Trener Lechii, przed meczem zrobił małą rewolucję w składzie w porównaniu z meczem z Podbeskidziem. Niektóre zmiany były wymuszone, a inne z wyboru szkoleniowca biało-zielonych. Przede wszystkim rozchorował się pierwszy bramkarz gdańskiego zespołu, Sebastian Małkowski. Wysoka temperatura sprawiła, że o grze w jego przypadku nie było mowy. Trener Kafarski miał więc ból głowy i chociaż wydawało się, że postawi na Michała Buchalika, to ostatecznie w bramce pojawił się Wojciech Pawłowski.
Zobacz relację z meczu na Ekstraklasa.net
Nie wyleczył się też Lewon Hajrapetjan, a wobec pauzy Vytautasa Andriuskeviciusa za czerwoną kartkę zrobił się kłopot na lewej obronie. Ostatecznie szkoleniowiec postawił na Rafała Janickiego, a jego miejsce w środku defensywy zajął Krzysztof Bąk. Na prawej stronie za odsuniętego do rezerw Deleu pojawił się Marcin Pietrowski. Nastąpiła też zmiana taktyki, bo tym razem Lechia zagrała systemem 4-2-3-1. Rolę tego najbardziej wysuniętego napastnika pełnił Tomasz Dawidowski, ale później zamienił się z Josipem Tadiciem. Niespodzianką był fakt, że tylko na ławce rezerwowych znaleźli się Abdou Razack Traore, Ivans Lukjanovs oraz Mateusz Machaj.
Miniony tydzień był nerwowy w gdańskim zespole. Zawodnikom zostały zawieszone premie, ale kary uniknął trener Kafarski. W klubie wszyscy oczekiwali jednak znacznie lepszych wyników już od spotkania z Bełchatowem. Kibice też w ostrych słowach przywitali wchodzących na boisko piłkarzy biało-zielonych, a trenera Kafarskiego solidna porcja gwizdów.
Lechia próbowała grać ofensywie, ale zawodnicy z przednich formacji sobie przeszkadzali. W drużynie gości najgroźniejszy był Paweł Buzała, były piłkarz biało-zielonych, który bardzo ciepło został przywitany na PGE Arenie. Buzała dwa razy znalazł się w sytuacjach sam na sam z Pawłowskim, ale górą był młody bramkarz biało-zielonych. Pawłowski miał za sobą chrzest bojowy w Limanowej, ale w piątek zagrał po raz pierwszy w ekstraklasie i bronił bez kompleksów. Pod koniec pierwszej połowy pokazał, że nie da sobie w kaszę dmuchać, kiedy doszło do przepychanek z Buzałą. Obaj dostali po żółtej kartce. - Bramkarz Lechii złapał mnie za szyję, ja jego za koszulkę. To jednak on zaczął. Żałuję zmarnowanych sytuacji. Dwa razy chciałem oszukać Pawłowskiego, ale mi się nie udało -mówił Buzała po pierwszej połowie.
A Lechia? Też miała sytuacje, z których śmiało mogła strzelić chociaż jednego gola. Tak było chociaż w 23 minucie kiedy po dośrodkowaniu Tomasza Dawidowskiego, głową pilkę odegrał Rafał Janicki, a w dobrej sytuacji Krzysztof Bąk posłał futbolówkę obok słupka. Później Tadić strzelił w słupek, a dobitka Piotra Wisniewskiego została zablokowana przez Macieja Szmatiuka. Do tego dodajmy strzały Dawidowskiego i Wiśniewskiego obronione przez Łukasza Sapelę.
W drugiej połowie spotkania na boisku pojawili się Lukjanovs, Machaj i Traore, ale specjalnie nie zmieniło to gry gdańskiej Lechii. Akcje biało-zielonych były chaotyczne i szarpane, nie stwarzały większego zagrożenia pod bramką gości. Szansa na gola pojawiła się w samej końcówce, kiedy po strzale Lukjanovsa piłkę na słupek odbił Sapela. Na początku drugiej połowy za to wyborną okazję miał Buzała, ale przegrał pojedynek z Pawłowskim, a przy dobitce znowu górą był bramkarz biało-zielonych, najlepszy zawodnik gospodarzy w tym spotkaniu.
Były jeszcze dwa starcia w polu karnym. Kontrowersyjne, kiedy padł Tadić, ale faulu raczej nie było. Za to gościom należał się kary po faulu Pietrowskiego na Tomaszu Wróblu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?