Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łostowice to nie Sydney. Rozmowa z autorami projektu kościoła, który odrzuciła kuria

Ewelina Oleksy
Wiesław Kupść, Architektoniczna Pracownia Autorska PRO ARTE
Wygrali konkurs na projekt kościoła, ale go nie zrealizują: Nie żałujemy - mówią - nie jesteśmy sfrustrowani, że nasz projekt nie będzie realizowany. Większą tragedią byłoby, gdybyśmy zaczęli go według naszego planu, a potem zmieniali pod dyktando kurii. Z Andrzejem Kwiecińskim i Zbigniewem Kowalewskim, architektami pracowni Baum&Kwieciński, rozmawia Ewelina Oleksy

Konkurs na projekt kościoła na Łostowicach, który wygrała pracownia Baum&Kwieciński, rozstrzygnięto w 2011 roku. Arcybiskup Głódź stwierdził jednak, że wasza koncepcja "się nie nadaje" i nie szczędził słów krytyki, porównując ją do supermarketu. Czy patrząc na to, co od tamtej pory wokół sprawy świątyni się dzieje, żałujecie, że kuria nie dała wam okazji do działania?

Kowalewski: Ależ my taką okazję dostaliśmy! Spotykaliśmy się nawet z arcybiskupem i proboszczem parafii. Współpraca okazała się jednak niemożliwa. Pewnie to my byliśmy zbyt nieelastyczni. A obraźliwe epitety pod adresem naszego projektu są dla nas tym samym, czym dla Eiffla, z zachowaniem wszelkich proporcji, były krytyczne uwagi pod adresem jego wieży, która w trakcie budowy okrzyknięta została paskudą. To dla nas potwierdzenie, że projekt nam się udał. Mamy zresztą wiele sygnałów, szczególnie od młodych ludzi, że im się podobał.

Czy w ogóle wyobrażacie sobie obecnie współpracę z metropolitą?

Kowalewski: Obecnie współpraca z arcybiskupem jest mało prawdopodobna, z jednego powodu: mamy zasadniczo różne poczucie estetyki. Nie jesteśmy więc sfrustrowani, że nasz projekt, choć zwycięski, nie będzie realizowany. Większą tragedią byłoby, gdybyśmy zaczęli budowę według naszego projektu i potem musieli ją korygować zgodnie z gustami, z którymi się nie zgadzamy.

Kwieciński: W przypadku projektu kościoła dla arcybiskupa na pewno moglibyśmy coś zmieniać wspólnie, ale do tego potrzeba woli obu stron. Tymczasem wobec członka naszego zespołu, wielce zasłużonego profesora Bauma, padały ze strony arcybiskupa słowa nie do przyjęcia. To w kontaktach z kurią bardzo nas usztywniło.

A nie zraziło do udziału w tego typu konkursach?

Kwieciński: Nie. Każdy konkurs, nawet przegrany, to świetny trening dla naszego zespołu. Passę od czasu konkursu archidiecezji mamy bardzo dobrą.

Arcybiskup ostatecznie wybrał projekt Wiesława Kupścia, bardziej tradycyjny od waszego, czyli kościół z ponad 40-metrową wieżą i krzyżem oraz spadzistym dachem. Odpowiada on potrzebom młodego osiedla?

Kowalewski: Uważam, że na nowym osiedlu, jakim są Łostowice, nie powinno się fundować architektury nawiązującej do minionych stylów. Na Łostowicach mieszkają młodzi ludzie i nowa świątynia powinna dać im możliwość przebywania w nowoczesnym otoczeniu, gdzie sacrum w naturalny sposób łączy się z profanum. Takie założenie zrealizowaliśmy w naszym projekcie. Aktualny projekt nie odpowiada na potrzeby młodych rodziców czy ich dzieci. Nie ma tam na przykład placu, na którym okoliczne dzieciaki mogłyby się bawić po lekcjach, nawet jeżdżąc na deskorolkach, czy organizować koncerty - takie rozwiązanie proponowaliśmy, ale może się to nie mieści w preferowanych przez kurię kanonach. A szkoda, bo to jest chyba jedyna szansa na to, aby przyciągnąć młodzież do kościoła. Na pewno nie skłoni ich do tego świątynia, która jako rozrywkę będzie im proponowała kolumnadę z gdańskimi świętymi.

Jakiej architektury sakralnej potrzebują więc nowe dzielnice czy osiedla w Gdańsku?

Kowalewski: Takiej, z którą będą się identyfikowali mieszkańcy, czyli ludzie młodzi. Wznoszenie nowoczesnej czy nowatorskiej architektury wymaga jednak odwagi. Historia architektury zna wiele przypadków, kiedy wizjonerskie pomysły architektów były odrzucane na etapie projektu czy nawet realizacji, finalnie stawały się jednak ikonami miejsc, w których powstawały. Oczywiście do casusu Łostowic trzeba przyłożyć odpowiednią miarkę. Nie jest to Sydney z operą, której autor musiał uciekać z Australii. Projekt kościoła w Łostowicach miał być śladem ludzi żyjących na przełomie XX i XXI wieku w tym miejscu. Nie będzie takim śladem gotycki, barokowy czy eklektyczny kościół zaprojektowany w 2013 roku. Będzie tylko lepszą lub gorszą imitacją historycznej architektury sakralnej, którą mamy już na Głównym Mieście.

Waszemu projektowi zarzucano brak sacrum. Dostrzegacie je w projekcie pana Kupścia?

Kwieciński: Na temat sacrum wypowiedział się sam autor i twierdzi, że jest.

Cały czas toczy się spór o dozwoloną wysokość kościoła na Łostowicach. Radni chcą konsultacji społecznych w tej sprawie. Słusznie?

Kowalewski i Kwieciński: Jak najbardziej! To przecież mieszkańcy będą realnymi inwestorami tej świątyni, bo to oni będą kupować cegiełki na jej budowę. Trudno więc odmawiać im głosu w tej kwestii. Dobrze, gdyby formą konsultacji było spotkanie autora projektu twarzą w twarz z mieszkańcami. Trzeba mieć odwagę bronić swoich racji i przyjmować argumenty drugiej strony. Przeprowadzanie ankiety z pytaniami zero-jedynkowymi problemu nie rozwiąże. Widać, że arcybiskupowi zależy, by był to obiekt jak najwyższy i górował nad okolicą. My uważamy, że podkreślenie wagi budowli wcale nie musi polegać na tym, że windujemy ją maksymalnie w górę. Wręcz odwrotnie. Teren pod budowę to niecka, którą w naturalny sposób można wykorzystać jako swego rodzaju amfiteatr. Windowaniem kubatury kościoła w górę tylko drażni się radnych i sąsiadów - czasami skromniejsze rozwiązania działają mocniej niż te krzyczące.

Nikt na razie nie mówi o kosztach budowy tego kościoła. Potrafią panowie je oszacować?

Kowalewski: Ciężko to w tej chwili szacować, ale jeśli wybrany przez arcybiskupa projekt będzie realizowany, to dojdą na pewno dodatkowe, idące w setki tysięcy złotych, koszta związane z podnoszeniem terenu o dwa metry. Podniesienie rzędnej działki o powierzchni około 30 tysięcy metrów kwadratowych to, w naszym przekonaniu, strata pieniędzy.

A ile czasu, od momentu wydania zgody na budowę, może minąć, zanim ten kościół rzeczywiście powstanie?

Kowalewski: Zakładając, że są już pieniądze, bo z tym zawsze jest problem w przypadku kościołów prowadzących zbiórki na poszczególne etapy budowy, nie jest to skomplikowana sprawa i okres dwóch lat absolutnie by wystarczył. Natomiast może się okazać, że w tym konkretnym przypadku budowa będzie trwała 10 lat.

Kwieciński: I raczej tak będzie, bo kuria nie ma na ten cel zarezerwowanego budżetu. Tu pieniądze będą spływać od parafian. To dla budowy nie jest dobre, bo będzie się pewnie wiązało z uruchamianiem kościoła pewnymi etapami, na raty.

Kowalewski: A z tym się wiążą także dodatkowe koszty, bo niegotowe elementy, na przykład dachy, trzeba będzie zabezpieczać i wydawać pieniądze na to, żeby na przykład mury nie zawilgotniały. Chyba że akurat ta świątynia będzie finansowana z budżetu centralnego kościoła, a ze zbiórki parafian te pieniądze będą oddawane, ale raczej w to wątpię.

Projektant obecnej koncepcji architektonicznej kościoła nie ukrywa, że arcybiskup ingerował w jej kształt i to on był stroną
decydującą. Jak daleko w pracę architekta może ingerować inwestor?

Kwieciński: Każdy klient, także arcybiskup, ma prawo chcieć zmian w projekcie, aczkolwiek są pewne granice, których nie należy przekraczać. Sami nieraz stoimy przed dylematem, czy się poddać woli i upodobaniom estetycznym inwestora, czy próbować nakłonić go do przyjęcia naszej estetyki. Mamy zasadę, że inwestora należy szanować, ale też w pewnych przypadkach trzeba go edukować. Nie zawsze schlebianie gustom inwestora jest wyrazem szacunku dla jego zadania.

Kowalewski:
Można to wyjaśnić na przykładzie. Betonowe słupki w kształcie tralek, stosowane na balustrady schodów i balkonów, to często marzenie inwestorów nowych domów jednorodzinnych. Koszmar! Zaprojektowanie domu i zgoda na zastosowanie tych ozdobników to zbrodnia dla otoczenia i wyraz braku szacunku dla inwestora. On prędzej czy później odkryje swój błąd, ale w międzyczasie będzie pośmiewiskiem dla sąsiadów. Wyjścia są dwa: pierwsze to próba przekonania inwestora, a drugie to rezygnacja ze współpracy. Inwestor zawsze znajdzie innego projektanta, który mu te tralki zaprojektuje i jeszcze upewni w przekonaniu, że są prześliczne. My z tego żadnej satysfakcji mieć nie będziemy, ale przynajmniej nadal rano przy goleniu nie będziemy unikali swojej twarzy w lustrze.

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano
od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki