Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kura nie lubi samotności, ma wysokie IQ i chce spać na kanapie

Agnieszka Kamińska
Mateusz Rehmus mieszka z Fatimą  w kawalerce
Mateusz Rehmus mieszka z Fatimą w kawalerce archiwum Mateusz Rehmus
Skończyły się czasy, gdy na wsi kury były czymś oczywistym, częścią krajobrazu. Dziś należą do rzadkości. Mieszkańcy przerobili kurniki na domki letniskowe.

Kura Kamila urodą nie grzeszyła. Właściwie to była brzydka jak noc. Miała biało-czarne pióra i żółtawe oczy. Do tego wyleniałą szyję i oklapnięty grzebień. Była trochę garbata. Gdy siedziała na grzędzie w kurniku, przypominała wielką ćmę. Lub bazyliszka. Często świeciła łysym czerwonym kuprem. Wzburzona, gdakała i nerwowo poruszała głową - do przodu i do tyłu. Zadziwiała nieuzasadnioną pewnością siebie, na podwórzu wręcz gwiazdowała. Czasem dziobnięciem karciła inne, większe i piękniejsze kury. Nieraz bezczelnie wskakiwała do wiadra z karmą i robiła sobie (jednoosobowo) ucztę. Całe stado uwielbiało kąpiele w piasku. Kury wygrzebywały sobie doły pod jabłonkami. Właziły do nich, gramoliły się. Poruszały skrzydłami, żeby piasek dostał się między pióra. Przewracały się na plecy. I w takiej pozycji wygrzewały się na słońcu - jak jakieś plażowiczki. Kamila była outsiderką. Jej dół znajdował się zawsze kilka metrów dalej od stada. Za to lubiła ludzi. Bez ceregieli wskakiwała na kolana. Co nie pozostawało bez uszczerbku na garderobie. Pazurami dziurkowała spodnie. Rajstopy po zetknięciu z Kamilą były do wyrzucenia. Trzeba było ją głaskać i drapać za uchem. Wpadała w ekstazę, gdy się jej dmuchało w pióra na głowie. Wskazane było kołysanie i nucenie piosenek. Układała się wtedy na boku. Wyciągała skrzydło i nogę. Zamykała oczy i zasypiała. Gdy się przerywało pieszczoty, gdakała obrażona. Lubiła obręcze i sznurki. Biegała np. z kółkiem z dziecięcego wózka na szyi. Nie bała się piłki. Kilka razy dość mocno ją kopnęła i trafiła do bramki! Któregoś razu po prostu zdechła. Prawdopodobnie śmiertelnie przestraszyła się fiata 125p!

- Kamilę mieliśmy jakieś 30 lat temu. Wtedy mąż kupił auto. Zajechał nim na podwórze. Co to był za szaszor wśród kur! Pióra leciały! Wrzask i panika. Kury nigdy wcześniej samochodu nie widziały. Kamila wpadła w dziwne osłupienie. Przewróciła się i zdechła. Pewnie dostała zawału, bo trzeba przyznać, miała już swoje lata. Urządziliśmy pogrzeb. Dzieciaki na jej grobie położyły maki. Co prawda jedliśmy kurze mięso, ale Kamili nikt by nie przełknął - wspomina z uśmiechem Iwona Bielińska, mieszkanka Zblewa. - Kury były u nas od pokoleń. Dzieci niektórym nadawały imiona. Kamila jakoś wyjątkowo zapadła nam w pamięć. Mieliśmy jeszcze na przykład Isaurę. Kojarzyła nam się z bohaterką popularnego serialu. Była czarna i majestatyczna. Biegała po całej okolicy. Zdarzało się, że nie wracała na noc do kurnika. Lubiła wychodzić na ulicę po deszczu i zjadać dżdżownice. No i to ją zgubiło. Niestety, zginęła tragicznie. Przejechał ją motocykl.

Przed laty w Zblewie gospodynie zamawiały kurczęta u pośredniczki. W wyznaczonym terminie stawiały się u niej z pudłami. Pisklęta pakowały do kartonów, przywiązywały sznurkami do bagażnika rowerów (najczęściej składaków Wigry 3) i jechały do domów. Kurczęta przez pierwsze tygodnie hodowały w mieszkaniu, w specjalnej zagródce, oświetlonej lampą kwarcową. Karmiły je jajkiem ugotowanym na twardo i pokrojonym w drobną kosteczkę. Do tego dorzucały np. posiekaną pokrzywę.

- Utrzymywanie kurcząt bez kwoki bywało trudne. Musiały mieć ciepło. Na noc wkładaliśmy je do kartonu. Pudło przykrywaliśmy ręcznikiem.

Oczywiście wyskakiwały i trzeba było je gonić po całym domu. Przygotowywaliśmy też termofor lub po prostu butelkę z gorącą wodą. Kurczęta siadały na niej i tak usypiały. Dopiero podrośnięte ptaki trafiały do kurnika. Dziś żywe kurczęta w mieszkaniu są nie do pomyślenia. W ogóle na wsiach jest coraz mniej kur - dodaje Iwona Bielińska.

Zielononóżka urosła do rangi symbolu polskości

Kur brakuje np. w Kokoszkowach. Nazwa podstarogardzkiej wsi powinna zobowiązywać do hodowania kur. Tymczasem na 1780 mieszkańców kury ma może 10 osób.

- Gdy 20 lat temu budowaliśmy tu dom, wszyscy mieli kury. Ptaki biegały po drogach. Kury były czymś oczywistym, częścią krajobrazu. Dziś należą do rzadkości. Mieszkańcy przerobili chlewiki i kurniki na domki letniskowe. Nie mają czasu na zajmowanie się kurami, doglądanie ich, kupowanie paszy. Wielu z nich dojeżdża do pracy w mieście - opowiada Maria Szczurowska, sołtys Kokoszków.

Droga w kierunku Skórcza. Nie widać tu żadnych oznak bytności kur. Nie słychać piania kogutów. Posesje przypominają ogrodzone twierdze. Schowane za rzędami ozdobnych jałowców. Z hodowli kur zrezygnowało już wielu rolników. Stadko liczące kilka ptaków to dla nich zawracanie głowy.

- Kiedyś rodzice mieli kury, ja postawiłem na hodowlę trzody chlewnej i na tym biznesie się skupiam. A jajka kupuję w markecie - mówi 25-letni Tomasz, rolnik z gminy Skórcz.

Na wydrapane przez kury „kąpielowe” doły można trafić dopiero na polnej drodze w Pinczynie. Kilka ptaków maszerowało nieśpiesznie. Jakieś inne stadko drapało w grzęzawisku przy strumieniu. Jedna z kur dorwała robaka. Reszta zaczęła ją gonić.

- Przeprowadziliśmy się tu 10 lat temu. Nie wyobrażam sobie życia na wsi bez kur - mówi Jan Czaplicki, emeryt z Pinczyna. - Kury biegają po podwórzu, wychodzą na łąkę. Są wolne. Ich jajka są dużo zdrowsze i smaczniejsze niż te ze sklepu. Przy tej drodze dużo mieszkańców, naszych sąsiadów, ma kury. Są to głównie osoby starsze. Młodzi wolą iść po jajka do sklepu.

Kury hodują też właściciele ekologicznych gospodarstw agroturystycznych. Ptaki zamawiają przez internet. Aby wzbogacić swoją ofertę, kupują też ozdobne gatunki.

- Na wakacje i weekendy przyjeżdżają do mnie rodziny z miast. Często dzieciaki nie widziały wcześniej kury. Mam kilka ozdobnych ptaków, między innymi kolorowe liliputki. Hoduję też zielononóżki. Jajka od nich są niezwykle cenione. Ta kurka jest polską rodzimą rasą i znajduje się na liście gatunków zagrożonych wyginięciem. W okresie międzywojennym, po odzyskaniu niepodległości, urosła do rangi symbolu polskości - mówi Tomasz Graczyk, który ma gospodarstwo agroturystyczne pod Starogardem Gdańskim.

Na aukcjach internetowych niektóre kury osiągają wysokie ceny, np. tragopan tyminek, piękny ptak z błękitnym podgardlem, kosztuje 400 zł. Kury jedwabiste wyceniane są na około 200 zł. Za lokowaną (bo ma skręcone pióra) czekoladową kurę padewską zapłacimy 30 zł. Najpopularniejsza kura rosa kosztuje około 10 zł, a siedmiotygodniowa zielononóżka (zaszczepiona, ze świadectwem pochodzenia) - 17 zł. Firma wysyła kurczęta pocztą, w klatce transportowej.

Kura Fatima siedzi na ramieniu

Obrońcy praw zwierząt są przeciwni traktowaniu kur w sposób przedmiotowy. Mateusz Rehmus mieszka z kurą Fatimą w kawalerce w warszawskim bloku. Jak mówi, ocalił ją z fermy. Ptakiem opiekuje się od kilkunastu miesięcy. Zbudował dla Fatimy wybieg z trawą na balkonie i zabezpieczył go siatką, aby nie wyskoczyła. Kura jest wymagająca. Trzeba po niej sprzątać, bo nie kontroluje wydalania odchodów. Nie można jej nauczyć załatwiania się w jednym miejscu. Poza tym drapie i dziobie.

- Jest ptakiem stadnym. Nie może długo przebywać sama. Ktoś, kto pracuje przez osiem godzin, nie może się zajmować tym ptakiem. Kura nie lubi samotności. To nie jest papuga, którą się zamknie w klatce. Chcę to jasno powiedzieć, nie zachęcam do trzymania kur w mieszkaniu - mówi Mateusz Rehmus, technik weterynaryjny, aktywista prozwierzęcy.

Fatima jest nioską z wielkoprzemysłowej hodowli. Jest zmodyfikowana genetycznie i pozbawiona naturalnych zachowań, np. nie kąpie się zbyt chętnie w piasku - jak wolne kury.

- Została zaprogramowana, żeby znosić jak najwięcej jaj. Dostosowano ją do tego, żeby jadła skoncentrowane granulaty. Ja daję jej wyłącznie zdrową żywność. Chodzę z nią do weterynarza, szczepię, sprawdzam morfologię i biochemię. Wiem, że dobrze ją karmię. Miesięcznie na jedzenie wydaję około 150 złotych - dodaje Mateusz.

Fatima ma 17 tys. fanów na Facebooku. Jej opiekun zamieszcza tam regularnie zdjęcia.

Widzimy np., jak z ptakiem śpi. Kura wyleguje się na kanapie, wędruje po stole lub siedzi na ramieniu chłopaka.

- Nie jestem szaleńcem czy dziwakiem, który dla poklasku trzyma w mieszkaniu kurę. Bardzo twardo stąpam po ziemi. Po prostu łamię stereotypy. U niektórych kura w mieszkaniu powoduje wręcz szok. Ja chcę pokazać, że kura jest zdolna do bliskości i czułości, że jest przyjacielska. Może być jak pies czy kot, tymczasem w naszym społeczeństwie kury traktowane są dużo gorzej. Gdy coś złego dzieje się psu, media o tym piszą. Ale kury, które giną na fermach, nikogo nie interesują. To niesprawiedliwe. Pokazując Fatimę, propaguję ideę weganizmu - twierdzi Mateusz.

Specjaliści od psychologii zwierząt nie mają wątpliwości: kury są inteligentne. Potrafią przetrwać w środowisku, odchować młode i się uczyć.

- Ważny jest nie poziom IQ kury, ale jej zdolności poznawcze i radzenia sobie w różnych warunkach. Nie należy oceniać intelektu zwierząt ludzką miarą. Mało kto wie, że uczniowie słynnego psychologa BF Skinnera uczyli na swojej farmie w Hot Springs różne zwierzęta sztuczek na potrzeby przemysłu filmowego. Pracowali ze 150 gatunkami zwierząt. Mieli także kurę, którą nauczyli grać w kółko i krzyżyk. Skinner za każdym razem, gdy do nich przyjeżdżał, grał z kurą i nigdy z nią nie wygrał - mówi Jolanta Łapińska, psycholog zwierzęcy, behawiorysta, weterynarz.

Tragiczny los kogutków

W połowie marca Stowarzyszenie Otwarte Klatki przeprowadziło akcję uliczną „Jak one to znoszą”. Przechodnie, m.in. w Sopocie, zakładali specjalne okulary. Mogli się poczuć jak nioska z klatkowej hodowli. Widzieli ciemne pomieszczenia i rzędy klatek. Aktywiści zapraszali do podpisywania deklaracji niekupowania jajek „trójek”.

- Wiele osób powtarza, że jajko pochodzące od kury z chowu klatkowego czy ściółkowego ma gorszy smak niż jajko od kury, której się zapewnia dostęp do wybiegu i świeżego powietrza. Pamiętajmy też, że kury w systemie klatkowym żyją około 1,5 roku. Gdy spada nieśność kur, hodowca najczęściej po prostu wymienia stado na nowe. Kury mogłyby żyć 10 razy dłużej, niż jest im to dane na fermach - tłumaczy Magdalena Łukaszek ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.

Na terenie Unii Europejskiej obowiązują tzw. klatki wzbogacone. Zapewniają one ptakom więcej miejsca oraz m.in. grzędę. Powierzchnia przypadająca na jedną kurę jest tu jednak niewiele większa od kartki papieru A4. W Polsce kury hodowane są w czterech rodzajach chowu.

- W chowie klatkowym kury całe swoje życie spędzają w klatkach. Ptaki przebywają w zatłoczeniu, na ograniczonej powierzchni dochodzi często do aktów agresji czy kanibalizmu. Dlatego wielu hodowców decyduje się na przycinanie kurom dziobów w pierwszych dniach życia. W chowie ściółkowym ptaki przebywają w ogromnych halach. W chowie wolnowybiegowym zwierzęta mają zapewniony dostęp do wybiegu i świeżego powietrza, zaś w chowie ekologicznym dodatkowo są karmione zdrowymi karmami - wyjaśnia Magdalena Łukaszek.

Istnieją dwie odmiany kur: nioski, genetycznie przystosowane do składania jak największej liczby jaj, oraz kurczęta brojlery. Są one hodowane tak, aby przybierały na masie jak najszybciej i przy jak najmniejszym zużyciu paszy. W sklepach kupujemy najczęściej mięso od brojlerów. Mięso kur niosek jest używane jako porcja rosołowa lub przeznaczane na karmę dla innych zwierząt.

- Tucz brojlerów trwa około 45 dni lub krócej. Kurczęta osiągają wówczas masę około 2 kilogramów. Utrzymywane są one w halach, ścisk uniemożliwia im pełną swobodę ruchów. W takich pomieszczeniach jest też duże stężenia amoniaku czy innych szkodliwych gazów, co niekorzystnie wpływa na układ oddechowy ptaków. Dodajmy, że we wszystkich rodzajach chowu kur niosek jednodniowe kogutki są odpadem produkcyjnym. Nie będą składać jaj, na masie przybierają znacznie wolniej niż brojlery, dlatego ich tucz się hodowcy nie opłaca. Polskie prawo dopuszcza różne metody ich zabijania. W praktyce najczęściej stosowane jest uśmiercanie kurcząt przy użyciu dwutlenku węgla - dodaje Magdalena Łukaszek.

W lutym 2016 roku w chowie przemysłowym hodowanych było w całym kraju około 43 mln kur niosek - wynika z danych Głównego Inspektoratu Weterynarii. W systemie klatkowym było ich nieco ponad 38 mln, w chowie ściółkowym prawie 3,8 mln, w wolnowybiegowym 931 tys., a w ekologicznym 89,7 tys.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki