Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki z zakurzonej półki: Bernhard Schlink, „Lektor”. Miłość i pasja z koszmarem w tle

Krzysztof Maria Załuski
Krzysztof Maria Załuski
Książki z zakurzonej półki: Bernhard Schlink, „Lektor”. Miłość i pasja z koszmarem w tle
Książki z zakurzonej półki: Bernhard Schlink, „Lektor”. Miłość i pasja z koszmarem w tle
„The New York Times”, piórem Richarda Bernsteina, pisał o powieści Bernharda Schlinka, że jest „urzekająca, filozoficznie elegancka i skomplikowana moralnie”. Wkrótce „Lektor” - jako pierwsza niemiecka książka - znalazł się na pierwszym miejscu amerykańskiej listy bestsellerów. Przetłumaczono go na 39 języków, a w roku 2008 zekranizowano. Notabene obraz Stephena Daldry’ego z Kate Winslet i Ralphem Fiennesem w rolach głównych, do tej pory cieszy się powodzeniem na platformach VOD.

Pierwsze kilkadziesiąt stron książki nie zwiastuje, że „Lektor” jest czymś więcej niż tylko jeszcze jedną powieścią o dojrzewaniu. Wprawdzie sprawnie napisaną, ale nie stawiającą przed czytelnikiem problemów moralnych… Oto piętnastoletni chłopiec, który do tej pory znał seks jedynie od strony masturbacji, zostaje kochankiem przeszło dwa razy starszej kobiety. Ten związek, który nawiasem mówiąc według prawa, ociera się o pedofilię, przedstawiony został w sposób równie śmiały co subtelny, a także bardzo prawdziwy psychologicznie.

Hanna zostaje pierwszą kobietą Michaela. Chłopak zakochuje się w niej bez pamięci. Traktuje Hannę niczym tajemnicę, której nie sposób rozsupłać. Ona we współżyciu z nim widzi chyba jedynie rodzaj osobistej higieny… Ma nad chłopakiem miażdżącą przewagę doświadczenia - mogłaby przecież być jego matką. Równocześnie jest też katalizatorem procesów przyśpieszonego dojrzewania Michaela… I w tym momencie można było oczekiwać, że Bernhard Schlink uczyni ze swojego literackiego bohatera, szkolnego Don Juana, który po okresie zauroczenia dorosłością Hanny, ruszy na podbój serc swoich rówieśniczek. Ale nic takiego nie następuje, autor zdecydował się pójść inną, o wiele ambitniejszą drogą.

Kiedy na 65. stronie w klasie Michaela pojawia się Sophie: „Ciemnowłosa, ciemnooka, z letnią opalenizną i złotymi włoskami na nagich ramionach”, możemy oczekiwać, iż nasz bohater stanie przed dramatycznym wyborem pomiędzy dziewczyną, z którą łączy go wiek, szkoła, zainteresowania, a mroczną, grzeszną, lecz tajemniczą miłością z 35-letnią Hanną.

Taki powinien być dalszy ciąg powieści psychologicznie poprawnej i przewidywalnej. Bo co właściwie poza seksem łączy Michaela z Hanną? Chyba tylko głośne czytanie - przed pójściem do łóżka kobieta każe swojemu chłopczykowi czytać sobie książki. Dziwactwo? Okazuje się, że nie. Ale o tym dowiemy się później.

Czytaj także: Książki z zakurzonej półki: John Grisham, „Ominąć święta” - recenzja

Do romansu Michaela z Sophie nie doszło, mimo że jego związek z Hanną zakończył się niespodziewanie - zarówno dla bohatera powieści, jak i dla czytelnika. Kobieta, którą właśnie czekał awans w pracy, nagle opuściła miasto, nie pozostawiając adresu. Chłopiec pewny, że uczyniła tak z jego powodu, gryzie się i męczy. Tęskni, ma wyrzuty sumienia. Wszystko to tak oczywiste, że aż banalne.

Właściwie nie bardzo wiemy, czym autor może nas jeszcze zaskoczyć? I dlaczego ta historyjka miłości nastolatka stała się bestsellerem w Niemczech i nie tylko w Niemczech. We Francji „Lektor” miał ponad 200 tysięcy sprzedanych egzemplarzy, w USA rozszedł się w nakładzie ponad półmilionowym.

Po 80. stronie romans przeradza się w moralitet polityczny. Michael, który jest teraz studentem prawa, odnajduje Hannę na ławie oskarżonych. Ciąży na niej zbrodnia ludobójstwa. Podczas wojny była funkcjonariuszką SS, pełniącą funkcję dozorczyni w obozie zagłady Auschwitz. Według prokuratury Hanna ma na sumieniu dziesiątki, czy może setki ofiar, chociaż sama nie zabijała i nie udowodniono jej fizycznego znęcania się nad więźniarkami.

Michael jest tym wstrząśnięty - był kochankiem zbrodniarki! Gorzej - on ją nadal kocha. Nie ułożył sobie życia z żadną dziewczyną, a teraz codziennie asystuje procesowi. Wpatrzony w dawną miłość odkrywa nagle jej tajemnicę. Dociera do niego to, co Hanna tak głęboko skrywała - nagle rozumie, dlaczego chciałaby czytał jej na głos książki… Ponieważ jest analfabetką.

Ujawnienie tego faktu mogłoby stanowić okoliczność łagodzącą - Hanna nie mogła przecież napisać obciążającego siebie samą raportu, nie mogła także zapoznać się z aktem oskarżenia. Nie potrafi się bronić, ale nie przyznaje się do swej ułomności. Woli, aby uznano ją za zbrodniarza wojennego, niż gdyby miało się wydać, że nie potrafi czytać ani pisać. I to, pomimo że fałszywie przypisano jej główną odpowiedzialność za najgorsze z okrucieństw popełnionych na obozowych więźniach… Na koniec Hanna zostaje skazana na dożywocie, podczas gdy jej zakłamane wspólniczki dostają znacznie krótsze wyroki.

Michael, patrząc na to wszystko zastanawia się, czy wolno ratować bliźniego wbrew jego woli? Bernhard Schlink, który piastował stanowisko sędziego trybunału konstytucyjnego w Nadrenii Północnej-Westfalii oraz był wykładowcą uniwersyteckim prawa, podsuwa swojemu bohaterowi - z którym najprawdopodobniej się utożsamia - zaskakujące rozwiązanie. Po długich, hamletowskich wahaniach każe mu dojść do wniosku, że nie wolno.

No więc Michael uszanował wolę byłej kochanki… Hanna została skazana. Ale dramat tych dwojga nie zakończy się z chwilą wygaszenia świateł na sali sądowej. Będzie trwał nadal, aż do tragicznego finału… Nim jednak do niego dojdzie, mężczyzna odwiedzi były obóz koncentracyjny, a potem przez lata będzie próbował rozwiązać dręczące go dylematy moralne.

Czy istnieje sposób, aby jednocześnie zrozumieć zbrodnię i ją potępić, albo inaczej – potępić ją, ale mimo to zrozumieć? Albo czy można życie jednostki oceniać w oderwaniu od historycznych uwikłań całego narodu? Czy tragiczna przeszłość państwa dyskredytuje wszystkich jego obywateli, bez wyjątku? Bo przecież widzieli i wiedzieli, i nic nie zrobili, albo zrobili zbyt mało.

Czy zatem Hannę należy traktować jako tego metaforycznego Niemca, który jest jednocześnie katem i ofiarą samego siebie, Niemca, który cierpi świadomie za brak wcześniejszej refleksji? I być może to jest właśnie największa zasługa Bernharda Schlinka – pokazanie w „Lektorze” niemieckiego dylematu poczucia winy i kary, potrzeby pamięci i pokuty… Pisarz robi to z taką bezpośredniością, prostotą i wiarygodnością, że po zamknięciu książki czytelnik jest w stanie uwierzyć, że nie tylko Niemcy, ale już nikt nigdy nie doprowadzi do takich tragedii jak wojna, obozy zagłady, tortury, gwałty, masowa śmierć…

„Lektor” błyszczy jak jasna gwiazda na mrocznym, europejskim niebie. Mimo upływu niemal trzech dekad od premiery tej powieści, czyta się ją od początku do końca w napięciu. Czytelnik jest zmuszony do gimnastyki intelektualnej, do zajmowania moralnych, prawnych, etycznych rozstrzygnięć, do zajmowania stanowiska wobec podstawowych problemów ludzkiej egzystencji…

Dobrze, że ta książka pojawiła się na polskim rynku. Trzeba ją znać. I po lekturze zapamiętać.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki