Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Piasecki o tym, który polityk zasłużył na tytuł człowieka roku, kogo pogodził wicepremier Sasin i za co podziwia okulary premiera

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
Polak potrafi, czyli absurdy 2020 roku, które nadają się do kabaretu okiem satyryka krzysztofa Piaseckiego
Polak potrafi, czyli absurdy 2020 roku, które nadają się do kabaretu okiem satyryka krzysztofa Piaseckiego Canva/archiwum PPG
Polak potrafi, czyli absurdy 2020 roku, które nadają się do kabaretu, okiem Krzysztofa Piaseckiego. – Trzeba podkreślić rolę premiera. A właściwie podziw dla jego okularów. One potrafią znieść każde spojrzenie premiera, nawet to, kiedy on mówi, że 1+2 jest trzy, jak cztery i pięć – mówi satyryk.

Gdyby Pan, okiem satyryka, miał wybrać człowieka 2020 roku, kto by nim został? Bo konkurencja jest duża. Ministrowie: Sasin, Czarnek, wicepremier Kaczyński...

Wybrałbym Zbigniewa Ziobro, który potrafił tupnąć nogą tak, że postawił całą Zjednoczoną Prawicę na baczność. Ludzie zapomnieli już, że, kiedy Solidarna Polska samodzielnie startowała do parlamentu, to przepadła z kretesem. I dopiero Ziobro, żeby wejść, musiał się połączyć z Jarosławem Kaczyńskim. A tu nagle, przy pomocy swoich dziwnych umiejętności i zakulisowych działań, sprawił, że cała Polska przez ostatnie miesiące korzyła się przed nim. Nie było drugiego polityka, który miałby tak duży wpływ na życie obywateli. Nawet Jarosław Kaczyński przepadł w tej konkurencji.

Pamiętam jak ci panowie z Solidarnej Polski ustawiali się na rozstawionych nogach, zamaskowani – jedynie Ziobro był bez maski, bo jego się wirus nie ima, ponieważ boi się go – i mówili, że weto albo śmierć.

I nic więcej...

Ale z drugiej strony, Polacy stosowali już weto w XVII wieku. Więc Europa, tak jak się od nas nauczyła jeść nożem i widelcem, teraz może się nauczyć, że weto to fantastyczna sprawa. Co prawda, w tamtym czasie to weto m.in. doprowadziło nas do zaborów. Ale przecież to nie była wina Polaków, tylko.... zaborców.

A minister Jacek Sasin? Od jego nazwiska powstało słówko „sasinić”, a także moneta. 70 sasinów to 70 milionów wydanych na wybory, które się nie odbyły...

Minister Sasin ma ostatnio jedną, fantastyczną zasługę. Połączył Krakowian. Wiadomo, że w 2023 roku, w Krakowie, mają się odbyć Igrzyska Europejskie. Przypominam, jak było z olimpiadą zimową, która miała być zorganizowana w Małopolsce. Wtedy połowa Krakowian chciała tej olimpiady, a połowa nie. Teraz jest tak samo. Połowa mieszkańców Krakowa uważa, że te igrzyska powinny się odbyć, a połowa, że nie. Wicepremier Sasin połączył te dwie opcje. Bo ci, którzy uważają, że powinny się odbyć, cieszą się z tego powodu, a ci którzy uważają, że nie powinny... też się cieszą, bo wiedzą, że jak je będzie nadzorować wicepremier Sasin, to nic z tego nie będzie. A przy okazji ileś milionów złotych mają jak w banku. Bo dla tego ministra 70 milionów, jak wiemy, jest na pstryknięcie palcami.

O ministrze Czarnku Pan nie wspomni?

Podobno ma być nowa reforma edukacji. To nie jest dziwne, bo każdy minister edukacji wprowadza reformę edukacji, żeby się dzieci nie nudziły. I plotka głosi ,że minister Czarnek chce, by dzieci w szkołach były jak sosny. Rozdzielnopłciowe. Mają być szkoły osobne dla chłopców i osobne dla dziewcząt. Chłopcy będą mieli program zbliżony do dzisiejszego, a dziewczętom nikt nie będzie zawracał głowy matematyką czy, nie daj Bóg, biologią. To będą szkoły... rodzenia.

A premier Morawiecki?

Trzeba podkreślić rolę premiera. A właściwie podziw dla jego okularów. One potrafią znieść każde spojrzenie premiera, nawet to, kiedy on mówi, że 1+2 jest trzy, jak cztery i pięć.

Czy dla satyryka w tym kończącym się roku było tylko „straszno, czy może też śmieszno”?

Nawet było bardziej śmieszno niż straszno. Ostatnio, na przykład, zachwyciłem się transmisjami szczepień przeciwko koronawirusowi, które przeprowadziły wszystkie polskie media. Czy Pani kiedyś słyszała o tym, żeby transmitowano szczepienie ludzi? A tu nagle cała Polska siada przed telewizorami, zagryza paznokcie z emocji i myśli – uda się, czy nie uda. Napięcie narasta. Słychać trzask aparatów fotograficznych, szum kamer, widać błysk fleszy. Nawet przez to nie przebija się jęk szczepionego po wbiciu igły w ramię. Ta transmisja z pierwszych szczepień była dla mnie zabawna, ale też niesie iskierkę nadziei.

Co Panu jeszcze zapadnie w pamięć z tego roku?

To jak górale radzą sobie z obchodzeniem obostrzeń. Nie wolno wynajmować w hotelach pokoi? To wynajmują miejsce na parkingu po 400 złotych za dobę, a do tego – jak mówią – dołączony jest gratis pokój w tym hotelu.

Polak potrafi.

A góral szczególnie. Ja już to dużo wcześniej przerabiałem. Pod Babią Górą mam chatę. I kiedyś chciałem się wybrać na Babią Górę. Przyjeżdżam na parking, a tam stoi moja znajoma góralka, która co roku ten parking obsługiwała, i mówi, że ona teraz sprzedaje pamiątki. Każda pamiątka po 15 złotych, ale parking gratis – dodaje. Widocznie nie miała pozwolenia na to, żeby wynajmować ten parking, ale znalazła inny sposób, żeby na nim zarobić. Ten sam mechanizm stosowany jest obecnie. Polacy przy całym tym nieszczęściu, które spadło na cały świat, pokazali, że Polak potrafi. Nie sądzę, żeby w takich pomysłach prześcignęli nas Amerykanie albo, nie daj Bóg, Niemcy. U nas to wszystko jest absurdalne.

Czyli nadaje się do kabaretu.

Zadziwiające jest to, jak ludzie „umościli” się w sieci. Teraz rządzą tzw. streamingi. Wykupuje się na jakiś spektakl bilety i ogląda się go w Internecie. Zostałem zaproszony na koncert sylwestrowy, który będzie transmitowany w sieci z warszawskiej „Stodoły”. Bez publiczności oczywiście.

Mam jednak nadzieję, że wrócimy do starych nawyków, do koncertów z widownią, którą się widzi na żywo. Bo takie występy jak teraz nie cieszą tak bardzo. Pamiętam mój koncert w Internecie dla mieszkańców Torunia. Nie jestem zbyt biegły w mediach społecznościowych, bo mam tyle lat, ile mam. Wszystko się więc przed samym wejściem kiepściło. Kiedy więc zacząłem, przez pierwsze 15 minut byłem zdenerwowany i stremowany. A potem nastąpiło coś, czego nigdy na scenie nie doświadczyłem. Nastąpiło kompletne rozprężenie. I siłą woli musiałem się spinać, żeby dać z siebie tyle, ile daję podczas normalnego koncertu z publicznością na żywo. Bo jak się wchodzi na scenę i widzi ludzi, to od razu czuje się z nimi kontakt. Nawet kiedy się zdarzy tak zwana niedobra publiczność, jest o wiele lepiej niż kiedy widowni się nie widzi.

A tu człowiek siedzi we własnym domu, na własnej kanapie, z gitarą, przed laptopem. Ludzie nawet coś pisali podczas mojego występu. Ale musiałbym wstać, założyć okulary, żeby przeczytać. Tak się nie da. Tęsknię za prawdziwymi koncertami i mam nadzieję, że szybko wrócą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki