Piotr Nowak, trener Lechii, nie przestaje zaskakiwać. W meczu z Termaliką ponownie postawił w bramce na Marko Maricia, choć zapewniał, że bronić będzie Vanja Milinković-Savić. Pora w końcu ustabilizować sytuację na tej pozycji, bo roszad na tej pozycji jest zdecydowanie za dużo.
- Marco bardzo dobrze pracował w tygodniu na treningach. Pokazał, że zasługuje na to, żeby grać, bo wygrał rywalizację - zdradził trener Nowak.
W składzie zabrakło Milosa Krasicia. Serb jednak miał uraz i w tygodniu trenował indywidualnie. W tej sytuacji do podstawowego składu biało-zielonych wrócił Sebastian Mila. Kapitan Lechii rozgrywał swój mecz numer 300 w ekstraklasie.
Termalica zagrała w Gdańsku tak, jak wcześniej Podbeskidzie, Piast i Jagiellonia, czyli z nastawieniem defensywnym i szukała okazji do wyprowadzenia skutecznej kontry. Tym razem jednak brakowało dynamicznych i płynnych akcji, do których gdańszczanie już przyzwyczaili. Goście z kolei grali uważanie i starali się nie popełnić kosztownego błędu. Lechia miała przewagę, szukała sposobu, ale to nie był porywający mecz. Kluczowa w pierwszej połowie okazała się 25 minuta, kiedy to po dośrodkowaniu z rzut rożnego Mili piłka trafiła pod nogi Michała Chrapka, który silnym i precyzyjnym strzałem pokonał Sebastiana Nowaka. To pierwszy gol świetnie grającego ostatnio Chrapka w biało-zielonych barwach. Lechia grała spokojnie, kontrolowała grę, ale nie stwarzała sobie sytuacji bramkowych. Plan jednak był wykonany, bo Lechia prowadziła po pierwszej połowie spotkania.
Druga połowa przypominała mecz z Zabrza. Gdańszczanie starali się mieć mecz pod kontrolą. Zdenerwowani kibice zaczęli gwizdać, bo w grze zespołu nie było żadnego pomysłu. Lechia po prostu nagle stanęła i sprawiała wrażenie drużyny, która chce tylko utrzymać skromne prowadzenie. Lechia w niczym nie przypominała zespołu, który w tak efektowny sposób strzelał bramki w poprzednich meczach na własnym stadionie. A goście z Niecieczy grali coraz odważniej, atakowali, bo nie mieli nic do stracenia. I ich ambicja została nagrodzona, a biało-zieloni nie wyciągnęli wniosków z Zabrza, bo znowu po jedynym celnym strzale rywala stracili bramkę. Ten jeden błąd defensywny okazał się bardzo kosztowny, a po dośrodkowaniu z prawej strony Dalibora Plevy wyrównującego gola dla Termaliki zdobył Bartłomiej Smuczyński, wychowanek Lechii.
- Bardzo się cieszę z pierwszego gola w ekstraklasie. Nie zastanawiałem się nad tym, czy nie okazywać radości po golu. To był impuls. Kibice jechali do Gdańska kawał drogi i należy im się szacunek - przyznał po meczu Smuczyński.
Gdańszczanie nie potrafili na to odpowiedzieć i nie zagrozili poważniej bramce gości. Ich ataki były chaotyczne, a piłka po stałych fragmentach gry znowu fatalnie wykonywanych przez Daniela Łukasika stawała się łatwym łupem bramkarza i obronćow Termaliki.
Gra Lechii skończyła się wraz z zejściem Chrapka, ale pomocnik przegrał z urazem. Remis jest sprawiedliwy, ale oba zespoły potrzebowały kompletu punktów.
- Mecz, w którym nikt nie chciał zginąć, jest dwóch rannych. Remis nikogo nie krzywdzi i nikogo nie satysfakcjonuje. Muszę jednak pochwalić moich zawodników, że po stracie gola nie stracili wiary w dobry wynik. Każdy punkt jest jednak ważny, sześć punktów jest do zdobycia, a nadal jesteśmy w grze. Lechia nie grała w drugiej połowie zachowawczo tylko my bardziej ruszyliśmy do ataku - ocenił spotkanie Piotr Mandrysz, trener Termaliki.
Biało-zieloni po tym remisie mocno oddalili się od gry w grupie mistrzowskiej.
- Po raz kolejny nie potrafiliśmy utrzymać prowadzenia. Błąd przy straconej bramce w ekstraklasie nie powinien się zdarzyć. Szkoda straconych punktów. Musimy porozmawiać jak mężczyźni - zapowiedział Nowak.
Follow https://twitter.com/baltyckisportDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?