Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie od porozumień polityką podzieleni

Dorota Abramowicz
Od czasu jej wystąpienia na zjeździe Solidarności w 2010 r. drogi Henryki Krzywonos-Strycharskiej i większo- ści jej kolegów z czasów strajków sierpniowych się rozeszły. Oni opowiedzieli się za PiS, ona startuje z list PO
Od czasu jej wystąpienia na zjeździe Solidarności w 2010 r. drogi Henryki Krzywonos-Strycharskiej i większo- ści jej kolegów z czasów strajków sierpniowych się rozeszły. Oni opowiedzieli się za PiS, ona startuje z list PO Przemek Świderski
Oryginał protokołu porozumienia zawartego przez Komisję Rządową i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy 31 sierpnia 1980 r. w Stoczni Gdańskiej z podpisami sygnatariuszy zaginął. Na szczęście ocalała kserokopia. Ma ją Stefan Lewandowski, emerytowany pracownik Zarządu Portu Gdańsk.

- Po podpisaniu porozumień zabraliśmy z Alinką Pienkowską i Bogdanem Lisem dokument, by zrobić kserokopię - mówi Stefan Lewandowski. - Wraz z innymi dokumentami przewiozłem ją do domu rodziców w Kokoszkach. I, szczerze mówiąc, zapomniałem. Ojciec odkrył protokół już po 1990 roku, podczas robienia porządków.

Dokument skopiował, kopie przekazał do IPN. A ten stary, liczący 35 lat papier, zostawił dzieciom i wnukom. Na pamiątkę.
Z tamtej niedzieli, 31 sierpnia, zapamiętano głównie Lecha Wałęsę z wielkim długopisem, składającego podpis obok nazwiska wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. Po stronie członków Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego widnieje jeszcze 16 podpisów, poczynając od wiceprzewodniczących: Andrzeja Kołodzieja i Bogdana Lisa. A pozostali?

Sześć osób już nie żyje. Odeszły Alina Pienkowska i Anna Walentynowicz, Lech Bądkowski, dr Wojciech Gruszecki z PG, Zdzisław Kobyliński - delegat PKS, Tadeusz Stanny z rafinerii. Jerzy Sikorski - delegat Gdańskiej Stoczni Remontowej i Lech Sobieszek z Siarkopolu mieszkają za granicą. Józef Przybylski, przed 35 laty pracownik Budimoru, wrócił jakiś czas temu z emigracji na Wybrzeże. Jeden z sygnatariuszy, Florian Wiśniewski, traktowany jest przez pozostałych jak powietrze. W 2003 r. Bogdan Borusewicz ujawnił, że był on tajnym współpracownikiem SB, ps. Albinos.

- Podejrzewaliśmy to już podczas strajków - twierdzi Stefan Lewandowski. - Wychodził niby do domu, a szedł na Okopową. Ktoś z naszych widział, jak wchodził do budynku SB. Był w związku z tym trochę izolowany. Mimo izolacji w 2000 roku Florian Wiśniewski otrzymał, wraz z pozostałymi, tytuł Honorowego Obywatela Gdańska.

- Podczas uroczystości wszyscy odwrócili się od niego plecami - wspomina Henryka Krzywonos-Strycharska, ostatnia żyjąca kobieta - sygnatariuszka porozumień gdańskich.

Trzeba pomagać

W Glinczu, w domu Strycharskich natrafiam, jak mówi pani Henryka, na "euforię układania plecaków". Do plecaków trafiają zeszyty, piórniki, a w nich długopisy, linijki, pisaki, ołówki. Wszystko, co potrzebne jest dziecku w dniu rozpoczęcia roku szkolnego.

- Sama wiem, jak ciężko jest przygotować dzieci do szkoły - wzdycha Henryka Krzywonos-Strycharska, która do emerytury w 2009 r. prowadziła rodzinny dom dziecka dla dwanaściorga podopiecznych. - Nagle w sierpniu okazuje się, że każdy musi mieć pełen plecak. Chociaż człowiek odkłada przez cały rok i tak nagle robi się dziura w budżecie, bo wyskoczył nagły wydatek na leki lub dziecko zniszczyło buty.

Plecaki u Strycharskich układane są od 10 lat. Kiedy przeprowadzili się do Glincza, mieszkająca po sąsiedzku dyrektor szkoły w Borczu powiedziała o problemie z wyprawkami. Pierwsze dary trafiły do Borcza, później akcja rozlała się na inne szkoły w gminie Żukowo. Dziś część wyprawek organizuje proboszcz z Żukowa, ks. Ireneusz Bradtke, a część sygnatariuszka porozumień z Sierpnia '80.

- Dobrzy ludzie zbierają na dzieci pieniądze, w tym roku tylko od Jarka Wałęsy dostałam 2,5 tys. zł - twierdzi pani Henryka. Mówi, że trzeba się dzielić. Dlatego bierze udział w akcjach charytatywnych. Albo pomaga przy festynie integracyjnym, organizowanym pod koniec sierpnia przez zajmującą się niepełnosprawnymi dziećmi Fundację Sztuka Życia - Niepokonani. Z fundacją, bez rozgłosu, współpracuje od lat. Rozwożą ubrania, żywność do najbardziej potrzebujących. Nie ma w tym nic politycznego. Ot, praca u podstaw.

Kiedy wraca wspomnieniami do tamtego sierpnia 1980 r., widzi ludzi, do których miała szacunek. Wspomina Annę Walentynowicz, Zdzisława Kobylińskiego, ale najbardziej brakuje jej Aliny Pienkowskiej. Przez lata przyjaźniła się z Andrzejem Kołodziejem, który nawet mieszkał 1,5 roku w domu Strycharskich.

- Byliśmy jak brat i siostra - mówi. - Niestety, wszystko się kończy. Wiele zmieniło się w 2010 r., kiedy na zjeździe Solidarności zaapelowałam do Jarosława Kaczyńskiego, by nie buntował ludzi przeciw sobie. Potem okazało się, że część jest za PiS, a ja, choć bezpartyjna, podjęłam decyzję o startowaniu najpierw do Europarlamentu, a teraz do Sejmu z list PO. To wystarczyło. Tylko czasami przychodzi myśl, że wtedy, w latach 80., nie było w ludziach takiej złości, nienawiści o polityczne poglądy.

Nie mamy czasu na dłuższą rozmowę. Pani Henryka wraca do plecaków.

Dowartościować weteranów

Andrzej Kołodziej, pytany o pozostałych sygnatariuszy z Sierpnia, twierdzi, że ci, którzy weszli w politykę, zachowują się jak bogowie. Nie ma o czym z nimi rozmawiać. Zresztą - mówi - polityka polega dziś na wzajemnym opluwaniu. Trzeba więc robić swoje poza polityką. Wraz z byłym działaczem podziemia komunistycznego, Romanem Zwiercanem, Kołodziej założył Pomorską Inicjatywę Historyczną, która dokumentuje dokonania mieszkańców Gdyni i Pomorza w walce o niepodległość w czasach PRL. Organizują warsztaty historyczne dla młodych. Z młodzieżą spotykają się weterani Grudnia '70, Sierpnia '80, opozycjoniści stanu wojennego. Uczniowie gdyńskich szkół (m.in. z Karwin, Dąbrowy, licealiści z II LO) organizują wystawy, kręcą filmy opowiadające o Sierpniu. Pracownicy IPN prowadzą zajęcia edukacyjne. Miasto wspiera działania fundacji w szkołach.

- Młodzi wiedzą, kim pan jest?
- Wiedzą - odpowiada Kołodziej. - Praca z młodzieżą przynosi skutki, warto chociażby obejrzeć wystawę w II LO. Coś się udaje, między innymi dzięki dobrej współpracy z władzami Gdyni. Równocześnie staramy się dowartościować weteranów. Nie tylko organizatorów strajków, ale także uczestników. W sierpniowe rocznice otrzymują oni odznaczenia "Bohaterom Sierpnia '80 Gdynia". W tym roku liczba odznaczonych wzrośnie do 640 osób.

W statucie fundacji jako cel zapisano również pomoc weteranom, którzy stracili zdrowie w walce o wolną Polskę. Niektórzy, choć żyją w niedostatku, nie doczekali się do dziś rekompensaty.

Czasem mylą adresy

Jerzy Kmiecik (organizator strajku w Stoczni Północnej) ma dwoje dorosłych dzieci i troje wnucząt. Mieszka w bloku na gdańskiej Zaspie. Od pięciu lat na emeryturze. Wypracowanej, bez żadnych dodatków za zapisanie się w historii Polski.
W "Encyklopedii Solidarności", w oficjalnym biogramie, czytam, że w 2003 r. wystąpił z Solidarności. Co się stało?

- Nigdy ze związku nie występowałem - reaguje ostro. - Kiedy byłem na urlopie bezpłatnym, zawieszono mnie w prawach członka za niepłacenie składek. Nadal nie stać mnie na zapłacenie z emerytury.

Czasem spotyka się z Andrzejem Kołodziejem, Henryką Krzywonos-Strycharską, Jerzym Borowczakiem. Ale - podkreśla - polityka go nie interesuje. I nigdy nie interesowała.

- Wie pani, o co wówczas walczyliśmy? - zawiesza głos i szybko odpowiada. - Chcieliśmy uczciwie pracować, porządnie zarabiać i być mądrze zarządzani. Bo Polacy, tak naprawdę, umieją dobrze pracować. Są w tym lepsi od Anglików, Francuzów czy Norwegów.

Kiedy nadchodzi kolejny sierpień, przysyłają mu zaproszenia na imprezy. Nie wszystkie dochodzą na czas, bo nadawcy uparcie mylą ulicę Burzyńskiego z ulicami Bażyńskiego i Baczyńskiego w Gdańsku.

- Dzieci i wnuki są z pana dumne? Chwalą się ojcem i dziadkiem?
- Dzieci za dużo widziały, pozostały im złe wspomnienia - ucina. - Syn miał siedem lat, gdy z żoną przyjechał do mnie, do Strzebielinka. Potem całą noc siedział przy spakowanym plecaku i płakał. Córka też przeżywała koszmary.

Było bardziej przyjaźnie

Na plac przed komendą milicji w Gdańsku przychodziła Dorota Lewandowska, z córkami Kasią i Moniką. Z placu był widok na drugie okno od prawej, na ostatnim piętrze aresztu przy ulicy Kurkowej, gdzie w stanie wojennym siedem miesięcy siedział Stefan Lewandowski.

- Przed strajkami żona pracowała w Kombinacie Budowy Domów w Kokoszkach - mówi Lewandowski, od 10 lat na emeryturze. - Jako że była maszynistką, przepisywała ulotki.

Niezgodę na system oboje wynieśli z domów. Ojciec Stefana walczył pod Monte Cassino, ojciec Doroty był spadochroniarzem u generała Stanisława Sosabowskiego i brał udział w desancie pod Arnheim. Stefan już jako dziecko znał prawdę o Katyniu i o układzie Ribbentrop-Mołotow.

Jednak to nie wielka polityka była Lewandowskiemu najbliższa, ale walka o wolne związki zawodowe. I tak jest do dziś. Wysoko ceni Andrzeja Gwiazdę, choć do Gwiazdów z wizytami już nie jeździ. Z Henryką Krzywonos-Strycharską po 2010 r. się nie spotyka. Z szacunkiem mówi o prezydencie Lechu Kaczyńskim, który jako jedyny odznaczał zwykłych robotników. W 2006 r. Lewandowski został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Zapraszany na uroczystości w rocznicę Sierpnia zabiera ze sobą dorosłe już dzieci. Staje przeważnie gdzieś z tyłu.

- Pyta pani o przyjaźnie? Dziś najważniejsza jest dla mnie rodzina. Kiedyś ludzie byli inni, nie odczuwało się tej zawiści, zazdrości. Kiedy zostałem aresztowany, natychmiast przyszła pomoc. Sąsiedzi przynosili lekarstwa, znalazł się lekarz, który wystawił żonie zwolnienie, by mogła opiekować się dziećmi. Po stanie wojennym, gdy wziąłem się za budowę domu, przyjeżdżali z pomocą ludzie z brygady - pięć, siedem, osiem osób. Pracowali bez zapłaty, do późna, ciężko. Najwyżej im się potem piwo postawiło. Takie to były czasy...

Zmartwychwstały bohater

- Warto przyjeżdżać? - pyta Stefan Izdebski. - Chyba że wpadnie pani na grilla. Już mówiłem, że taki ze mnie przypadkowy bohater.

Izdebski w 1980 r. pracował jako zaopatrzeniowiec w gdyńskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Miejskiej. W lipcu zaangażował się jako doker w porcie. W sierpniu port zaczął strajkować i 31-letni doker znalazł się w grupie przedstawicieli innych zakładów pracy, ściągniętych do stoczni w Gdańsku. Wraz z nimi złożył podpis pod porozumieniami.

We wrześniu 1980 r. zwolnił się z portu i zaczął pracować w firmie powroźniczej ojca. Sześć dni przed ogłoszeniem stanu wojennego wyjechał z żoną i córeczką do Austrii. Dostali wizę amerykańską. W USA podjął pracę w stoczni, żona sprzątała amerykańską bazę nuklearną. Żona wróciła - z tęsknoty za krajem - w 1983 r., on rok później. Zamieszkali w Chwaszczynie. Wzywano go w kółko do biura paszportowego. Kontaktów z pozostałymi członkami MKS nie miał, z lekka zdziwił się więc niezapowiedzianą wizytą Floriana Wiśniewskiego, który przywiózł ulotki. Izdebski nie wyraził zainteresowania, wizyta się nie powtórzyła. W 2004 r. pojechał popracować w USA, wrócił po dwóch latach. Przeniósł się na skraj lasu między Bojanem a Koleczkowem, założył warsztat stolarski.

Pewnego dnia wpisał swoje nazwisko do przeglądarki internetowej. Przeczytał, że w 2000 r. pośmiertnie uhonorowało go miasto Gdańsk. I że bez własnej wiedzy został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Próbował prostować pomyłkę, bezskutecznie. Wreszcie napisał do redakcji "Dziennika Bałtyckiego" maila z pytaniem: "Czy myśli Pani, że jest możliwa moja ekshumacja?".

Na krótko, po artykule, zrobiło się głośno o Izdebskim. Odwiedzili wspólnie go współtowarzysze sprzed lat: Henryka Krzywonos-Strycharska i Andrzej Kołodziej. W 2009 r. dostał jeszcze raz dyplom Honorowego Obywatela Gdańska i gdańskie krzesło.

- Minęło kilka lat i znów u mnie cisza i spokój - mówi dziś Stefan Izdebski. - Na emeryturze jestem, próbuję wiadomości oglądać. Jako kibic, bo gdy widzę to wzajemne oblewanie się szambem... Na uroczystościach nie bywam.
- Ale przecież pana nazwisko zapisało się w historii...
- Co pani z tym nazwiskiem? Sezon ogórkowy macie, by znów o o historii pisać?

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki