Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Wiktorowicz - kapitan w niebiańskim rejsie

Dorota Abramowicz
Zbiory prywatne
Był ostatnim ze starej gwardii kapitanów. Niepokornym, ze szwoleżerską fantazją, człowiekiem o niewymuszonej charyzmie. O Leszku Wiktorowiczu, byłym komendancie Daru Młodzieży - pisze Dorota Abramowicz

Jak to jest, kiedy gdzieś tam, u góry zacina się zegar i człowiek rodzi się ze sto lat za późno? Kiedy na morzu królują pływające jak tramwaj od przystanku do przystanku w portach kontenerowce? Kiedy prześladują go słowa Josepha Conrada o tym, że środek najsroższego sztormu jest lepszy od "śmiertelnie spokojnej zatoki"?

- Cholera, jak ci zazdroszczę! - krzyknął nagle, podczas pożegnania z synem wyruszającym w rejs. Było to ze trzy lata temu, tuż po podjęciu decyzji o przejściu na emeryturę po 25 latach dowodzenia Darem Młodzieży.

Został mu jeszcze Dar Pomorza. Był jego kustoszem. Kilka miesięcy temu przeszedł na emeryturę. Przyjacielowi, emerytowanemu dziennikarzowi morskiemu Zenonowi Gralakowi, żalił się, że teraz o żaglowcu decydują teoretycy, ludzie, którzy nigdy nie pływali pod pełnymi żaglami, którzy nawet nie zauważają, czy reje są dobrze ustawione.

Rozmawiali przez telefon tydzień przed śmiercią Kapitana.
- Niewiele mnie już interesuje - powiedział przygaszonym głosem. - Nie mam już swojego statku.
Mariusz Wiktorowicz po powrocie z morza zadzwonił do ojca. Nie odbierał. Raz, drugi. Cisza. W ostatni czwartek poważnie zaniepokojony wybrał się do Gdyni. Otworzył własnym kluczem mieszkanie przy ul. Abrahama w Gdyni. Kapitan Leszek Wiktorowicz leżał w łóżku pod kołdrą. Wyglądał, jakby spał.

Ostatni ze starej gwardii
Marynarz unikalny - tak krótko charakteryzuje Wiktorowicza prof. Daniel Duda, były rektor Wyższej Szkoły Morskiej, człowiek którego upór sprawił, że Polska ma Dar Młodzieży. Leszek Wiktorowicz od 1981 r. nadzorował budowę żaglowca, formalnie jako trzeci w kolejności członek załogi został przyjęty na jego pokład. Był najpierw kierownikiem nauk, potem został komendantem statku.
- On żył statkiem - mówi prof. Duda. - Rozmawiał z panią, patrząc cały czas na to, co dzieje się na pokładzie. Sprawdzał, czy linia jest równo namalowana, czy kadeci odpowiednio ubrani. Widział wszystko. Nie mam wątpliwości, że kochał swoją jednostkę.

A Zenon Gralak dodaje: - To był ostatni przedstawiciel starej gwardii kapitanów. Uczeń kapitana Daru Pomorza Kazimierza Jurkiewicza , którego nauczycielem był z kolei legendarny kapitan Konstanty Maciejewicz, pierwszy komendant Daru Pomorza. To właśnie tacy ludzie jak Maciejewicz, szkoleni jeszcze we flocie carskiej, uczyli pierwsze pokolenia polskich marynarzy. Oni zafascynowali ich żaglami. Ta fascynacja w Leszku przetrwała.
Wiktorowicz od 1977 r. pływał jako kapitan na tankowcu Siarkopol, później pracował w PŻM oraz na statkach obcych bander. Zlekceważył jednak dewizowe zarobki , gdy na początku lat 80. zaproponowano mu o wiele gorzej płatną pracę na szkolnym żaglowcu.
Fascynacji nie można przełożyć na pieniądze.
Napisz - dociekliwy
Mariusz Wiktorowicz jako dziecko przychodził na Dar żegnać i witać ojca. Zawsze instynktownie czuł, jak wielka jest ojcowska miłość do żagli i do morza. Miłość, którą można się zarazić.
- Byłem w II klasie szkoły podstawowej, gdy zabrał mnie w rejs - opowiada. - Wtedy w zeszycie napisałem, że chcę zostać marynarzem. I stało się - w 1982 r. płynąłem jako praktykant w dziewiczym rejsie Daru Młodzieży. Ojciec był wówczas kierownikiem nauk.
O Wiktorowiczu krążyły wśród studentów legendy. Był wymagający, ale potrafił - z klasą - wybaczyć błąd.

Jedna z "opowiastek z mesy" mówi o przygodzie pewnego praktykanta maszynowego. Chłopak nacisnął w maszynowni nie ten guzik, co doprowadziło do blackoutu, czyli odcięcia prądu na całym statku. Nagle na żaglowcu zapanowały egipskie ciemności. Po usunięciu awarii zwołano zbiórkę załogi, podczas której postawiono wniosek o wyrzucenie praktykanta ze statku.
Kiedy na końcu nadeszła pora na zabranie głosu przez kpt. Wiktorowicza, ten powiedział krótko: - W opinii o studencie proszę napisać - dociekliwy.
Pod informacją o śmierci kapitana pojawiły się wpisy od jego byłych studentów. "Odszedł nietuzinkowy wychowawca" - napisał jeden z nich.

Buty za burtą
Do marynarskiej legendy przeszedł wyczyn Wiktorowicza podczas wyprawy dookoła świata i wokół trzech przylądków: Dobrej Nadziei, Leeuwin i Horn w 1987-1988 r. Dar Młodzieży pod dowództwem Kapitana brał udział udział w australijskich obchodach 200-lecia osadnictwa.
Wiktorowicz wykazał się wówczas - jak pisał Andrzej Perepeczko w publikacji "Wyższa Szkoła Morska w Gdyni" - szwoleżerską fantazją. We Fremantle wyszedł na redę pod pełnymi żaglami, omijając setki jachtów i statków wycieczkowych oraz dwa niszczyciele, na których byli przedstawiciele miejscowej władzy z premierem Zachodniej Australii Mikiem Burke'em na czele. Od niszczycieli burtę Daru dzieliło zaledwie... 20 metrów. Australijczycy najpierw zbledli, a potem zaczęli Polakom bić brawo.
Do Sydney nasza fregata weszła też spektakularnie i "z przytupem" - pod pełnymi żaglami dosłownie przefrunęła pod wielkim mostem koło Opera House. Topy masztów od dolnego przęsła dzieliły zaledwie 2 metry...

- Teraz mogę iść na emeryturę - miał powiedzieć australijski pilot, znajdujący się na pokładzie Daru.
Kapitan dla swojego statku gotów był na wszelkie poświęcenia. Zbigniew Urbanyi, który płynął w tamtym sławnym rejsie, wspomina w książce "Na szlaku kliprów i windjammerów" reakcję Wiktorowicza na flautę, która dopadła Dar między Fremantle a Sydney. W samo południe Wiktorowicz pojawił się na pokładzie, trzymając w dłoniach błyszczące nowe buty. Po czym... wyrzucił je przez prawą burtę za lewe ramię.

- Co się tak gapicie, jeszcze nie zwariowałem - zwrócił się do zastygłej w zdumieniu załogi. - Kapitan Maciejewicz na Lwowie, by przebłagać Eola i wyprosić wiatr zachodni, wyrzucił za burtę słynny komendancki, XIX-wieczny fotel. Pomogło.
Śladem Kapitana swoje nowiutkie adidasy wyrzucił także chief. Kronikarz twierdzi, że ofiara - choć na krótko - przyniosła rezultat. Powiało.

W drodze powrotnej z Australii Dar Młodzieży mimo szalejącej "dwunastki" w marcu 1988 r. opłynął słynny Cape Horn. Było niebezpiecznie - wcześniej fregata leżała na burcie przy przechyle sięgającym 60 st.!

W trwającej 277 dni podróży polski żaglowiec pokonał 36 352 mil morskich. Pobił rekord najdłuższego, nieprzerwanego przelotu pod żaglami - aż 1241 Mm.

Daj im nadzieję
Dziś Mariusz Wiktorowicz, syn Leszka, jest kapitanem żeglugi wielkiej.
- Przed pięcioma laty dowodziłem statkiem, który znalazł się na Zatoce Meksykańskiej podczas ataku dwóch wielkich huraganów - Katriny i Rity - wspomina kpt. Mariusz Wiktorowicz. - Nie ukrywam, było bardzo ciężko. Powiedziałem o tym ojcu podczas jednej z rozmów, a on odrzekł - "Pamiętaj, jesteś kapitanem, wszyscy na ciebie patrzą. Masz im dać nadzieję". A potem kazał, by puścił sobie film nakręcony podczas opłynięcia przylądku Horn przez Dar Młodzieży. Zaraz ci przejdzie - stwierdził. Rzeczywiście, popatrzyłem na te wysokie fale i mi przeszło.

Ostatnie lata kapitan Leszek Wiktorowicz spędzał już na lądzie. Był wiceprezesem Stowarzyszenia Kapitanów Żeglugi Wielkiej w Gdyni, wiceprzewodniczącym Towarzystwa Przyjaciół Daru Pomorza. Z dumą patrzył na wnuka Artura, studenta Akademii Morskiej w Gdyni. Mógł cieszyć się zasłużoną emeryturą.

Znajomi mówią jednak, że bez pracy na Darze Młodzieży, po odejściu ze stanowiska kustosza Daru Pomorza po prostu gasł osadzony w conradowskiej "śmiertelnie spokojnej zatoce". Nie mógł znaleźć dla siebie miejsca z dala od morza.

- Ostatnio płynąłem z Hamburga - mówi Mariusz. - Była noc, stałem sam na mostku, patrzyłem na ruch statków. Nagle pomyślałem o ojcu. O tym, jak jemu dziś tego wszystkiego brakuje. Przecież on przed laty więcej czasu spędzał na morzu niż w domu. Rejsy były dłuższe niż teraz... Postanowiłem wówczas, że zabiorę ojca na statek. Znów popłyniemy razem, jak przed laty. Niestety, nie zdążyłem...
Pogrzeb Leszka Wiktorowicza odbył się w środę na gdyńskim cmentarzu.
- Kapitanie! Stopy wody pod kilem w niebiańskim rejsie - ktoś napisał tego dnia w internecie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki