Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Lody mewa na śniadanie, kto poliże, zaraz wstanie". FRAGMENT KSIĄŻKI "Może plaża" Wojciecha Fułka

Wojciech Fułek
Wojciech Fułek
Wojciech Fułek Grzegorz Mehring/Archiwum
Prezentujemy fragment książki "Może plaża", która zostanie wydana przez wydawnictwo Estilla. Jej autorami są sopocki radny, pisarz, poeta, scenarzysta filmowy i miłośnik historii Sopotu - Wojciech Fułek (wszystkie teksty) oraz Tomasz Dobrowolski (ilustracje, opracowanie graficzne). Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Kiedy długo oczekiwany upał zawiśnie w końcu nad morskim brzegiem, a słońce nie daje wytchnienia, przychodzi czas na poszukiwanie cienia i odrobiny chłodu. A cóż lepiej może wtedy schłodzić nasze rozgrzane ciała i rozpalone głowy niż lód?

Gomułkowscy copywriterzy

Niektórzy czytelnicy zapewne doskonale pamiętają jeszcze lodziarzy w białych uniformach i furażerkach, którzy na wypalonych letnim, wakacyjnym słońcem sopockich plażach sprzedawali wprost ze swoich skrzynek lody mewa, bambino calipso. Ich zachęcające okrzyki niosły się z morską bryzą wzdłuż plaży, wabiąc wszystkich spragnionych lodowych smakołyków. Czasami pokrzykiwania te bywały wesołe, nawet frywolne i nie do końca cenzuralne, czasami tylko informujące, kiedy indziej przybierały zaś formę rymowanych wierszy. Dziś, z perspektywy czasu, wydaje mi się, że to właśnie ci plażowi lodziarze byli prekursorami dzisiejszych copywriterów w agencjach reklamowych wymyślających nowe slogany i promocyjne hasła. Pamiętacie? Może ktoś uzupełni moją listę?

Sam Gomułka wyszedł z wody, żeby kupić u mnie lody!
Lody calipso, calipso lody - kto je kupi, będzie młody!
Lody mewa na śniadanie, kto poliże, zaraz wstanie! (Powstała również wersja tego hasła tylko dla dorosłych)
Mężu, mężu, nie bądź głupi, niech ci żona loda kupi.
Moja babcia chorowała - zjadła loda, wyzdrowiała!
Czy kto stary, czy kto młody - każdy kupi u mnie lody!
Lody, lody dla ochłody!

Takie i wiele innych wykrzykiwanych na plażach haseł wymyślali niegdysiejsi lodziarze. W kultowym filmie Andrzeja Kondratiuka "Kobiela na plaży" Bobek Kobiela pożycza od sopockiego lodziarza biały strój, nieodłączną furażerkę (kto dziś jeszcze wie, jakie dokładnie nakrycie głowy oznacza to słowo?) i jego białą skrzynkę na parcianym pasie, wymyślając własne hasło: "Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź malutki, bo cię opluję".

Dlaczego odleciała mewa?

Lody, które sprzedawał (a właściwie rozdawał) wtedy Kobiela, to słynne mewa - lody na okrągłym patyku oblane czekoladą. Ich recepturę wymyślili bracia Fuglewiczowie (Franciszek i Józef), którzy po wojnie osiedli w Gdyni. Pierwsza wersja tego smakołyku to jeszcze lody "Pingwin", ale już wkrótce - pod nową, skrzydlatą nazwą mewa zawojowały one trójmiejskie plaże, place i deptaki. Prywatna lodziarnia braci Fuglewiczów działała nieprzerwanie niemal ćwierć wieku, jakoś odnajdując się w socjalistycznej rzeczywistości, choć gnębiona była licznymi domiarami i kontrolami. Rozpoczęła działalność jeszcze za czasów Bieruta (1954), przetrwała równie ciężki dla prywatnej inicjatywy czas Gomułki, aby w końcu polec na lodowym polu chwały w okresie późnego Gierka (1978), kiedy wprowadzono kartkowe przydziały na cukier. Franciszek Fuglewicz spalił wtedy wszystkie dokumenty, pozwolenia, zdjęcia i receptury - tak, aby nikt nie mógł już nigdy poznać smaku lodów mewa. Może to i dobrze, bo wspomnienia na pewno zawsze mają lepszy smak niż rzeczywistość... "Nawet małpa zeszła z drzewa, żeby kupić lody mewa!", "Lody, co się nazywają mewa - kto poliże, każdy śpiewa!"

Na plażach sprzedawano też wtedy nieco mniej popularne lody bambino ("Zjedz bambino, troski miną", "Jeśliś z piękną jest dziewczyną, kup jej dziś loda bambino"), a także najpopularniejszy wytwór socjalistycznego przemysłu mleczarskiego w naszym kraju - lody calypso. Ponieważ jednak technologia produkcji loda na patyku okazała się zbyt wyrafinowana dla państwowego wytwórcy, ktoś wpadł wówczas na genialny w swej prostocie pomysł: lody w opakowaniu sprzedawano osobno, patyczki - osobno, pozostawiając połączenie tych dwóch elementów w całość tzw. konsumentowi, co nie zawsze zresztą kończyło się powodzeniem. Nikt jednak do dziś nie wie, dlaczego i kto nazwał te lody (których smak nie był zresztą na owe czasy wcale najgorszy) imieniem mitycznej nimfy, którą Homer obciąża za opóźniony powrót Odysa do Itaki. "Lody calypso, calypso lody - najlepszy sposób na wszystkie wrzody!".

Węgorz z tekturowej walizki i inne przysmaki

Lody calypso, landrynkowa oranżada w butelkach z porcelanowym kapslem, wata cukrowa, zawsze ohydnie ciepła cytroneta (albo tzw. napój firmowy) w foliowym woreczku, ogórki małosolne z wiaderka ("ogóreczki z mojej beczki", "ogórki małosolne - kto nie kupi, to... nie spróbuje"), jagodzianki i wędzone węgorze (zawsze z tekturowej walizki) - oto największe "spożywcze" plażowe przeboje PRL. Sprzedawano również niezwykle popularną niegdyś popołudniówkę (w której kolejne odcinki komiksów drukował sopocianin, ojciec Kajka i Kokosza, Janusz Christa) - "Wieczór Wybrzeża", zdarzali się też wędrowni sprzedawcy pocztówek, okularów słonecznych, pamiątkowych breloczków i innych gadżetów.

Handel na sopockiej plaży zakwitał każdego lata w słoneczne dni jak egzotyczny, oryginalny kwiat. Mijały lata, a lodziarze zawsze powracali - w swoich białych marynarkach i furażerkach - ze swoimi rymowankami na piaszczystą trasę. Nie starzeli się, trwając na swoim plażowym posterunku, co najwyżej zmieniając czasami jedno prominentne nazwisko na inne. Kiedy Gomułka przestał być aktualny, pojawiał się w jego miejsce np. Gierek lub Jaroszewicz. Lody też się nie zmieniały. Smakowały i wyglądały ciągle tak samo.

Świat bez skrzynek

Kiedy w końcu pewnego lata zabrakło nagle sezonowych lodziarzy, nikt tego początkowo nawet nie zauważył. Mimo zakazów kąpieli plażowiczów przecież nie brakowało. Ale ich świat bez białych postaci ze skrzynkami przewieszonymi przez ramię stał się jakiś inny, uboższy i mniej barwny. Kolory lata wyblakły nagle na sopockim słońcu, a lodziarze, którzy bezpowrotnie gdzieś zniknęli - pozostali tylko na czarno-białych, pamiątkowych, wakacyjnych fotografiach jako przypadkowe tło. Do dziś jednak wciąż wspominam - i nie jestem zapewne w tych nostalgicznych wspomnieniach odosobniony - jako niemal doskonałe tamte, proste lodowe smaki. Rymowane nawoływania sopockich lodziarzy też powracają do mnie czasami dalekim echem z nadmorską, orzeźwiającą bryzą. Może sopocki lodziarz zasłużył zatem na poświęconą mu ławeczkę gdzieś na nadmorskim szlaku spacerowym i jakiś trwalszy ślad pamięci niż te kilka poświęconych mu zdań?

Treści, za które warto zapłacić! REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI

Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki