Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łańcuszek nominacyjny

Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Piotr Dominiak
Całkiem po cichu, dyskretnie, przepadł projekt ustawy mający zapewnić dopływ profesjonalistów do rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Stał za nim Jan Krzysztof Bielecki, doradca ekonomiczny premiera. Załatwili go (tzn. projekt) koledzy z PO, ale trzeba podkreślić, że tym razem wszystkie partie stanęły w jednym szeregu. Każda próba zamachu na partyjne synekury to zamach na demokrację - zdaje się mówić chór polityków wszelkiej maści.

Fakt, teraz rządzi PO i PSL. Ale nic przecież nie jest wieczne. Padną w tych lub w następnych wyborach. Wtedy ich ludzi się wyrzuci, a wprowadzi swoich. Tak było, jest i tak ma być. Nic nowego.

Kiedy obserwuję praktykę obsadzania rad nadzorczych, to śmieję się w głos. Teraz, bo kiedyś mnie to denerwowało. Widocznie jednak się przyzwyczaiłem. Jan Krzysztof Bielecki za czasów swojego premierowania i aktywności politycznej też raczej nie odbiegał od panującego zwyczaju. Ludzie z Kongresu Liberalno-Demokratycznego nie mogli narzekać wtedy na brak ciekawych posad. Dopiero praktyka w komercyjnej bankowości skłoniła go do zmiany stanowiska. Uznał, że fachowość przede wszystkim.

Jego projekt trąci wszakże niespodziewanie dużą, jak na doświadczonego polityka, naiwnością. Proponuje, by kandydatów do rad wysuwał Komitet Nominacyjny złożony z fachowców. Już to widzę! No, bo kto miałby nominować członków owego komitetu? A idąc dalej, kto miałby nominować tych, którzy będą nominować członków Komitetu Nominacyjnego? Właśnie, kto miałby być na końcu nominacyjnego łańcuszka? Bóg Ojciec?

Bo jeśli nie ON, to partyjna nomenklatura przeniesie się tylko na wyższy szczebel, hierarchia politycznej protekcji rozbuduje się i na takim się skończy. Spółki Skarbu Państwa pozostaną pod kontrolą tych, co trzeba. Czyli tych, którzy gwarantują polityczny sukces, dopływ państwowej kasy, wynagradzanie wiernych.

Przez 20 lat transformacji nomenklatura partyjna pozostaje trwała. Jej zasięg jest mniejszy niż w czasach PRL, znaczenie dla życia gospodarczego też mniejsze, ale szkody przez nią wyrządzane wciąż znaczne.

Formalne wymagania (odpowiednie wykształcenie, uprawnienia) są powszechnie ignorowane. Skarb Państwa jest łupem i tyle. Jeśli ten, nieco tylko przejaskrawiony, obraz będziemy mieli przed oczami, łatwiej nam będzie zrozumieć opory wobec prywatyzacji. Każda sprywatyzowana firma to uszczuplenie potencjalnych wpływów i źródeł finansowania partii politycznych. Tylko idiota wyraziłby na to zgodę. A idiotów, wbrew pozorom, jest w naszej polityce mało. Przynajmniej idiotów nierozumiejących własnego interesu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki