Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Krzysztof Charamsa. "Kapłan z powołaniem"?

Dorota Abramowicz
Wyjątkowo zdolny uczeń gdyńskiej „trójki” Krzysztof Charamsa już jako piętnastolatek mówił kolegom, że zamierza w przyszłości zostać kapłanem.

Dawni gdyńscy znajomi księdza Krzysztofa Charamsy, który otwarcie przyznając się do homoseksualizmu stał się obiektem zainteresowania mediów na całym świecie, mówią o nim: to dobry, wrażliwy człowiek. I bronią go przed oskarżeniami o koniunkturalizm.

- Krzyś był dobrze wychowany, układny. Pilnie się uczył - mówi pani Iwona, która w latach 70. i 80. mieszkała w bloku na gdyńskim Witominie.

- To była taka zwykła rodzina z Witomina - dodaje pan Marcin. - Tym bardziej pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie informacja przekazana przez jego brata, że Krzysztof w Watykanie blisko współpracuje z kardynałem Josephem Ratzingerem, późniejszym papieżem Benedyktem XVI.

Piętnastolatek z planem na życie

Krzysztof Charamsa w 1987 roku, po ukończeniu ósmej klasy wybrał renomowane III Liceum Ogólnokształcące im. Marynarki Wojennej RP w Gdyni, a w nim klasę matematyczno-fizyczną z wykładowym językiem angielskim. Klasę o największym prestiżu, by tam się dostać, trzeba było pokonać sporą konkurencję. O jedno miejsce podczas trudnych egzaminów walczyło trzynastu kandydatów.

Beata, rówieśnica Krzysztofa z sąsiedniej klasy: - Dla uczniów klasy matematyczno-fizycznej nauka była na pierwszym miejscu. Mówiliśmy, że chodzą tam same kujony.

Dotarliśmy do dawnego kolegi Krzysztofa. Zgodził się na rozmowę, ale ze względu na ogromną liczbę nienawistnych komentarzy na temat coming out ks. Charamsy, zdecydował nie podawać nazwiska w mediach.

- Był moim dobrym kolegą, chodziliśmy cztery lata do tej samej klasy w III LO - mówi pan Wojciech. - Kulturalny, miły chłopak. Była w nim duża delikatność. Spotkaliśmy się mając po piętnaście lat. W tym wieku młodzi ludzie nie mają jeszcze skonkretyzowanych planów na życie. Tymczasem Krzysztof już w pierwszej klasie liceum wiedział, że pójdzie do seminarium duchownego. I otwarcie o tym mówił. Jak zareagowała klasa? Normalnie, w tamtych latach młodzież była inna niż teraz.

Kiedy rówieśnicy spotykali się towarzysko po szkole, Krzysztof chodził do położonego w pobliżu szkoły kościoła św. Antoniego Padewskiego na Wzgórzu Maksymiliana, czyli do gdyńskich franciszkanów.

Przez kolejne lata nauki w „trójce” był bardzo dobrym uczniem, solidnym, pracowitym. Nie wyróżniał się jednak na tle klasy, do której uczęszczały ambitne dzieci z dobrych rodzin. Tam wszyscy byli dobrzy. W 1991 r. cała klasa IVB wzorowo zdała maturę.

W tym samym roku Krzysztof rozpoczął studia w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie.

Alumn z pasją

Na początku lat 90. pelplińskie seminarium przeżywało okres świetności, a o miejsce na studiach walczyła rekordowa liczba przyszłych kapłanów. Rektorem w 1992 r. został bp Wiesław Mering, w tym samym roku została powołana diecezja pelplińska.

- Poznałem Krzysztofa Charamsę podczas pobytu w seminarium duchownym w Gdańsku - wspomina kapłan z jednej z trójmiejskich parafii. - To było 23 lata temu. Trafił do nas z Pelplina na pewien okres po tym, jak zmianie uległy granice diecezji. Jak go zapamiętałem? Jako człowieka z pasją, niezwykle zdolnego i posiadającego ogromną wiedzę. Później, gdy z kolegami z seminarium odwiedziłem Pelplin, oprowadzał nas po katedrze. Pierwsze wrażenie - bardzo kontaktowy, serdeczny człowiek. Wtedy odbierałem go jako osobę ogromnie oddaną wierze.

Jednym z wykładowców ks. Charamsy, podczas jego studiów w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie, był ks. prałat Antoni Dunajski, proboszcz parafii pw. św. Józefa w Tczewie.

- Przez krótki okres czasu uczęszczał na moje zajęcia i dał się zapamiętać ze względu na bardzo dobre wyniki w nauce - mówi ks. prałat Dunajski. - Nieprzypadkowo został więc skierowany na dalsze studia poza granice kraju. Nie chciałbym jednak komentować obecnej sytuacji. Oświadczenie ks. biskupa jest wystarczające.

Ksiądz P., który krótko prowadził wykłady w Pelplinie dla rocznika ks. Charamsy potwierdza: - Fakt, iż już w 1993 r. został wysłany na studia teologiczne do Lugano w Szwajcarii jednoznacznie świadczy, że był zdolnym chłopakiem.

Coming out w Watykanie

Jedenaście lat później ks. Charamsa wykładał już w Papieskim Ateneum Regina Apostolorum w Rzymie. Po siedmiu kolejnych latach został sekretarzem Międzynarodowej Komisji Teologicznej przy Kongregacji Nauki Wiary. Kolega z klasy: - Nie zdziwiłem się, że tak daleko zaszedł. O tym, że robi karierę w Watykanie, dowiedzieliśmy się organizując rocznicę matury. Nie przyjechał, ale był w kontakcie. Ubolewał, że nie może się z nami spotkać.

Coming out ks. Krzysztofa Charamsy nie zaszokował zbytnio pana Wojciecha.

- Przyszły czasy, gdy co chwilę słyszymy o ujawnieniu przez kolejną znaną osobę orientacji seksualnej - mówi. - Wiadomo, że wśród kleru są homoseksualiści, więc coming out jednego z nich nie był zaskoczeniem. Chociaż Krzysztof nie miał nic w sobie z archetypu geja.

Ksiądz, który studiował z Charamsą w seminarium w Gdańsku, radykalnie zmienił o nim zdanie: - Jestem załamany jego zachowaniem. Po prostu mu odbiło. Jest mi w jakimś sensie za niego wstyd. Prowadził podwójne życie i w ten sposób wszedł w schizofrenię fizyczną i psychiczną. Nie da się ukryć, że to wybitny teolog, przez co tym łatwiej było mu dorobić ideologię do swojej sytuacji.

Ksiądz A. z Trójmiasta: - Nie uważam, że „wrzucenie tematu” przez księdza Charamsę jest czymś szkodliwym. Trzeba wreszcie rozpocząć dyskusje na temat stosunku Kościoła do osób homoseksualnych. Kardynał Walter Kasper, wielki człowiek Kościoła w książce „Świadek miłosierdzia. Moja podróż z Franciszkiem”, napisał, że Kościół powinien akceptować osoby, które nie wybierają same orientacji seksualnej - po prostu się z nią rodzą. Uważa on, że każda taka osoba jest ważniejsza od swych czynów i ma zawsze swą godność, którą należy uszanować; należy pozwolić im prowadzić godne życie.

Kolega z liceum: - Przeczytałem w internecie, że Krzysztof jest osobą wyrachowaną. Mówiąc szczerze, na podstawie czterech lat znajomości, trudno mi się zgodzić z taką opinią. Wyrachowanie, kalkulacja - to do niego nie pasuje. Był dobrym, miłym, łagodnym człowiekiem, wyróżniającym się pozytywnymi cechami charakteru. I na pewno miał powołanie. To człowiek mocnej wiary i dobrego serca. Uważam, że jeśli ktokolwiek miałby być dobrym kapłanem, to tylko ktoś taki jak on. Mam nadzieję, że nadal zostanie księdzem.

Przyszłość ks. Charamsy jest nadal wielką niewiadomą.

- Wszystko zależy od papieża Franciszka - mówi ksiądz A. - Ten zaś musi być w jakiś sposób ostrożny, by nie dopuścić do pojawienia się drugiego Lutra. Czy dałbym ks. Krzysztofowi rozgrzeszenie? Jeśli ostatecznie przyzna, że walczy ze swoją skłonnością, nie odmówiłbym mu absolucji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki