Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lechia Gdańsk poznała swoje miejsce w szeregu. Trwa casting na lewego obrońcę

Patryk Kurkowski
Michał Probierz zapowiadał walkę... o mistrzostwo Polski.
Michał Probierz zapowiadał walkę... o mistrzostwo Polski. Wojciech Matusik
Lechia Gdańsk walczy o mistrzostwo Polski i nie jest pogrążona w kryzysie? Jeszcze niedawno w ten sposób rzeczywistość zakrzywiał trener Michał Probierz. Fakty są jednak brutalne: nasza drużyna nie wygrała od półtora miesiąca, traci punkty z bezpośrednimi konkurentami, znowu ma obronę dziurawą jak sito. Powiedzmy wprost - biało-zieloni poznali swoje miejsce w szeregu.

Znakomity początek sezonu (m.in. zwycięstwo nad Legią w Warszawie i seria bez porażki), a wcześniej efektowny remis w meczu towarzyskim z FC Barceloną, wywołały u niektórych złudzenie optyczne. Złudzenie, że Lechia Gdańsk ma naprawdę potencjał na ścisłą czołówkę T-Mobile Ekstraklasy. A wystarczyła odrobina dystansu, by realnie ocenić możliwości drużyny, która od ponad roku boryka się z tymi samymi problemami.

Defensywa nadal zachowuje się skandalicznie (nie do przyjęcia jest brak zrozumienia oraz fatalne ustawienie) i wciąż w zespole nie wyłoniono lewego obrońcy (trwa casting, ale trudno ocenić, kto spisuje się na tej pozycji gorzej - Rafał Janicki, Adam Pazio czy może Christopher Oualembo). Co gorsza, brak zmienników. W Łodzi bodaj najsłabszy mecz od roku rozegrał Deleu, ale Brazylijczyka nie miał kto zastąpić. Zresztą w przypadku obrony wszystko oddają statystyki - tylko dwukrotnie w bieżących rozgrywkach Lechia zachowała czyste konto, a w ostatnich trzech spotkaniach straciła 9 goli! W takiej sytuacji nawet najlepsza ofensywa może nie wystarczyć.

Do niej akurat nie można mieć większych zarzutów. Biało-zieloni przecież regularnie strzelają gole (nie udało im się tego dokonać tylko w starciu z Wisłą Kraków), ale generalnie możliwościami w ofensywie nie są w stanie nikogo przerazić. Oczekiwanie lepszej skuteczności (według statystyk i tak jest dobrze!) od Pawła Buzały, Adama Dudy czy Piotra Grzelczaka jest po prostu nieodpowiednie. Gdyby ci napastnicy częściej trafiali, to graliby po prostu w lepszych drużynach. Takie są niestety realia.

Zawodzi za to - jak sam siebie określa - jeden z najlepszych trenerów w Polsce. Michał Probierz stosuje różne sztuczki w celu zaskoczenia przeciwnika, np. nie podaje informacji o kadrze meczowej czy o stanie zdrowia niektórych piłkarzy, by nie ułatwiać rywalowi zadania. Po ostatnich spotkaniach to właśnie 41-latek wydaje się być najbardziej zdezorientowany. Do tego stopnia, że po kompromitacji w Łodzi (porażka 1:4) powiedział, że "jak się bardzo wysoko podrzuca, to ten spadek jest bolesny", nawiązując do niedawnego wychwalania jego oraz drużyny.

Probierz najwyraźniej zapomniał, iż przed sezonem to on - całkiem poważnie! - zapowiadał walkę o mistrzostwo Polski, a jeszcze przed tygodniem uparcie twierdził, iż jego zespół nie jest pogrążony w kryzysie. Fakty mówią co innego - Lechia w ostatnich trzech meczach zdobyła punkt, ma problem z wygrywaniem z drużynami o podobnym lub mniejszym potencjale (Podbeskidzie Bielsko-Biała, Ruch Chorzów, Zawisza Bydgoszcz, Pogoń Szczecin czy wspomniany Widzew) i czuje na plecach oddech kilku zespołów.

Dobrze chociaż, że szkoleniowiec potrafi czasami zejść na ziemię i przyznać się do błędów, bo bez tego trudno o odpowiednie wnioski.

- Porażka to także moja wina, bo pewne decyzje nam nie wyszły - dodał Probierz po klęsce z Widzewem.

Aż wypada wspomnieć dwa całkowicie niezrozumiałe ruchy - przesunięcie Marcina Pietrowskiego na prawą stronę defensywy (gdy z roli rozgrywającego wywiązywał się nie najgorzej, ale jednocześnie nie stanowił wsparcia dla obrony) czy też wprowadzenie - przy stanie 1:3 - defensywnego pomocnika Macieja Kostrzewy, gdy oczekiwano ofensywnej gry.

Lechia wystartowała w nowym sezonie niczym sprinter, po drodze zaliczyła godny odnotowania, choć w rzeczywistości mało znaczący rekord (osiem meczów bez porażki na początku rozgrywek), ale ekstraklasa to bieg długodystansowy - maraton dla człapiących (niekiedy wręcz dosłownie!) i sumiennie zbierających punkty. Wystarczy przypomnieć, że w poprzednim sezonie Widzew też zaliczył fantastyczny start (13 "oczek" w 5 meczach), był nawet liderem ekstraklasy, ale później grał już na miarę własnych możliwości i ostatecznie ledwo utrzymał się w ekstraklasie. Gdańszczanie tak nisko nie powinni upaść, gdyż realnym celem jest walka o środek tabeli. Bez wzmocnień nasz zespół więcej nie zdziała.

Szukasz więcej sportowych emocji?

POLUB NAS NA FACEBOOKU!">POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki