Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książka "Złote żniwach" Grossa ma dać Polakom do myślenia

Redakcja
Ta fotografia polskich chłopów, którzy szukali kosztowności wśród zwłok pod obozem w Treblince, była inspiracją książki "Złote żniwa"
Ta fotografia polskich chłopów, którzy szukali kosztowności wśród zwłok pod obozem w Treblince, była inspiracją książki "Złote żniwa" archiwum prywatne
Nowa książka Jana Tomasza Grossa będzie kolejną próbą sprowokowania Polaków do myślenia o tym, czy tak naprawdę nie są bez winy - mówi dr Edyta Gawron z Katedry Judaistyki UJ w rozmowie z Jarosławem Zalesińskim

Fotografia, która się stała inspiracją "Złotych żniw", kolejnej książki Jana Grossa, rzeczywiście jest szokująca.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam to zdjęcie, pierwsze wrażenie było takie, że to jakaś radosna grupa żniwiarzy.

Tylko że zamiast snopków na ziemi leżą ludzkie czaszki, jak trofea z polowania.

Tak, dopiero kiedy człowiek się przyjrzał, co jest tym "łupem", poczuł przerażenie.
To co się działo wokół obozu w Bełżcu, budzi jeszcze większe przerażenie. Tam "kopacze" wydobywali z dna dołów, z tej zgniłej mazi, same głowy, a potem w domach wyłamywali złote zęby - twierdzi Gross. Ale podobne rzeczy działy się nie tylko na terenie tych dwóch obozów i nie tylko w tym czasie. Jeszcze do niedawna miały miejsce na terenie Ukrainy. W miejscach dawnych obozów i na cmentarzach żydowskich drążono tunele, żeby wydobywać kosztowności, które miałyby się znajdować przy pochowanych ciałach. To problem znacznie szerszy niż tylko obozów w Treblince czy Bełżcu.

I dotyczy nie tylko Polaków. Z kopaczami w Treblince współdziałali żołnierze Armii Czerwonej, wysadzając pociskami głębokie leje.
To także jest częścią szerszego problemu stosunku żołnierzy radzieckich do jeńców wyzwalanych obozów koncentracyjnych. Filmy dokumentalne, kręcone przez ekipy filmowe Armii Czerwonej, ale też wspomnienia i relacje świadków dają bardzo dużo do myślenia. Nawet kiedy dokładnie się przejrzy na przykład materiał filmowy z wyzwalania obozu Auschwitz-Birkenau, daje to powód do stawiania wielu pytań, w jaki sposób Sowieci traktowali wyzwalane tereny.

Wśród baraków organizowano pijackie zabawy.
Takie rzeczy miały miejsce. Nie pamiętamy o tym, przytłoczeni dzisiejszą wiedzą o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Wojna i pierwsze lata po wojnie to okres potwornego chaosu, politycznego, społecznego, moralnego, emocjonalnego. W każdym momencie można było być świadkiem zabijania, widziało się ludzkie zwłoki, które przestały być tym, czym są dla nas w okresie pokoju. Kiedy się to zrozumie, można nieco inaczej spojrzeć na pewne zachowania. Co oczywiście ich nie usprawiedliwia.

Na podstawie pierwszych informacji o "Złotych żniwach" trudno się po tej książce spodziewać zrozumienia dla chaosu moralnego tamtych lat. To będzie raczej akt oskarżenia Polaków o wyciąganie korzyści z zagłady Żydów.

Trudno byłoby sformułować tezę, że społeczeństwo polskie jako całość odnosiło korzyści z zagłady. Ale jest prawdą, że w wielu regionach zarówno pojedynczy ludzie, jak i zbiorowość, zwłaszcza małych miasteczek, czerpali korzyści z żydowskiej nieobecności. Przeprowadzałam kiedyś wywiad z mieszkającym w takim miasteczku nauczycielem, cieszącym się zresztą wielkim poważaniem. Opowiadał mi, jak to po wojnie, jeszcze w latach 50. kopano doły w okolicach dawnej synagogi i żydowskich domów, wierząc, że są tam ukryte kosztowności. Ten człowiek, bez mojego dopytywania, spontanicznie powiedział w pewnym momencie: co ja miałem zrobić, proszę pani, dla mnie ten srebrny świecznik, który sprzedałem, oznaczał możliwość wykarmienia rodziny przez rok.
Czyli czegoś się dokopał…
Powiedział o tym nawet bez moich dodatkowych pytań, widząc tylko mój wzrok, zaskoczenie czy oburzenie.

To, że dla pewnych osób czy nawet grup, szmalcowników chociażby, ludobójstwo na Żydach było interesem, wiemy. Ale Gross w swoich książkach mówi chyba coś więcej: że jako naród korzystaliśmy na holocauście.
Myślę, że Gross stawia tę tezę trochę inaczej. Przedstawia to tak, że obok ludobójstwa, zorganizowanego przez nazistów, Polacy zrobili jeszcze coś więcej. Nie polegało to jedynie na biernym czerpaniu korzyści z masowego mordowania Żydów.

Chodzi mi właśnie o to "więcej". W "Złotych żniwach" znajdują się opisy, jak to wsie położone wokół obozów koncentracyjnych wysyłały kobiety, by świadczyły usługi seksualne esesmanom, w zamian za rzeczy i pieniądze, które esesmani zarabiali, pracując przy mordowaniu Żydów. Chodzi o tego rodzaju "symbiozę".
Gross zadaje pytanie, na ile polegało to na wykorzystywaniu stworzonej przez Niemców sytuacji, a na ile było wykazywaniem dodatkowej inicjatywy. To bardzo ważne rozróżnienie. Przyzwyczailiśmy się do takiego obrazu wojny, w którym za wszystko odpowiedzialni są niemieccy naziści, a to, co ewentualnie robiła jakaś część narodu polskiego, polegało tylko na skorzystaniu z okazji.

I było czymś marginalnym.
To pewne zakłamanie i to właśnie, moim zdaniem, próbuje powiedzieć Gross. Pokazuje, jak był stawiany krok dalej, polegający już nie tylko na biernym przyglądaniu się i biernym wykorzystywaniu sytuacji, ale na wykorzystaniu jej w sposób aktywny. To jednak stanowi różnicę, ponieważ jest już krokiem prowadzącym w kierunku współwiny.

Czy to znaczy, że kiedy myślimy, że obrzydliwi moralnie byli tylko szmalcownicy, to coś zakłamujemy?
Ten obraz na pewno trzeba uzupełnić, bo nie jest on pełny. Nie znaczy to, że do tej pory posługiwano się kłamstwami, ale jednak zawężaliśmy obraz okupacji, zwłaszcza obraz postaw części Polaków. Nie chcę mówić ogólnie "Polaków", bo to nie odpowiadałoby prawdzie, ale części Polaków. Nie chodzi tylko o szmalcowników, także o innych ludzi, którzy na różne sposoby korzystali na sytuacji.

Jakie to korzyści?
Na przykład wynikające z przejęcia majątków żydowskich. Albo korzyści uzyskiwane z przechowywania, ratowania Żydów, bo pomagano także za pieniądze. Mogło to być pewnym i solidnym źródłem dochodu, jeśli znaleziono rodzinę na tyle zamożną, że była w stanie przez długi czas płacić za ukrywanie.
Po ukazaniu się "Sąsiadów" wybrałem się do Jedwabnego i Radziłowa. Jedna z nielicznych osób, które chciały ze mną rozmawiać, na rynku w Radziłowie powiodła wkoło ręką i powiedziała: wie pan, prawie wszystkie te domy były żydowskie. A po tamtym wprowadzili się Polacy.
Podejrzewam, że w "Złotych żniwach" spotkamy się z bardzo wyostrzonym obrazem tego problemu. To nie jest tylko kwestia wsi czy miasteczek w okolicach Radziłowa i Jedwabnego, ale na przykład całej grupy sztetli, czyli skupisk żydowskich, w Małopolsce czy w województwie świętokrzyskim, gdzie zniknęło czasem nawet 80 procent obywateli. Powinniśmy zadać sobie pytanie - co się stało z majątkiem, który oni pozostawili?

Wyostrzenia Grossa, wyobrażam sobie, będą zmierzały w stronę obarczenia Polaków rodzajem współwiny za holocaust.
Myślę, że będzie to kolejna próba sprowokowania Polaków do myślenia o tym, czy tak naprawdę nie są bez winy, czy bronienie się argumentem, że nie Polacy budowali obozów, nie pracowali w nich, nie zabijali, załatwia cały problem.

Gross w "Strachu" pisał otwarcie, że chodzi mu o zmienienie języka, w jakim Polacy mówią o wojnie i holocauście. Słowo Polak ma w tym języku tylko jedną dopuszczalną treść: byliśmy wtedy ofiarami.
Albo bohaterami. Chociaż z tym drugim też mamy pewien problem. Polacy, myśląc o sobie w kategorii ofiar, zapominają, że mają się też czym szczycić, że jest wielu bohaterów. Utożsamianie się z bohaterami nie zawsze nam wychodzi.

Gross nie mówi ani że byliśmy ofiarami, ani bohaterami. Mówi jedynie - byliście współwinni tego, co się tutaj stało. Tak powinniśmy o sobie myśleć?
Ten kierunek jest nam, jak mi się zdaje, mimo wszystko potrzebny, aby uzyskać pełen obraz relacji polsko-żydowskich. Nadszedł czas, żeby porozmawiać o rzeczywistości powojennej. Po lekcji Jedwabnego (debacie wokół książki "Sąsiedzi" J. Grossa) mamy teraz okazję zastanowienia się nad rzeczywistością powojenną. Wiem, to trochę jak wydobycie z szafy trupa, który straszy we wsiach i miasteczkach. Przypomina o przeszłości, ale i o odpowiedzialności. Rozmowy o Żydach i holocauście kończą się tam często niepokojem: a co będzie, jak Żydzi wrócą?

Kto ma prawo mieszkać w domach przy rynku w Radziłowie?

Dokładnie. Ale to też pytanie o to, czy przejmujący własność żydowską sami się w jakikolwiek sposób nie przyczynili do zaistniałej sytuacji. Rozmowa na ten temat być może oswoi problem, z którym ludzie nie potrafili się zmierzyć do tej pory. Samo powiedzenie otwarcie: tak, mieszkamy w domu pożydowskim, przejęliśmy go w takich, a nie innych okolicznościach, być może coś w tym wszystkim zmieni. Odkłamie lub dopowie część historii.
Szkoda jednak, że za sprawą książek Grossa. Przytoczę pani fragment z jego "Strachu": "Tak jak Hutu mordowali Tutsi w Rwandzie czy jak Serbowie i Bośniacy mordowali się nawzajem w Jugosławii, tak samo Polacy w przeważającej większości nie okazywali pomocy ani nawet współczucia mordowanym współobywatelom Żydom i jakże często na różne sposoby uczestniczyli w procesie Zagłady". Jak ktoś mnie w taki sposób zestawia z Hutu, tracę ochotę do rozmowy.
To swoista prowokacja ze strony Grossa. Jest ona obecna w "Strachu" i podejrzewam, że w nowej książce również znajdą się fragmenty bardzo radykalne.

Prowokowanie miałoby służyć odkłamywaniu rzeczywistości? Wzajemnemu zrozumieniu?
Na pewno szokuje i oburza, ale zmusza też do myślenia. Czy służy dialogowi, to już inna sprawa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki