Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarka skarży szpital

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Dr Hanna P. ocaliła życie, uniknęła amputacji, kaleką jednak pozostanie na zawsze
Dr Hanna P. ocaliła życie, uniknęła amputacji, kaleką jednak pozostanie na zawsze Grzegorz Mehring
Bolesną i gorzką prawdę o naszej służbie zdrowia poznała znana gdańska lekarka radiolog - dr Hanna P., gdy zdjęła biały fartuch i w charakterze pacjenta trafiła na drobny zabieg do szpitala. Nie dość, że w ciągu dwóch dnia pobytu w 7 Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku Oliwie zakażono ją groźną bakterią - gronkowcem złocistym MRSA, to potem lekceważono jej dolegliwości i - jak twierdzi lekarka - traktowano jak trędowatą.

Tylko dzięki pomocy innych lekarzy, w tym kolegów z roku, dziś znanych na Wybrzeżu ortopedów, ocaliła życie i uniknęła amputacji, choć kaleką zostanie już do końca życia. Z tego powodu, a także ze względu na poniesione w trakcie leczenia wydatki oraz groźbę nawrotu choroby domaga się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku odszkodowania i zadośćuczynienia - w sumie 100 tys. zł.

Tymczasem szpital nie przyznaje się do winy. Zdaniem dr Hanny P. - mataczy, kwestionuje jednoznaczne opinie biegłych, fałszuje wyniki badań i stosuje niedozwolone chwyty. Dlatego właśnie dr Hanna P. zdecydowała się opowiedzieć swoją historię głośno. Jeżeli bowiem ona, dysponująca medyczną wiedzą, w konfrontacji z radcą prawnym szpitala czuje się bezsilna, to co mają powiedzieć zwykli, szarzy, a równie pokrzywdzeni przez służbę zdrowia pacjenci.

Prostemu, "czystemu"zabiegowi z powodu koślawości palucha lewej stopy dr Hanna P. poddała się na ortopedii 26 sierpnia 2005 roku. Na operowaną nogę założono gips. Wypisano do domu i kazano zgłaszać się na kontrole. W piątą, szóstą dobę dr Hannę P. coś w nodze pod gipsem zaczęło rwać i pulsować. Pojawił się ropny wyciek. Po kilku dniach Hanna P. - tytan pracy, okaz zdrowia i twarda baba - nie była w stanie o kulach przejść do toalety. Wyła z bólu, łykała na dobę osiem ketonal i
Forte. Ortopedzi z oliwskiego szpitala skargi pacjentki lekceważyli.

- Usłyszałam, że wszystko goi się normalnie, a moje dolegliwości to zwykłe fanaberie związane z menopauzą - relacjonuje dr Hanna P. Koledzy z roku, doświadczeni ortopedzi, którym objawy relacjonowała przez telefon, radzili rozciąć gips, ona jednak czuła się zobowiązana słuchać poleceń lekarzy z oliwskiego szpitala. W końcu nie wytrzymała.
W Szpitalu Miejskim w Gdyni rozcięto jej gips i oczyszczono ranę. W pobranych tkankach wyhodowano gronkowca złocistego MRSA. Włączono antybiotyki. W warszawskiej Klinice Zakażeń Narządu Kostnego w szpitalu uznano, że stopę trzeba amputować. Dla Hanny P. - urodzonego sportowca, taka diagnoza oznaczała prawdziwą tragedię. Wróciła na Wybrzeże.

W Trójmieście nie ma ani jednego oddziału leczenia zakażeń kości. Chorzy się błąkają, a ponieważ ich leczenie drogo kosztuje, nie chce ich przyjąć żaden szpital. Podobnie było z Hanną P. Dzięki radom kolegów trafiła na konsultacje do wybitnego mikrobiologa z AMG. Zaczęła się leczyć sama, według zaleconego przez doktora schematu. Zapisywała sobie recepty, na własny koszt sprowadzała z zagranicy leki. Po pół roku zapalenie kości ustąpiło, rana się zagoiła. Dr Hanna P. ma jednak stopę jak z drewna.

A szpital nie chce uznać swojej winy. Zastępca komendanta 7 Szpitala Marynarki Wojennej, dr n. med. Włodzimierz Żychliński odpowiada. - Każdy pacjent ma prawo do zadowolenia czy niezadowolenia ze sposobu leczenia i jego skutków oraz roszczenia praw, jeśli chodzi o te skutki. Rolą sądu jest rozpatrzenie, czy te roszczenia są słuszne, czy nie.

Podobny dramat jak Hanna P. przeżywa na Pomorzu kilkuset chorych rocznie. Oni jednak nie mają pieniędzy, recept ani znajomości. - Trzeba zmienić prawo - twierdzi Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Obrony Pacjentów "Primum Non Nocere". Należy stworzyć rządowy program państwowej pomocy poszkodowanym w wyniku błędów lekarskich i wprowadzić ubezpieczenia od złych skutków leczenia. Na początku września obiecała to Sandauerowi minister zdrowia Ewa Kopacz.

Czyste i brudne szpitale

Rozmowa z dr. Pawłem Grzesiowskim, kierownikiem Zakładu Profilaktyki Zakażeń i Zakażeń Szpitalnych w Narodowym Instytucie Leków

Ilu pacjentów w polskich szpitalach zakaża się co roku gronkowcem złocistym MRSA?
Nie ma statystyk ogólnopolskich, jednak raz w roku każdy szpital zobowiązany jest do raportowania do sanepidu wyników badań w zakresie tak zwanych patogenów alarmowych, do których należy ten szczep gronkowca. Wynika z tego, że w 2007 roku mieliśmy około 7,5 tysiąca pacjentów z MRSA. Wpada 10 takich pacjentów rocznie na jeden szpital.

To wiarygodne dane?
Niedoszacowane, gdyż w wielu przypadkach zakażeń nie pobiera się posiewu. W szpitalach zachodniej Europy wykonuje się minimum 50 badań bakteriologicznych rocznie na jedno łóżko szpitalne, w Polsce - 15. A więc trzy razy mniej.

Nasz szpitale są niebezpieczne dla chorych?
Szpitale są bardzo różne. W jednym sytuacja epidemiologiczna jest dobra, a w drugim szaleją patogeny takie jak na przykład MRSA. Zależy to głównie od motywacji dyrektora i każdego członka personelu, od tego czy przestrzegają procedur, czy nie. W przypadku roszczeń pacjentów każdy szpital musi więc być oceniany indywidualnie.

Mamy epidemię MRSA?
Nie, mamy pod tym względem sytuację stabilną. Nie tak dobrą jak w Holandii czy Norwegii, ale i nie tak złą jak w Hiszpanii, Włoszech czy Wielkiej Brytanii. Lawinowo narastają natomiast inne zakażenia.

W porę wykryć i prawidłowo leczyć

Prof. dr hab. Waleria Hryniewicz - krajowy konsultant w dziedzinie mikrobiologii
Gronkowiec złocisty to bakteria związana z człowiekiem od setek lat.
Około 30 proc. ludzi na świecie to stali nosiciele tej bakterii (w nosie, noso-gardle), drugie 30 proc. to nosiciele przejściowi (od kilku dni do wielu miesięcy), pozostali go nie mają.

Nosiciele są bardziej narażeni na drobne infekcje gronkowcowe, zwłaszcza skóry i tkanki podskórnej (gdy się skaleczą, oparzą), jednak w przypadku zakażenia krwi bakterie te są o wiele bardziej niebezpieczne dla ludzi, którzy nie są ich nosicielami.

Najbardziej groźne są szczepy gronkowca złocistego MRSA w szpitalach. Jeżeli jednak zakażenie u chorego tą bakterią jest w porę wykryte i prawidłowo leczone, ma on duże szanse na wyleczenie.
Szpitale powinny częściej wykonywać badania bakteriologiczne.
NFZ powinien wprowadzić obowiązek badania bakteriologicznego do każdej procedury leczniczej z użyciem antybiotyku, za którą płaci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki