celu.

Jak Wy reagowaliście w tamtym momencie?
Tak szczerze mówiąc to do nas to nie docierało. Wielokrotnie rozmawiałem wtedy z Krzysiem Sobierajem, bo to on jest niekwestionowanym liderem szatni i kapitanem, o tej sytuacji. Z innymi doświadczonymi zawodnikami rozmawialiśmy wówczas, żeby potem w razie czego móc utrzymać w ryzach drużynę. Doszliśmy wtedy do wniosku, że musimy się po prostu skupić na tym, na co mamy wpływ. W zasadzie powtarzaliśmy jak mantrę. Byliśmy przygotowani na podstawie doświadczeń z poprzedniego sezonu, że jeżeli przyjdzie taki moment, to po prostu nie spuszczamy głów i robimy to, co najlepiej potrafimy.

Rok wcześniej przerabialiście podobną sytuację, choć wtedy doszło do zwolnienia.
Byliśmy wtedy za trenerem, a klub był w innym etapie przebudowy. Tak naprawdę trener Dariusz Dźwigała zastał klub po całkowitej rewolucji, bo przyszło czternastu zawodników. To są trudne chwile dla trenera, bo piłkarze muszą jak najszybciej się dogadywać. Dlatego pod tym względem poprzedni trener miał o wiele trudniejsze zadanie. Wtedy nie wiedzieliśmy jak pozostałe osoby z szatni zareagują w kryzysowej sytuacji. Finalnie dało nam to dobry nawóz, bo potem się lepiej znaliśmy, a w kolejnych okienkach nie doszło do rewolucji, lecz retuszy.

Po części ruchy i decyzje sprzed półtora roku miały wpływ na to, że w tym roku sięgnęliście po awans.
W piłce często decyzje podejmowane są pod wpływem emocji i niekiedy pod wpływem tych negatywnych. Tymczasem ważna jest konsekwencja i cierpliwość. Trener Dariusz Dźwigała poszedł do Dolcana Ząbki, którego dobrze znał i wrzucił do niego swoją filozofię. Zespół pod jego wodzą dobrze grał, być może nawet liczyłby się w walce o awans, gdyby nie sytuacja organizacyjna. Zresztą jak ważna jest konsekwencja pokazał trener Niciński, który dostał zaufanie i odpłacił się tym, że zespół awansował do ekstraklasy. Niemniej w wielu klubach nadal rzadko myśli się o tym, co będzie za dwa, trzy lata. Liczy się tylko tu i teraz.

Skoro już o tym mowa, to Arka opracowała plan trzyletni, który wypełniliście w dwa lata.
Właśnie. To jest kwestia planowania, konsekwencji i żelaznej realizacji. Jeśli ma się wytyczony plan to prędzej czy później uda się osiągnąć cel. Wiadomo, że trzeba go modyfikować. W Arce jest wiele osób z ogromnym doświadczeniem - dyrektor Klejndinst, trener Globisz, który przecież doradza, czy sztab szkoleniowy, który bardzo długo grał zawodowo. Oni się nawzajem uzupełniają i pomagają, co pozwala nam przygotować się i przetrwać różnego rodzaju turbulencje. Nie bez powodu mówi się, że sukces ma wielu ojców, bo pracują na niego wszyscy w klubie - piłkarze, trenerzy, fizjoterapeuci, zarząd, sekretarki, kibice. Wszyscy. Awans to również ich zasługa. To są puzzle, które składają się w całość.

Dużo zmieniło się w drużynie, gdy przejął ją trener Niciński?
Trener Niciński na pewno należy do tych trenerów, którzy są konsekwentni i nie pozwalają sobie w kaszę dmuchać. Myślę, że właściwie to musi taki być, żebyśmy mogli realizować cele, które są przed nami stawiane.

Teraz już jest u was większe rozluźnienie?
Jako zespół wciąż dojrzewamy. Nie ma powodów do nie wiadomo jakiej euforii. Tak naprawdę jesteśmy na początku drogi. Dopiero pukamy do bram ekstraklasy. Przed nami bardzo trudny sezon, w którym będą też trudne momenty. Dlatego musimy jak najwięcej wycisnąć z tego sezonu, żeby potem umieć reagować w ciężkich i trudnych sytuacjach.

To może uściślijmy. Zostaje Pan na kolejny sezon w Arce, bo kontrakt został automatycznie przedłużony. Zgadza się?
To prawda, była pewna klauzula w kontrakcie. O ile prezes niczego nie wymyśli. To oczywiście żart.

Potrzebujecie wielkich zmian przed ekstraklasą?
Życzyłbym sobie, żeby w zespole została zdecydowana większość zawodników. Uważam, że wszyscy ciężko pracowali, żeby osiągnąć cel. Na pewno potrzebujemy kilku wzmocnień, żeby trener miał więcej alternatyw. Ale to muszą być zawodnicy dopasowani charakterologicznie, żeby nie tworzyli żadnych podziałów, żadnych grupek.

Jak Pan przeżywa powrót do ekstraklasy?
To są na pewno wielkie emocje. Do tego tych meczów w ekstraklasie chciałbym mieć trochę więcej niż jest obecnie. Tak naprawdę przyszedłem do Arki z misją, żeby awansować. Cieszę się, że misję udało się zrealizować. A do tego po dwóch latach absencji znowu będę miał okazję grać w ekstraklasie. Przede mną ogrom pracy, żeby dobrze się w niej prezentować.

Mam wrażenie, że mocno się Pan związał z Gdynią.
Faktycznie, jestem mocno związany. Dobrze mi się tutaj dobrze mieszka. Rodzinie również. Niemniej specyfika naszej pracy wymaga tego, żeby być cały czas na ogniu. Nie można na chwilę odpuścić. Zawsze musimy dawać z siebie wszystko co najlepsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki