Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leszek Koszytkowski: Jedyny sztumski internowany

Piotr Piesik
Piotr Piesik
Leszek Koszytkowski ma za sobą aktywną działalność w NSZZ Solidarność. Z odszkodowania za internowanie w stanie wojennym funduje nagrody w konkursach czytelniczych - pisze Piotr Piesik.

Pewnie niełatwa to sytuacja być jedynym internowanym przez władze PRL działaczem związkowym z ziemi sztumskiej, ale tak właśnie stało się w przypadku Leszka Koszytkowskiego. Po zawarciu porozumień Okrągłego Stołu odsunął się on od polityki i pracy związkowej, bo - jak wyjaśnia - skoro nie przeprowadzono dekomunizacji, to o pełnej wolności mowy być nie może. Wielu mieszkańców powiatu sztumskiego nie ukrywało jednak zaskoczenia, że kiedy przed kilkoma laty wręczano honorowe medale osobom zasłużonym w pracy opozycyjnej w tym regionie, Koszytkowskiego w tym gronie zabrakło.

Nie ma w nim jednak rozgoryczenia, chyba że doskonale to ukrywa. Leszek Koszytkowski prowadzi teraz Gminną Bibliotekę Publiczną w Starym Targu, gminnej wsi w powiecie sztumskim. Całe życie związany z książkami, postanowił zachęcać mieszkańców do czytelnictwa i robi to organizując konkursy, w których nagrodami są bony towarowe do okolicznych księgarni. Fundusze na te nagrody pochodzą z odszkodowania, które otrzymał za internowanie. Bibliotekarstwo i praca związkowa. Te dwie dziedziny przeplatały się ze sobą przez całe dorosłe życie Koszytkowskiego, teraz pozostała tylko pierwsza z wymienionych.

Koszytkowski jest rodowitym mieszkańcem Powiśla. Przyszedł na świat w Tropach Sztumskich, małej miejscowości przy szosie z Malborka do Dzierzgonia, mieszka tam do dziś. Kiedy skończył historię ze specjalnością archiwistyczną na toruńskim Uniwersytecie Mikołaja Kopernika, nawet nie myślał, że w tylu zaskakujących wydarzeniach przyjdzie mu wziąć udział. Szukał pracy w wyuczonym zawodzie, lecz jej nie znalazł, trafił więc do ówczesnej Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Elblągu. Gdy rozpoczął się "festiwal Solidarności", najpierw współorganizował strajk ostrzegawczy w bibliotece, potem podjął pracę w elbląskim Zarządzie Regionu Solidarności. Redagował "Biuletyn Informacyjny" - widać robił to w sposób, który kazał uznać go przez władze PRL za niebezpiecznego przeciwnika politycznego. Z początku jednak uniknął internowania.

- Stan wojenny wprowadzono w nocy z soboty na niedzielę, ja w niedzielę po południu pojechałem do Elbląga. Redakcja "Biuletynu Informacyjnego" była otwarta, wisiała tam lista internowanych - wspomina Leszek Koszytkowski. - Zniknął sprzęt i przygotowane już do druku materiały. Panował wszędzie bałagan, na podłodze walały się cukierki, które były szykowane do paczek świątecznych. Z redakcji poszedłem do siedziby Zarządu Regionu, tam identyczny chaos. Okazało się, że bezpieka nie wzięła nawet sztandaru regionu, jeden z kolegów zabrał go i ukrył. Wtedy MO mogło mnie zatrzymać bez trudności, widać tam też panował spory nieporządek - opowiada Koszytkowski.

Milicja kilkakrotnie była blisko zatrzymania Koszytkowskiego, ten jednak skutecznie omijał patrole. Ukrywał się w Elblągu, pracując przy podziemnych ulotkach. W końcu szczęście go opuściło i wpadł w ręce MO. Trafił do ośrodka internowania w Iławie, gdzie przez kilka miesięcy siedział w jednej celi z Antonim Macierewiczem, poznał też wielu stoczniowców.

- Warunki internowania były prymitywne, siedzieliśmy w kilkuosobowych celach. Po paru miesiącach zostałem przeniesiony do ośrodka internowania w Kwidzynie. Tam cele były otwarte, mogliśmy bez przeszkód się kontaktować - kontynuuje wspomnienia Leszek Koszytkowski. - W Kwidzynie spędziłem pół roku, przeszedłem wtedy znaną akcję pacyfikacji protestujących internowanych przez służbę więzienną, w połowie sierpnia 1982 roku. Wielu ludzi zostało wtedy ciężko pobitych.

Zaczęło się od ograniczenia liczby odwiedzin przez rodziny do jednego spotkania w miesiącu. Akurat przyjechało wielu bliskich, była sobota, funkcjonariusze jednak nie chcieli ich wpuścić. Kiedy wiadomość o tym dotarła do internowanych, ci podjęli protest. Stłumiono go w brutalny sposób, ściągając posiłki ze Sztumu, Barczewa i Braniewa. Działkami wodnymi zapędzono ludzi do baraków, potem zamknięto w celach i kolejno wyciągano na zewnątrz, na "ścieżki zdrowia".

Po zawieszeniu stanu wojennego i zwolnieniu z internowania Koszytkowski znów podjął działalność związkową, współredagował podziemny Biuletyn Regionu Elbląskiego Solidarności. Wszystko skończyło się po Okrągłym Stole.

- Skoro nie przeprowadzono dekomunizacji, o pełnej wolności nie może być mowy - twardo mówi były już związkowiec. - Komunistyczni zbrodniarze chodzą w pełnej krasie, pobierają wysokie emerytury, w tym samym czasie wielu ludzi walczących kiedyś w PRL klepie przysłowiową biedę. Chodzę teraz tylko na wybory samorządowe, na inne już nie.

W swoich opiniach Leszek Koszytkowski jest bezkompromisowy, krytycznego zdania o tym, w jakim kierunku Polska poszła po roku 1989, nie ukrywa. Może dlatego zapomniano o nim, kiedy honorowano ludzi z antykomunistycznej opozycji? Nikomu nie zamierza się napraszać, pozostał bibliotekarzem. Swojej przygody z działalnością w ruchu związkowym na pewno nie żałuje - owszem, w jego przekonaniu, wiele spraw mogło i powinno potoczyć się inaczej, ale cieszy się pracą, którą wykonuje.

Nie brakuje mimo wszystko chwil satysfakcji. W encyklopedii działaczy NSZZ Solidarność, wydanej przez Instytut Pamięci Narodowej, w gronie 3700 nazwisk, z regionu sztumskiego znalazło się tylko jedno - Leszka Koszytkowskiego. Sam twierdzi, że to raczej za sprawą internowania, lecz chyba to nieco przesadna skromność. Podkreśla przy tym, że wielu jego kolegów z dawnej Solidarności przeżywało trudne chwile, było poddawanych licznym szykanom ze strony władz PRL, mimo że nie znaleźli się wśród zatrzymanych przez MO czy bezpiekę. Dlatego obecność własnej notki biograficznej we wspomnianej encyklopedii traktuje trochę jako symboliczne uhonorowanie całego środowiska. Niech dziś młodzi ludzie przynajmniej przeczytają o tym w książkach.

Zupełnie zmienia mu się głos, kiedy opowiada o swoich pomysłach, jak zainteresować mieszkańców swojej gminy czytelnictwem. Z dumą mówi o nowej siedzibie filii biblioteki w Szropach, w pomieszczeniach zmodernizowanej szkoły podstawowej. Gdzie tylko może, stara się pozyskiwać fundusze na zakupy nowych książek. W rezultacie w Starym Targu z bibliotecznych zasobów korzysta dziś więcej ludzi, niż przed upowszechnieniem internetu. W ubiegłym roku miał zapisanych 668 czytelników, co jest doskonałym wynikiem jak na małą gminę.

Jeszcze za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, w 2009 r., otrzymał 25 tys. zł odszkodowania za internowanie w stanie wojennym. Nie zastanawiał się, w jaki sposób wydać te pieniądze. Postanowił ufundować nagrody w konkursach czytelniczych, kupił też sporo książek do własnej biblioteki. W tej pracy najlepiej się spełnia i realizuje. O współczesnej polityce rozmawia niechętnie, nie widzi w niej miejsca dla siebie.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki