Brak koncentracji bądź indywidualne błędy zawodników mogą okazać się bardzo kosztowne i mieć ogromny wpływ na końcowy wynik meczu. Biało-zieloni w tym sezonie przekonali się o tym trzykrotnie. Pierwsza taka sytuacja miała miejsce jeszcze za kadencji trenera Piotra Stokowca, a dokładnie w pożegnalnym dla niego meczu w roli pierwszego trenera gdańskiego zespołu. W 19 minucie mecz z Radomiakiem drużyna Lechii prowadziła 2:0 po golach strzelonych przez Mateusza Żukowskiego i Macieja Gajosa. W drugiej połowie – w odstępie pięciu minut – dwa gole dla gości strzelili Luis Machado i Karol Angielski z rzutu karnego. W taki sposób biało-zieloni stracili cenne dwa punkty. Po tym meczu Stokowiec stracił pracę i zastąpił go Tomasz Kaczmarek, który w swoim trenerski debiucie w Lechii również nie utrzymał dwubramkowej przewagi. Lechia miała problemy na początku meczu z Wisłą w Krakowie, ale wybroniła się, a potem znakomicie ułożyła sobie to spotkanie. Najpierw gola strzelił Jarosław Kubicki, a przed przerwą prowadzenie gdańszczan podwyższył Ilkay Durmus i wydawało się, że drużyna jest na najlepszej drodze, aby z trudnego terenu wrócić z kompletem punktów. Niestety, błędy i chwile nieuwagi okazały się kosztowne, a bohaterem Wisły został Michal Frydrych. Czeski obrońca kontaktowego gola strzelił w 71 minucie, a do wyrównania doprowadził w siódmej – ostatniej – minucie doliczonego czasu gry. Trzecia taka wpadka Lechii miała miejsce w minionej kolejce, podczas meczu ze Stalą w Mielcu. Biało-zieloni prowadzili już 3:1 po dwóch golach Marco Terrazzino i jednym Durmusa. Wszystkie te bramki były piękne, ale błędy Żukowskiego sprawiły, że gdańszczanie sprezentowali rywalom jeden punkt.
CZYTAJ TAKŻE: Zobaczcie oceny piłkarzy Lechii Gdańsk za mecz ze Stalą Mielec
- Trudno mi uwierzyć, że nie wygraliśmy meczu ze Stalą. Wiem, że były błędy indywidualne, ale one nie mogą nam się zdarzać. Musimy szybko rozwijać się jako zespół. Wracamy z Mielca tylko z jednym punktem i jest to dla nas trudne do zaakceptowania - przyznał po meczu trener Kaczmarek.
CZYTAJ TAKŻE: PKO Ekstraklasa NA ŻYWO. Wyniki, tabela
Czy suma szczęścia wychodzi zawsze na zero? Lechia nie raz w tym sezonie także ratowała punkty w końcowych fragmentach meczów, kiedy wydawało się, że nie będzie udanego finiszu. Tak było w trzeciej kolejce, w której biało-zieloni zremisowali we Wrocławiu ze Śląskiem 1:1. Najpierw Łukasz Zwoliński nie wykorzystał rzutu karnego, a potem gola dla gospodarzy strzelił Dino Stiglec. Lechia wywiozła jednak punkt z Wrocławia, bo wyrównującego gola w piątej minucie doliczonego czasu gry strzelił Tomasz Makowski. Kolejny mecz ze szczęśliwym finałem dla biało-zielonych miał miejsce w Grodzisku Wielkopolskim. Wydawało się, że Lechia – pomimo przewagi – nie zdoła pokonać Warty. Jednak trafienia Flavio Paixao w piątej minucie doliczonego czasu gry i samobójcze trafienie Jana Grzesika dwie minuty później dały drużynie cenne trzy punkty. I wreszcie pamiętny mecz z Zagłębiem Lubin na stadionie Polsat Plus Arena w Gdańsku. W 6 minucie karnego dla Zagłębia wykorzystał Filip Starzyński i goście prowadzili do 84 minuty tego spotkania. Wówczas wyrównał Terrazzino, a ten sam piłkarz dał Lechii zwycięstwo w ostatniej akcji meczu – w czwartej minucie doliczonego czasu gry – po której sędzia już nie wznowił gry.
Na razie piłkarze Lechii na brak szczęścia nie mogą zatem narzekać. O ile stracili sześć punktów przez trzykrotną stratę dwubramkowej przewagi, ale też zyskali dokładnie tyle samo dzięki bramkom w końcowych minutach bądź w doliczonym czasie gry.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?