Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lukas Haraslin strzela gole dla Lechii. Kibice zapomną o Antonio Colaku?

Paweł Stankiewicz
Lukas Haraslin
Lukas Haraslin Fot. Karolina Misztal/Polska Press/Dziennik Bałtycki
Kibice wreszcie doczekali się wygranej Lechii, ale musieli czekać na to do szóstej kolejki ekstraklasy. Na PGE Arenie poległ Górnik Łęczna.

Kibice biało-zielonych mają nowego bohatera. To Lukas Haraslin. Słowak długo nie mógł przebić się do podstawowego składu, a głównie grał w rezerwach. I to pomimo że dobrze zaprezentował się w towarzyskim meczu z Juventusem Turyn. Tymczasem ostatnie mecze pokazują, że Haraslin może być tym piłkarzem, który sprawi, że fani szybko zapomną o Antonio Colaku. Chorwat poprzedni sezon zakończył z dziesięcioma golami, a Haraslin już po sześciu kolejkach ligowych ma trzy trafienia na koncie.

Haraslin trafił do Lechii przed sezonem z młodzieżowej drużyny Parmy. W poprzednim sezonie zaliczył jednak występy w Serie A, bo rozegrał 13 minut w spotkaniu z Milanem i 22 minuty przeciwko Fiorentinie. Zdolny słowacki piłkarz karierę kontynuuje w Gdańsku. I jak już dostał szansę od trenera Jerzego Brzęczka, to nie zamierza jej wypuścić. Po raz pierwszy w barwach Lechii, w oficjalnym meczu, zagrał przeciwko Puszczy Niepołomice w Pucharze Polski. Przez pół godziny pokazał się z dobrej strony, ale gola nie strzelił. W spotkaniu ligowym z Wisłą w Krakowie usiadł na ławce rezerwowych, a od początku drugiej połowy pojawił się na boisku. Zagrał dobrze i strzelił gola, a w nagrodę przeciwko Górnikowi Łęczna wyszedł w podstawowym składzie. I spisał się jeszcze lepiej, bo dwukrotnie trafił do bramki rywali.

- Nie wygrałem tego meczu sam, wygrała go cała drużyna - powiedział skromnie Lukas.

Słowak w polskiej ekstraklasie zagrał dopiero 113 minut, a ma już trzy strzelone gole i goni ligową czołówkę strzelców.

- To pokazuje, jaka jest piłka. Nie wygrywaliśmy spotkań, Lukas otrzymał szansę i na teraz ją wykorzystał. Nawet jak nie było go w "18", to ciężko pracował, dobrze spisywał się w drugiej drużynie, miał bardzo dobre wejście z Puszczą, potem gol z Wisłą i dzisiaj to potwierdził. Dla jego konkurencji to sygnał, że trzeba wziąć się do pracy - powiedział trener Brzęczek.

Mecz idealnie ułożył się dla biało-zielonych, bo już na samym początku czerwoną kartką ukarany został bramkarz Górnika Sergiusz Prusak, który ręką zatrzymał piłkę poza polem karnym, kiedy sam na sam znalazł się z nim Grzegorz Kuświk. To jednak nie wpłynęło na wyraźną przewagę Lechii. Wręcz przeciwnie. Gra była chaotyczna, akcje bez pomysłu i bardzo trudno szło kreowanie sytuacji do strzelenia bramki.

- Byliśmy bardzo zdeterminowani i widać było, że także nerwowi. W ostatnich tygodniach spadło na nas dużo krytyki, brakowało pewności siebie i dlatego trudno było nam kreować akcje ofensywne - przyznał Sebastian Mila, kapitan biało-zielonych.

Prawdziwe emocje zaczęły się dopiero w doliczonym czasie gry, kiedy najpierw Haraslin dał prowadzenie gospodarzom, a za chwilę Górnik wyrównał. Mila głośno krzyczał w kierunku biernego Macieja Makuszewskiego.

- To zostanie między nami, co wtedy mówiłem - powiedział kapitan gdańszczan.

Makuszewski na drugą połowę już nie wyszedł.

- Podjęliśmy tę decyzję, bo taki zawodnik nie może sobie pozwolić na tego typu zachowanie, jak przy stracie bramki. Ma umiejętności, żeby pomóc drużynie, a nie zawsze to wykorzystuje - zdradził Brzęczek.

Bohater meczu, Haraslin, nie zagrał do końca, bo padł po jednym ze starć i musiał opuścić boisko. Jeszcze wcześniej mecz zakończył z urazem Rafał Janicki. Dziś ma przejść badania, a wczoraj przedłużył kontrakt z Lechią do końca czerwca 2020 roku.

- Janicki odczuł mocny ból w kolanie. Lukas nie doznał urazu, tylko złapały go skurcze - wyjaśnił trener Lechii.

Pomimo słabszej gry biało-zieloni cieszyli się, że wreszcie wygrali w lidze.

Najważniejsze, że mamy trzy punkty po serii meczów bez zwycięstwa. Zdecydowanie musimy jednak poprawić naszą grę, żeby utrzymać dłuższą serię wygranych. Czasami tak jest, że gra się ładnie i meczu się nie wygrywa, albo słabiej, ale są trzy punkty - zakończył Brzęczek.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki