Rousimar Palhares jest przez wielu uważany za najniebezpieczniejszego zawodnika MMA na świecie (głównie przez przeciąganie dźwigni, za co wyrzucono go z dwóch federacji). Widząc wzrok, jakim obaj mierzyli się wzrokiem tuż przed rozpoczęciem pojedynku, Michał Materla mógłby spokojnie rywalizować o to miano z "Toquinho".
Polak i Brazylijczyk długo się badali, sekundy bez wyprowadzonego ciosu przerywał Materla, jednak jego uderzenia były niecelne. Pierwszą rundę obaj spędzili głównie w stójce, zdecydowaną większość niebezpiecznych ciosów wzajemnie jednak blokowali. Palhares próbował firmowej dźwigni na nogę w jednej z nielicznych parterowych akcji, lecz "Cipao" spokojnie zdołał się uwolnić. Po wyrównanej pierwszej rundzie trudno było wskazać faworyta. W drugiej szybko zrobił to jednak Materla. Polak wyczekiwał Palharesa, unikając jego ciosów. Po minucie i 27 sekundach wystrzelił w końcu wspaniałym podbródkowy, nokautując rywala jednym uderzeniem.
- Mimo przegranych, potknięć, trzeba się podnosić i dążyć do celu. To lekcja dla wszystkich. Jeśli chodzi o ładunek emocjonalny, moje poprzednie walki były gorsze. Z Mamedem, bo jesteśmy przyjaciółmi. Z Antkiem Chmielewskim, bo po porażce zawsze wraca się trudniej. Tym razem było lepiej. Miałem wspaniały okres przygotowawczy. Czułem się komfortowo w parterze, nie czułem się zagrożony. Palhares jest silny, ale to ja jestem bestią - skomentował "Cipao". - W poniedziałek idę na dwa treningi. I czekam na telefon od Martina Lewandowskiego albo Maćka Kawulskiego. Później jadę do Luke'a Rockholda pomóc mu przygotować się do walki z "Jacare" Souzą. A dalej? Może ktoś wypadnie z grudniowej walki Popek kontra Pudzianowski i będę mógł za niego wskoczyć do karty walk gali w Krakowie? - żartował.
Przed Materlą walczył czempion wagi półciężkiej, Tomasz Narkun (13-2). Jego rywal, Rameau Sokoudjou (17-15), jadł chleb z takich pieców jak Pride, UFC czy Bellator, największe federacje MMA świata. Miał też na biodrach pas KSW po wygranej z Janem Błachowiczem w 2011 roku. - Jest doświadczony, ale ja też. Sokoudjou, nie masz szans. Zrobię wszystko, żebyś leżał na deskach - zapowiadał "Żyrafa", którego trzy ostatnie walki potrwały łącznie niespełna sześć minut. Karola Celińskiego poddał, Gorana Reljicia znokautował, a z Cassio Barbosą de Oliveirą wygrał przez techniczny nokaut.
Tym razem pojedynek potrwał trochę dłużej. Doświadczony Sokoudjou kilka razy uniknął balachy w wykonaniu Narkuna. Podczas jednej z parterowych akcji Narkun nieoczekiwanie... pociągnął przeciwnika za włosy, za co sędzia ukarał go odjęciem punktu. Kiedy po kilku chwilach obaj wstali i zaczęli wymieniać ciosy, zaczęła się prawdziwa wojna. Polak zasypał pochodzącego z Kamerunu rywala lawiną mocnych uderzeń, ten jednak tylko w sobie znany sposób wciąż stał na nogach. W końcu 22 sekundy przed końcem rundy zainterweniował sędzia, który przerwał nierówny pojedynek.
- Wyszedłem do tej walki z kontuzją, nie powinienem wejść do klatki. Ale nie mogłem zawieść kibiców. Na szczęście wszystko potoczyło się po mojej myśli. Mam niebezpieczną stójkę, zawodnicy zaczęli jej się bać - skomentował Narkun. - Pociągnąłem Kameruńczyka za włosy, ale to był przypadek, nie chciałem tego zrobić. Sędzia chciał mnie zdyskwalifikować po w przypadku drugiego ostrzeżenia? Chyba muszę iść z nim na piwo - dodał w swoim stylu "Żyrafa".
Z kolei najmłodszy mistrz KSW Mateusz Gamrot (12-0) do soboty nie przegrał walki, ani nawet rundy. 25-letni zawodnik Ankosu Poznań zapowiadał, że kolejnego rywala znokautuje w pierwszym starciu. Tym bardziej, że Renato "Pezinnho" (19-9) miał problem ze zmieszczeniem się w limicie wagi lekkiej (70 kg), który osiągnął dopiero na drugim z piątkowych ważeń. "Gamer" miał osiem godzin więcej na regenerację, przybrał w tym czasie pięć kilogramów. - To duża przewaga. Zobaczymy, jaką rolę odegra w walce. Jestem świetnie przygotowany, spodziewajcie się dobrego show. Poszukam jakiegoś ciekawego sposobu na zakończenie walki, zapoluję na bonus od włodarzy KSW - zapowiadał przed walką.
Jak powiedział, tak zrobił. "Gamer" nie bał się wymian w stójce z mocno bijącym Brazylijczykiem, w dogodnych sytuacjach wykorzystywał też swoje znakomite umiejętności zapaśnicze. Tak wyglądała pierwsza runda. W drugiej Gamrot rozbijał rywala w parterze, a w końcu zaczął polować na dzwignię na nogę. Na tyle skutecznie, że po niespełna czterech minutach poddał "Pezinho" i obronił tytuł mistrza KSW w wadze lekkiej. - Bardzo dobrze się przygotował. Bił bardzo mocno, wstawał z parteru. Ale zrealizowałem plan w stu procentach. Przy takich poddaniach nie można się spieszyć. Trzeba być cierpliwym. W końcu udało mi się go oszukać i wyszedłem na swoje - cieszył się przed kamerami Polsatu Gamrot. Zwycięstwo zadedykował córce Anastazji, która urodzi mu się za dwa miesiące.
Kolejna gala KSW 3 grudnia w Krakowie. Zobaczymy tam m.in. trzy walki o pas: wagi ciężkiej (Karol Bedorf), półśredniej (Borys Mańkowski) i piórkowej (Artur Sowiński) oraz pojedynek Mariusza Pudzianowskiego z Pawłem Rakiem, szerszej publiczności znanym jako Popek.
Walka "Popka" z "Pudzianem" hitem KSW 37. Kawulski: Nie można wstydzić się tego, że coś ma potencjał marketingowy
Press Focus / x-news
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?