Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krytykują wszystko i wszystkich. Kim są dzisiejsi hejterzy?

Ewa Andruszkiewicz
Haters gonna hate. To popularne hasło, które narodziło się wraz z początkiem internetu, przez lata nie tylko nie uległo przedawnieniu, ale wręcz przybrało na sile. Obiektem kpin i krytyki może stać się dziś każdy. Bez względu na to, czy jest znanym politykiem, celebrytą, czy zwykłym zjadaczem chleba. Dostaje się nawet tym, którzy działają na rzecz potrzebujących.

Na własnej skórze doświadczył tego ostatnio popularny dziennikarz i prezenter telewizyjny, Filip Chajzer. Przy okazji zainicjowanej przez niego akcji charytatywnej pojawiły się komentarze, nie tylko go krytykujące, ale też boleśnie przypominające mu o śmierci syna (zginął w ubiegłym roku w wypadku samochodowym).

- Wyróżniamy trzy grupy hejterów. Są tacy, którym hejt sprawia przyjemność. Choć nie jest ich zbyt dużo, to - jak pokazują badania prowadzone w Kanadzie - internet umożliwił im wyładowanie swojej potrzeby krzywdzenia innych. Nie jest to grupa liczna, ale bardzo aktywna - mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS w Sopocie. - Druga grupa to osoby, które hejtują za pieniądze. Ich jest już więcej i tak naprawdę nie wiadomo, kiedy i gdzie następnym razem się objawią, a także, kto wykupił usługę tego rodzaju. Są też zupełnie zwykli ludzie, którzy po prostu dają się złapać w pułapkę konformizmu. Widząc tekst i komentarze pod nim, bez namysłu robią to, co inni.

Osoby sfrustrowane, zakompleksione, z niskim poczuciem własnej wartości - tak o hejterach wypowiadają się psychologowie społeczni. Krytykują wszystko i wszystkich, by sami mogli się poczuć lepiej.

- Przede wszystkim hejt jest krytyką niekonstruktywną i należy odróżnić go od krytyki konstruktywnej. Ta ostatnia jest nam wszystkim bardzo potrzebna. Jeśli jest skierowana i dopasowana do konkretnych zachowań, merytoryczna i racjonalna, działa motywująco. Hejt natomiast pełen jest negatywnych emocji i postaw ziejących nienawiścią. Cechuje go też niekonstruktywność - mówi mgr Przemysław Staroń, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Sopocie. - Ważne jest też to, że hejt wskazuje najczęściej na problem osoby hejtującej. Pozwolę zacytować sobie w tym miejscu bardzo mądre zdanie Jerzego Pilcha, które mówi o tym, że to ranieni ranią, upokorzeni upokarzają, zdradzeni zdradzają. Hejter, kiedy hejtuje, odsłania tak naprawdę sam siebie - swoje problemy i kompleksy. Człowiek, który ma poczucie własnej wartości i jest szczęśliwy sam ze sobą, nie ma potrzeby nienawidzenia i krzywdzenia innych ludzi.

Jak tłumaczy dalej mgr Przemysław Staroń, dla hejterów nie jest tak naprawdę ważne, co hejtują. To dlatego obiektem ich kpin i krytyki padają często akcje charytatywne, działania na rzecz potrzebujących czy kampanie społeczne.

- Nie ma to dla nich najmniejszego znaczenia. Możesz robić zarówno złe, jak i dobre rzeczy. Wybijasz się i to ich denerwuje, uwalnia w nich uczucie frustracji, że sami tego nie robią - dodaje mgr Przemysław Staroń.

Ale hejterami nie zostają jedynie osoby nieszczęśliwe. Są i tacy, którym krzywdzenie innych sprawia przyjemność. Psychologowie określają ich mianem wirtualnych sadystów. Ostatnia grupa działa w celu uzyskania korzyści majątkowych. Za rozlewanie fali hejtu płaci im ktoś, komu zależy na oczernieniu przeciwnika. Wszyscy oni czują się jednakowo bezkarni.

- Złudzenie anonimowości działa przede wszystkim na konformistycznych trolli, którzy swoje komentarze piszą bez namysłu, naśladując jedynie swoich poprzedników. Ci, którzy robią to dla pieniędzy lub dla własnej przyjemności, z reguły albo dobrze się zabezpieczają i nie tak łatwo jest ich wykryć, albo po prostu nic sobie z tego nie robią - mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS w Sopocie.

Kto najbardziej narażony jest na niekonstruktywną krytykę w sieci?

- Osoby, o których jest głośno i które robią dużo dobrego, są szczególnie atrakcyjne dla pierwszych dwóch grup hejterów, zwłaszcza jeżeli reagują i pokazują, że ich to obchodzi. O wiele zabawniej jest wbić szpilę komuś dużemu niż przedszkolakowi - dodaje dr Wiesław Baryła.

Najlepszym tego przykładem jest Filip Chajzer. Czy hejterom nie spodobało się to, że dziennikarz, który rok temu przeżył niewyobrażalną tragedię, umiał się z niej podnieść, wrócić ze zdwojoną siłą, a teraz jeszcze zapoczątkował akcję na rzecz potrzebujących dzieci? W sieci pojawiły się bolesne komentarze dotyczące śmierci syna znanego prezentera.

- Największe grono oddanych hejterów mają właśnie celebryci. To na nich można w ten czy inny sposób zyskać. Nie wiem co prawda, kto mógłby opłacać hejtowanie pana Chajzera, ale takie przypadki się zdarzają - podsumowuje dr Wiesław Baryła.

Wieść o zainicjowanej przez Filipa Chajzera akcji charytatywnej lotem błyskawicy dotarła także na Pomorze. Niestety, nie wszystkim przypadła do gustu

Z Filipem Chajzerem, dziennikarzem i prezenterem telewizyjnym, rozmawia Ewa Andruszkiewicz.


Skąd pomysł na zainicjowanie akcji charytatywnej na rzecz potrzebujących dzieci?

Chciałem spędzić Dzień Dziecka w jakiś sensowny sposób, żeby nadać mu sens i znaczenie. Tak naprawdę był to absolutny spontan. Długo myślałem, co by tu zrobić, może pojechać do dzieciaków z domu dziecka, może poczytać komuś książkę, może zająć się kimś. Pomysłów było dużo, aż w końcu postanowiłem, że zarobię pieniądze. Zarobię dużo pieniędzy dla tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Kontrakty z NFZ są bardzo krótkie i za małe dla działalności hospicjów. Jest to pomijane i marginalizowane. Do głowy przyszło mi hospicjum Promyczek, szczególnie że jestem z tym miejscem związany, tam chodzę na grupę wsparcia. Tak więc wybór był naturalny, natomiast zupełnie nienaturalne było to, co stało się zaraz po publikacji mojego posta. Liczyłem naprawdę na bardzo skromną akcję, chciałem oddać komuś dzień ze mną, chciałem zabrać w rejs moją łódką tego, kto wpłaci największą kwotę na konto Promyczka. Byłem przekonany, że będą to wpłaty rzędu 100, 200, 500 zł i że jak zbierzemy 15 tys. zł, potrzebne do wyposażenia dwóch domów hospicyjnych, to odniesiemy sukces. Aż tu nagle pierwszego dnia 100 tys. zł i każdego kolejnego następne 100 tys. zł. I tak doszliśmy już teraz prawie do 600 tys. zł. Rzecz przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Tu już w ogóle nie chodzi o ten rejs tak naprawdę, bo ci ludzie, którzy w ciągu tygodnia wpłacili największą kwotę, czyli 8 tys. zł, powiedzieli, że oni nie chcą nigdzie płynąć, że chodziło jedynie o pretekst, a potem o bezinteresowną chęć niesienia pomocy. Chociaż cała ta suma, te 600 tys. zł uzbierało się głównie z wpłat w okolicach 15-20 zł. Ludzie chcieli po prostu dołożyć do tego wielkiego dzieła nawet skromną cegiełkę. Dalej wszystko poszło efektem kuli śnieżnej. I tak oto akcja ta pokazała, jak Polacy są genialnymi istotami.

I co dalej?

To znaczy tak, cała historia ze zbieraniem pieniędzy na hospicjum dzieje się już teraz tak naprawdę poza mną. Numer konta jest podany, więc kto ma ochotę wspierać, wpłacać, może oczywiście dalej to robić, już bez mojej pomocy, ja tylko dałem impuls i mam nadzieję, że jest on wystarczająco mocny i silny.

Ale rejs będzie?

Oczywiście, że tak. Ja tych ludzi cały czas namawiam, poza tym obiecałem, że z tych wszystkich wpłat po 15-20 zł, a więc całej reszty, wylosuję jedną osobę, która popłynie ze mną w drugi rejs. Poza tym, osoby, które wygrały zdecydowały się, żeby zabrać na łódź także dzieci i tak pewnie zrobimy, więc rejsów będzie co nie miara.

I dokąd popłyniecie?

Rejs będzie po Narwi. 50 km od Warszawy zaczyna się rzeka Narew, wypływa się na nią z jeziora Zegrzyńskiego i jest to teleport w jakąś nieprawdopodobnie piękną naturę, rodem z Mazur, dosłownie rzut beretem od centrum stolicy. Jest to piękne, magiczne miejsce.

Chciałabym spytać również o hejterów, którzy przy okazji tej akcji znów się uwidocznili.

Dwa wpisy takie były. I to na miliony pozytywnych, więc nie ma mowy o fali hejtu. To jest kompletny margines, promil. Cała akcja poruszyła serca Polaków. Ludzie pisali wręcz, że to taka letnia Wielka Orkiestra. To bardzo miłe.

No właśnie, myślał Pan, żeby być młodym Owsiakiem za kilka lat?

Absolutnie nie. Nie myślałem i nie myślę o tym. Pan Jerzy Owsiak jest jeden, jedyny w swoim rodzaju, jest wielkim narodowym bohaterem i nie śmiałbym się nawet do niego przyrównywać.

Ale plany na kolejne akcje charytatywne już Pan snuje, czy będzie Pan czekał na kolejny spontan?

Czekam na kolejny spontan. Tylko i wyłącznie. Na razie musimy odpocząć po tej wielkiej akcji, żeby ludzi nie zmęczyć, a co się dalej będzie rodzić - zobaczymy.

Gratuluję i trzymam kciuki.

Dzięki wielkie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki