Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto palił w Polsce heretyków na stosie?

Redakcja
Ksiądz Piotr Skarga, jako kaznodzieja królewski, wywierał duży wpływ na politykę wyznaniową Zygmunta III Wazy
Ksiądz Piotr Skarga, jako kaznodzieja królewski, wywierał duży wpływ na politykę wyznaniową Zygmunta III Wazy Reprodukcja/ archiwum
O różnicy między Zygmuntem Augustem a Henrykiem VIII, ilu heretyków spłonęło w Polsce i czy ks. Piotr Skarga nadaje się na patrona roku 2012 - mówi dr Sławomir Kościelak z Instytutu Historii Uniwersytetu Gdańskiego w rozmowie z Dariuszem Szreterem

Zobacz także:Historie trzech pielgrzymów, którzy szli pieszo do Asyżu

Rok 2012 został przez Sejm ogłoszony Rokiem Księdza Piotra Skargi. Protestował przeciw temu Synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. "Piotr Skarga jest symbolem walki z ewangelikami, chciał budować państwo konfesyjne, podważał model wielowyznaniowości i tolerancji obowiązujący w państwie Jagiellonów. Trudno nam jest wyobrazić sobie, żeby był on patronem współczesnego patriotyzmu" - mówił sopocki biskup Marcin Hintz w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim". A mnie przyszło do głowy coś innego, może jednak ta legendarna tolerancja I Rzeczypospolitej to mit?
Myślę, że teza, iż I Rzeczpospolita była państwem tolerancji religijnej, da się obronić, ale z pewnymi zastrzeżeniami. Po pierwsze, nie należy przykładać dzisiejszej miary do tamtych czasów. Mówimy przecież o epoce, w której polityka i religia są ze sobą ściśle powiązane i tych dwóch sfer się nie da oddzielić. Tu można być tylko gorącym albo zimnym, ale nie letnim. Nie da się patrzeć z dystansu na to, co się dzieje wokół.

Gdzie więc miejsce na tolerancję?
Jeżeli mówimy o polskiej tolerancji, to była ona wypadkową szeregu czynników, które się wtedy nagromadziły i nie pozwoliły jednej ze stron konfliktu wyznaniowego, który się wówczas w Europie wytworzył, zwyciężyć w sposób zdecydowany. Polska ani nie stała się krajem stuprocentowo katolickim, jak państwa włoskie czy Hiszpania, ani odwrotnie - nie stała się stuprocentowo protestancka, jak Szwecja, Anglia czy szereg księstw na terenie Rzeszy Niemieckiej.

Co o tym zadecydowało?
W polskim społeczeństwie nie było takich ciągot. Szlachta nie wykazywała chęci doprowadzenia tych spraw do końca. Przeważała wola pewnego dogadania się, utrzymania status quo.

Rozumiem, że mowa o wieku XVI, bo potem jednak katolicyzm zatriumfował?
W późniejszym okresie górę wziął Kościół katolicki, ale też nie dążył on do tego, żeby całkowicie wyeliminować protestantyzm, ale jedynie, żeby go zmarginalizować, do czego ostatecznie na przestrzeni XVII wieku doszło. Ale i wtedy nie wyglądaliśmy źle na tle reszty Europy. Niderlandy, uchodzące za wzorcowy kraj tolerancji w Europie Zachodniej, w połowie wieku XVII były w większości kalwińskie. Jednakowoż żyła tam spora grupa katolików. Nie byli już wówczas tępieni ani mordowani, ale swój kult mogli sprawować jedynie w domach. Nie mieli świątyń. W tym samym czasie w Rzeczypospolitej, mimo iż rozpoczął się już proces przechodzenia od tolerancji do fanatyzmu mas, funkcjonowały wciąż zbory protestanckie, a ludzie chodzili tam modlić się i robili to oficjalnie. Może nie wszędzie było tak różowo, bo niektóre ze zborów niszczono, ale i tak był to wyższy poziom tolerancji, aniżeli w Niderlandach.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Skąd w ogóle w Polsce wzięło się tylu protestantów, szczególnie wśród szlachty?
Powodów było wiele. Przede wszystkim w Europie powstała pewna tendencja, moda. Chwytliwa była sama idea reformy, bo była ona konieczna. Nikt nie miał wątpliwości, że Kościół powinien się zmienić, poprawić, zlikwidować nadużycia. Zygmunt Stary oficjalnie nie pozwalał na rozprzestrzenianie się reformacji, ale do Wielkopolski i Małopolski przybywały całe rzesze zwolenników protestantyzmu. Szukali tu dla siebie azylu m.in. anabaptyści.

To byli jednak mieszczanie.

Ale to szlachta udzielała im azylu i chętnie wsłuchiwała się w idee płynące z Zachodu. W dodatku te propozycje spotkały się z ogromnym zapotrzebowaniem społecznym i politycznym. To był moment, kiedy szlachta polska usiłowała uzyskać rzeczywisty wpływ na władzę - poprzez Sejm. Poparcie reformacji było atakiem na jeden z filarów starego układu - Radę Królewską, czyli późniejszy Senat, składający się w połowie ze świeckich możnowładców, ale w połowie z senatorów kościelnych. Kiedy po śmierci starego króla w 1548 r., młody król, Zygmunt August (od pewnego czasu już współrządzący) stał się jedynym władcą, okazało się, że czołowi przywódcy opozycji w Sejmie, to jednocześnie czołowi przedstawiciele reformacji w Polsce.

A więc decydujący był motyw polityczny, nie religijny?
Jak mówiłem, powodów było wiele. Także ekonomiczne. Wielkie odkrycia geograficzne przyniosły Europie nie tylko blask i chwałę, ale też wielki kryzys. Napływał masowo tani kruszec z Ameryki, co pociągnęło za sobą rewolucję cen. Tymczasem ludzie nie mieli świadomości inflacji. Stare dobre prawa nakazywały przestrzegania umów. Jeśli więc powiedzmy 200 lat wcześniej pan umówił się z chłopem, że ten za dzierżawę płaci mu określoną kwotę, to to było święte dla spadkobierców i nie podlegało waloryzacji. Trzeba więc było skądś znaleźć nowe sposoby na zyskanie dochodu. Jednym z nich była likwidacja dziesięciny płaconej Kościołowi. W dodatku panu na włościach łatwiej byłoby podporządkować sobie taki ubogi Kościół. Stąd zresztą wynikało, że pośród szlachty szerzył się głównie kalwinizm, bo luteranizm proponował jednak pewną hierarchię duchowną.

Ostatecznie nie doszło jednak do rozbratu z Rzymem. Dlaczego?
Gdyby Zygmunt August miał naturę Henryka VIII może by do tego doszło, ale to był władca zupełnie innego pokroju. Nawiasem mówiąc, moim zdaniem, jeden z najznakomitszych, jakiego miała Rzeczpospolita. W 1555 r. w Sejmie protestanci stanowili zdecydowaną większość. Wtedy rzucili pod adresem króla hasło utworzenia kościoła narodowego, z monarchą jako jego głową. Zygmunt August odpowiedział na to, że musi się zastanowić, zapytać papieża...
To chyba żart, przecież wiadomo było, co papież odpowie! Ale faktycznie się zapytał i oczywiście dostał odpowiedź negatywną.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Czemu tak zrobił?
To było zagranie na czas. Król był przekonany, że nie da rady całkowicie przemienić nastawienia społecznego ogółu szlachty i mieszczaństwa, a zatem wprowadzi jeszcze jeden konflikt do kraju, gdzie i tak różnorodność religijna istnieje.

I zwolennicy reformacji tak łatwo odpuścili?

W tym czasie polska szlachta załatwiła już swoje interesy polityczne, uzyskała pełny dostęp do władzy przez zwycięstwo ruchu egzekucyjnego. A już niebawem, po wygaśnięciu rodu Jagiellonów i ustanowieniu wolnej elekcji, Sejm usytuowany został właściwie na szczycie systemu politycznego Rzeczypospolitej. To sprawiło, że reformacja nie była już szlachcie do niczego potrzebna. Stara wiara, jak stara miłość, nie rdzewieje. Tym bardziej że Kościół katolicki w międzyczasie przeszedł etap reformy wewnętrznej i nie był już tak bezwładny, odrzucający, jak to było jeszcze pół wieku wcześniej.

Skoro o wolnej elekcji mowa - czy istniała realna możliwość, że królem mógł zostać niekatolik?
Jednym z kandydatów po śmierci Zygmunta Augusta był przecież Iwan Groźny.
Pojawiło się wtedy także nazwisko Stefana Batorego, który za młodu był protestantem. Jeszcze przed śmiercią Zygmunta Augusta jako przyszłego kandydata do tronu wymieniano jego siostrzeńca, Jana Zygmunta, księcia Siedmiogrodu, jedynego w dziejach Europy władcę wyznania ariańskiego. Zmarł on jednak na kilka miesięcy przed swoim wujem. Zresztą wtedy zwrot nastrojów w kierunku Kościoła katolickiego był już tak silny, że kandydatury innowierców nie miały szansy.
Mówiliśmy o protestantyzmie, ale przecież w Rzeczypospolitej byli też liczni przedstawiciele innych religii, przede wszystkim prawosławni. Usiłowano ich - i niemała w tym rola Piotra Skargi - poddać władzy papieskiej, poprzez utworzenie Kościoła unickiego, uznającego katolickie dogmaty, ale zachowującego bizantyjski obrządek.Powiązanie prawosławia z Rzymem to było wielkie marzenie Skargi. Już w 1577 r., a więc prawie 20 lat przed unią brzeską (1596 r.), opublikował on dzieło "O jedności Kościoła Bożego", w którym powracał do idei ponownego związku między rozdzielonym chrześcijaństwem wschodnim i zachodnim.

Zainspirował późniejszych twórców unii brzeskiej?
Na pewno był tym, który zwrócił uwagę rządzących na ten problem. Poza tym, jako kaznodzieja królewski, miał wpływ na Zygmunta III, starał się go w tym dziele podtrzymać. Wydaje się jednak, że Skardze w większym stopniu przyświecały cele religijne. Zauważył, że prawosławna szlachta chętnie przechodzi do obozu protestantów. Stąd w imieniu Kościoła katolickiego złożył jej propozycję: chodźcie do nas. Natomiast powstanie Kościoła unickiego, to był przede wszystkim plan polityczny - żeby w jakiś sposób prawosławny świat w Rzeczypospolitej oddzielić od Moskwy i wpływów tamtejszego patriarchatu.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Ale przecież sam Skarga też miał swoje polityczne plany i wizje.
Wspominałem na początku rozmowy, że w tamtym czasie polityka z religią nie dają się oddzielić. Polityka jest w jakimś sensie realizacją tego świata wieczystego na ziemi. Tak to ludzie wtedy pojmowali: jeżeli ja mam rację, to wtedy ten drugi na sto procent jej nie ma i vice versa. Tu nie ma części wspólnej. Nie ma obojętności, dystansu.

Trochę tak, jak teraz.

Znalazłem nawet taki cytat ze Skargi, który pasowałby do dzisiejszych czasów: "Tylko ateusze mogą być tolerancyjni, natomiast jeśli człowiek jest w pełni wierzący to nie może być obojętny". Jeżeli dzisiaj jesteśmy w stanie zdobyć się na większą tolerancję, to dlatego, że nasza wiara jest niewątpliwie słabsza. Skarga odegrał wielką rolę w kwestii unii. Czy to było złe? Obawiałbym się bardzo ostrych osądów. Spójrzmy na efekty, które trwają do dzisiaj - mamy Kościół greckokatolicki, z którym identyfikuje się parę milionów ludzi na całym świecie. Gdyby tak powiedzieć im: was tu nie powinno być, jesteście jakimś niechcianym dzieckiem, które powinno być wyabortowane, to poczuliby się pewnie dziwnie.

Dość długo im tak mówiono, tyle że z drugiej, prawosławnej strony.

Należałoby rzeczywiście przyznać rację, tym, którzy mówią, że problem unii, koniecznej z punktu widzenia interesów państwa, można było rozwiązać o wiele lepiej. Na przykład tak, jak proponował w połowie XVII wieku Piotr Mohyła, jako dwóch pogodzonych ze sobą sióstr. To byłoby o wiele bardziej strawne dla świata prawosławia. Nie stworzyłoby tego swoistego antysystemu, kozaczyzny nienawidzącej łacinników. Ten antagonizm na pewno Rzeczypospolitej się nie przysłużył.

"Tylko ateusze mogą być tolerancyjni". A czy Rzeczpospolita była tolerancyjna dla ateuszy?
Patron internetowej listy ateistów i agnostyków Kazimierz Łyszczyński, szlachcic, autor traktatu "O nieistnieniu bogów", został ścięty na warszawskim rynku w 1689 r.

Nie było zgody na ateizm. Ani katolicy, ani protestanci nie uznawali sytuacji, że można w Boga nie wierzyć. Ówczesne prawo nie akceptowało ateizmu. Powiedzieć coś takiego, to znaczyło bluźnić, a więc dokonać poważnego przestępstwa przeciwko Bogu, które było karane w najsurowszy sposób. Z drugiej strony w Rzeczypospolitej z powodu religii - nie licząc "ateusza" Łyszczyńskiego i czarownic, ale to nieco inny problem - dokonano jeszcze tylko trzech egzekucji.

Łyszczyński został spalony po uprzednim poćwiartowaniu. A pozostałe trzy przypadki?

W 1539 r., jeszcze za panowania Zygmunta Starego, w Krakowie spalono Melchiorową Weiglową, tamtejszą mieszczkę, judaizantkę.

Co to takiego?
Judaizanci to żyjący po żydowsku nie-Żydzi. Czasem tworzący - jak na Rusi - pomost między chrześcijaństwem wschodnim a reformacją.
Żydem wolno było być, a judaizantem nie?
Katolicy traktowali ich jak niebezpiecznych odstępców. Choć po cichu i ich tolerowano. Myślę, że w tym wypadku zadecydowało to, że zostało to ujawnione w Krakowie, pod bokiem króla. Drugi przypadek to Iwan Tyszkowic w 1611 r., Rusin z Bielska Podlaskiego, który przeszedł na arianizm i, niesłusznie, wydaje się, został pomówiony o dokonanie świętokradztwa.

A trzeci przypadek?
On akurat wiąże się z osobą Piotra Skargi. Skazanym był Franco de Franco, kalwinista, przybysz z Włoch, który podczas procesji Bożego Ciała w Wilnie w 1611 r. zaapelował do jej uczestników o zaprzestanie bałwochwalstwa. Tłumaczył, że to zwykły opłatek, a nie żadne Boże Ciało, co spowodowało oburzenie. Ponieważ był mieszczaninem, a nie szlachcicem, nie chroniło go prawo nietykalności osobistej, więc aresztowano go i osądzono z całym okrucieństwem. Zginął więc, aczkolwiek nie na stosie.

Jaka była rola Skargi?

Skarga był wtedy kaznodzieją królewskim i potwierdził Zygmuntowi III, że to, co się stało, jest świętokradztwem i zasługuje na najwyższą karę.

Faktycznie, trudno to uznać za przykład postawy ekumenicznej.

Nie wolno przykładać naszej miary do tamtych czasów. Skarga był działaczem religijnym, jego celem było nawrócenie jak największej liczby protestantów i prawosławnych. Na pewno nie był to ekumenizm w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Ale innego w tamtym czasie nie było. Szukano porozumienia na zasadzie takiej: wy musicie zaakceptować naszą wizję wiary, a jak nie akceptujecie - nie ma na to naszej zgody. Ale to Skarga napisał: "obrzydłe heretyctwo, ale ludzie dobrzy". Czyli nie zgadzam się na waszą wiarę, będę was zwalczać, ale słowem. Chcę was przekonać, że mam rację, ale was nie zabiję. Proszę pamiętać, Ci którzy zostali straceni, zginęli, bo uznano ich za bluźnierców, w świetle ówczesnego (katolicko nastawionego) prawa - za przestępców.

To jak ostatecznie ten Skarga, ze wszystkimi obciążeniami charakterystycznymi dla tamtych czasów, nadaje się na patrona roku 2012?
Doceńmy go. Skarga ma niewątpliwe zasługi. Niektóre zresztą wyszły mu bezwiednie. To jest, obok Reja, pierwszy polski prozaik na taką skalę. Mickiewicz powiedział o nim: "najpoetyczniejszy z pisarzy polskich". Jego "Żywoty świętych", co by o nich nie powiedzieć, to dzieło o ciekawej randze, jedno z pierwszych adresowanych do dzieci. Skarga to też gorący polski patriota, wizjoner, ten, który przewidział rozbiory. Warto o nim rozmawiać, nie zamiatając pod dywan niewygodnych faktów. Nie traktowałbym tego patronatu jako skierowanego przeciwko komuś, ale raczej jako asumpt do pewnej dyskusji o tym, co miał ważnego, ciekawego do powiedzenia, co zrobił dla Polski. Taka ta Rzeczpospolita była. Nie zmienimy tego. Raczej cieszmy się tym i szukajmy tego dziedzictwa.

Rozmawiał Dariusz Szreter

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki