Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Szubert: Trzeba stworzyć przy premierze fachową grupę wsparcia dla urzędników [ROZMOWA]

Rozmowa z Krzysztofem Szubertem
Krzysztof Szubert
Krzysztof Szubert mat. prasowe
Z Krzysztofem Szubertem, ministrem cyfryzacji w Gospodarczym Gabinecie Cieni Business Centre Club, rozmawia Tomasz Słomczyński.

Prawo zamówień publicznych - to aby na pewno dobre narzędzie w wyłanianiu wykonawców usług informatycznych?
Prawo zamówień publicznych ma swoje różne plusy i minusy. W przypadku obecnych problemów Państwowej Komisji Wyborczej i w przypadku innych projektów o niepowodzeniu zaważył czas. Markowe firmy nie chciały się podjąć... Bo też Prawo zamówień publicznych nakłada obowiązek sumienności i rzetelności na zamawiającego, czyli w tym przypadku PKW, i oczekuje od niego zaangażowania się w taki projekt. Najpierw trzeba dokładnie opisać, co chcemy uzyskać, a potem uczestniczyć w pracach i odbierać gotowe produkty, sprawdzać je i testować.

Ustawa Prawo zamówień publicznych była pisana tak, jakby miała regulować tylko zamówienia na usługi budowlane. W przypadku zlecania usług informatycznych może wyrządzać więcej szkody niż pożytku. Zgadza się Pan z tą opinią?

W pewnym sensie tak jest, jednak zamawiający musi wiedzieć, czego chce. Kiedy realizujemy projekty komercyjne, nasi klienci raczej wiedzą, co chcą uzyskać, spotykamy się z nimi i dochodzi do tego, że na przykład rysują nam ekrany na kartkach.

Ale oni nie robią przetargu. A urzędnicy muszą, przynajmniej tak mniemają. A w przetargowej specyfikacji nie ma miejsca na rysowanie ekranów.
Zgadzam się. Ale przetargi to niejedyny problem e-administracji w Polsce. Na przykład: na dziś nie mamy żadnej koordynacji systemów informatycznych. Każdy urząd, każdy resort buduje sobie własny system tak, jak uważa, we własnych terminach. I kiedy chcemy jakoś łączyć te systemy, to się okazuje, że z różnych przyczyn technologicznych, czasowych, nie daje się tego zrobić. W projektach komercyjnych, w holdingach, to jest standard, że ujednolica się systemy, żeby każdy wiedział, co się w spółce dzieje i na podobnym, że tak powiem, ekranie czy typie raportów, mógł sobie różne dane analizować.

Żeby tak było, musiałby być jakiś jeden wspólny ośrodek zarządzania projektami e-administracji. Są rządowe ośrodki informatyczne...
Byłem ostatnio uczestnikiem komisji sejmowej, trwała tam dyskusja na temat, kto ma realizować projekty informatyczne dla administracji. Jest pomysł, żeby to robiły istniejące ośrodki rządowe własnymi siłami. Moim zdaniem, to jest nierealne. To trochę tak, jakbyśmy uznali, że sami będziemy produkować sobie prąd, zamiast korzystać z istniejących sieci, albo pobierali wodę z własnych studni, zamiast korzystać z wodociągów. Nie będzie to tańsze. Bo, musi pan wiedzieć, usługi informatyczne w Polsce wcale nie są tanie. Są drogie.

Słyszałem, że wysokie ceny w Polsce wynikają z faktu, że raptem kilka firm w kraju jest w stanie realizować duże projekty informatyczne. Jak nie ma konkurencji, to są wysokie ceny, no i łatwiej dogadać się, żeby ich nie obniżać. Wrócę do Prawa zamówień publicznych: ono jest przygotowane dla sytuacji rynkowej, gdzie jest duża konkurencja i nie brakuje oferentów. Przykład PKW, gdzie zgłosił się tylko jeden oferent, i to słaby, jest kolejnym dowodem, że przetargi tu "nie działają".
Tak jest od lat. Na rynku są te same firmy w różnych konfiguracjach. Kompetencje do realizacji dużych systemów są tylko w tych największych firmach. Konkurencja jest ograniczona, więc ceny trzymają się na wysokim poziomie. A smutnym tematem jest wiedza i umiejętności zamawiających te usługi - czyli, w przypadku e-administracji, urzędników. Nie mamy w administracji dobrych informatyków i ludzi z szerszym poglądem. Bo jak "złapią" taki pogląd, to zaraz są wyciągani do dużych firm komercyjnych.

Może więc powinno powstać jakieś kolegium dobrze opłacanych informatyków, które byłoby do dyspozycji urzędników jako ciało doradcze - na przykład na etapie definiowania zamówień, potem wyboru ofert, wdrażania, testowania, i tak dalej.
Mamy propozycję, żeby stworzyć taką grupę i pełnomocnika w randze ministra. Chodzi o grupę specjalistów, na przykład przy premierze, która opiniowałaby i zarządzała projektami informatycznymi. Wtedy każdy, na przykład ministerialny, projekt musiałby mieć pozytywną opinię takiego pełnomocnika i całej grupy fachowców. W ten sposób odszedłby również temat korupcji, bo byłyby dwa ośrodki decyzyjne - zamawiający i jeszcze grupa z pełnomocnikiem. Ale musiałoby to być w kancelarii premiera, żeby nadać tej grupie odpowiednie kompetencje.
Rozmawiał: Tomasz Słomczyński

ZOBACZ NASZ SERWIS SPECJALNY

WYBORY SAMORZĄDOWE 2014 NA POMORZU

Wyniki wyborów samorządowych w woj. pomorskim
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki