Lawrence Kinnard, koszykarz Trefla: Znowu jesteśmy drużyną

Paweł Durkiewicz
Lawrence Kinnard dobrze czuje się w Polsce i drużynie sopockiego Trefla
Lawrence Kinnard dobrze czuje się w Polsce i drużynie sopockiego Trefla Przemek Świderski
Rozmowa z Lawrencem Kinnardem, koszykarzem Trefla Sopot.

- W poprzedniej kolejce roznieśliście w Słupsku Energę Czarnych. Pokonanie w takim stylu lidera rozgrywek dodało wam skrzydeł?

- Rzeczywiście, wypadliśmy naprawdę dobrze i pokonując Czarnych pokazaliśmy swoją siłę. Wiedzieliśmy, że przyjdzie nam się zmierzyć z naprawdę dobrym zespołem, który w tym sezonie osiąga znakomite wyniki. Staraliśmy się robić wszystko, by nie pozwolić im znaleźć odpowiedniego rytmu we własnej hali.

- Na początku roku mieliście zniżkę formy, ale zażegnaliście już chyba kryzys?

- Tak sądzę. Pracujemy naprawdę ciężko, podczas meczów dajemy z siebie wszystko i to przynosi efekty. Gramy znów jak drużyna.

- A jak ocenia Pan dotychczasowy przebieg sezonu, patrząc przez pryzmat swoich osiągnięć?

- Trzeba uczciwie przyznać, że moje wyniki są gorsze niż rok temu. Gdy zaczynaliśmy nowe rozgrywki miałem nadzieję, że zrobię postęp, będę grać dużo, dużo lepiej. Ale cóż... Każdy ma swoje wzloty i upadki, więc teraz koncentruję się wyłącznie na tym, by ciężko pracować. Chcę wykorzystywać maksymalnie każdy dzień, by wypadać coraz lepiej na treningach i meczach.

- W przeciwieństwie do poprzedniego sezonu grywa Pan nie tylko na pozycji numer 4, ale także jako niski skrzydłowy. Na której pozycji czuje się Pan lepiej?

- Wcześniej przez całe życie grałem głównie na "czwórce", jako podkoszowy, ale podczas pobytu na uczelni zdarzało mi się również grywać epizody na "niskim skrzydle". Teraz systematycznie uczę się, jak skutecznie grać dalej od kosza. To dla mnie nowe doświadczenie i staram się przyzwyczaić do nowych wymogów. Wiadomo, że lepiej jest być zawodnikiem nieprzywiązanym wyłącznie do jednej pozycji.

- A czy ma dla Pana znaczenie miejsce w pierwszej piątce? Ostatnio wychodzi Pan w niej zamiast lidera drużyny, Filipa Dylewicza.

- Nie uważam, żeby to miało jakieś wielkie znaczenie. Zawsze, gdy wychodzę na parkiet, staram się wnieść wszystko, co potrafię najlepiej: ożywienie w ataku, dobrą obronę. Obojętnie, czy zaczynam mecz, czy wchodzę dopiero w drugiej kwarcie. Liczy się tylko wygrana drużyny.

- W sobotę czeka was bardzo ważny mecz z Anwilem Włocławek. Jak ocenia Pan tego rywala?

- To jeden z tych zespołów, przeciwko którym musisz zachować koncentrację przez pełne 40 minut, bo inaczej nie masz szans na wygraną. Pamiętamy, jak niedawno spotkaliśmy się w Gdyni przy okazji półfinału Pucharu Polski. Wtedy graliśmy naszą koszykówkę jedynie przez kilka minut czwartej kwarty, w pozostałych fragmentach to oni dyktowali nam warunki i wygrali.

- Końcówka rundy zasadniczej zapowiada się interesująco. Trudno przewidzieć, jak ułoży się tabela. W jakie miejsce celujecie?

- Chcielibyśmy ulokować się na drugim lub trzecim miejscu i zdajemy sobie sprawę, że musimy wygrać wszystkie pozostałe w rundzie trzy mecze. W tym momencie koncentrujemy się tylko na Anwilu. Musimy zagrać najlepiej jak potrafimy i postarać się wyrwać wygraną. Wtedy przejdziemy do kolejnych dwóch kroków, jakimi będą równie trudne spotkania z Polonią w Warszawie i z Turowem Zgorzelec na naszym boisku. Jeśli będziemy grać twardo i walczyć na całego, będziemy mogli być usatysfakcjonowani, obojętnie na jakim miejscu przed play-off wylądujemy.

- Marzec jest miesiącem, w którym o wygraną w amerykańskiej lidze akademickiej NCAA walczą zespoły uczelniane. Kto jest Pana faworytem?

- Trzymam kciuki za moją alma mater, University of Alabama-Birmingham. Mają dobry zespół, wygrali sezon zasadniczy w konferencji USA i teraz chcą dobrze zaprezentować się w ogólnokrajowym turnieju o mistrzostwo ligi. Drużynę świetnie prowadzi mój kolega, rozgrywający Aaron Johnson, którego nazywam moim młodszym bratem. Spisuje się świetnie, rozdaje mnóstwo asyst i mam nadzieję, że poprowadzi UAB do sukcesu.

- Jak czuje się Pan w naszym kraju?

- Miło mi się tu żyje, ale zupełnie nową rzeczą jest dla mnie śnieg. Pochodzę z południa Stanów Zjednoczonych, gdzie tego typu zjawisko jest rzadkością i zawsze wywołuje wielkie zamieszanie. O sobie mogę powiedzieć tak: uwielbiam śnieg, ale nie cierpię, jak jest zimno (śmiech)!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki
Dodaj ogłoszenie