Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krwawe dzieje Polaków na Wschodzie wciąż nie zostały rozliczone

Edyta Litwiniuk
Ryszard Kozicki uważa, że o tym, co wydarzyło się na Wołyniu, trzeba opowiadać. - Młode pokolenie niewiele wie o tym, co przeszli ich dziadkowie i ojcowie. Trzeba otworzyć im oczy i uszy - mówi
Ryszard Kozicki uważa, że o tym, co wydarzyło się na Wołyniu, trzeba opowiadać. - Młode pokolenie niewiele wie o tym, co przeszli ich dziadkowie i ojcowie. Trzeba otworzyć im oczy i uszy - mówi Edyta Litwiniuk
Te historie zdarzyły się mnie, mojej rodzinie, moim znajomym. Opisuję je, bo ludzie mają prawo wiedzieć, jak wyglądały tamte dni na Wołyniu - mówi pisarz Ryszard Kozicki z Cewic.

- Takie obrazy były wtedy na porządku dziennym - opowiada Ryszard Kozik Kozicki, pisarz z Cewic pod Lęborkiem, wspominając rzezie na Wołyniu - Zbezczeszczone ciała z głowami nabitymi na pal. Trupy ojców, matek, dzieci. Makabra...
Wie, o czym mówi, bo sam to przeżył. Przeżyli jego bliscy i znajomi. Te wszystkie wspomnienia opisuje w cyklu swoich książek "Kresowiacy".

Ryszard Kozicki wychował się w Sarnach na Wołyniu, tuż przy sowieckiej granicy. Jest synem polskiego podoficera. Zsyłki na Sybir udało mu się uniknąć dzięki matce, która wywiozła go na wieś. Później wraz z innymi trafił na ziemie odzyskane. Pracował w stoczniach w Gdańsku i w Szczecinie. Teraz mieszka w podlęborskich Cewicach.
Pisać zaczął na emeryturze. Jego pierwszą książką było "Czemu płaczesz, blondynko?", drugą "Targ sumienia. Rozterki Niemca Enesa". Kolejne były tomy cyklu "Kresowiacy", czyli "Wschodnia nawała" i "Krwawe porachunki", które opowiadają o rzezi na Wołyniu. Po nich wyszły też dwa tomy książki "Świadkowie". Drugi z nich opisuje kulisy powstania Samoobrony.

Golgota Wschodu

- To na wschodnich rubieżach Rzeczypospolitej od zarania dziejów wiecznie płonęły granice - opowiada Ryszard Kozicki. - Polacy z orężem odpierali najazdy Tatarów, Turków, uśmierzali bunty Kozaków, powstrzymywali zapędy Moskali, a potem stawili czoła nacjonalistom ukraińskim. Tam się lała ustawicznie krew i w ogniu walki hartował się patriotyzm. Ostatnim ciosem w plecy była agresja sowiecka w 1939 r. i wywózka rodaków na Sybir. W tej Golgocie Wschodu Kresowiacy przeważali liczebnie. Los sponiewieranych Polaków, wysiedlonych z rodzinnych stron, coraz częściej znajduje odzwierciedlenie we wspomnieniach i kronikach, rzadziej jednak w powieściach. Nadal niewiele jest dzieł upamiętniających męczeństwo ludzi, którzy tracili swoją "małą ojczyznę"- uważa. - Od dawna dręczyła mnie myśl, aby chwycić za pióro i opisać dzieje ludzi z Kresów Wschodnich, o czym przez dłuższy czas kazano milczeć. My, Kresowiacy, doznawaliśmy losu, którego nie należy życzyć żadnemu narodowi. Historia krwią pisana nie może rozpłynąć się w niepamięci jak mgła. Kto zapomina o niej, traci tożsamość. Naród, który nie zna własnej historii, nie ma przyszłości - dodaje. Dlatego wszystko to opisał.
- Poprzednie książki powstały na podstawie relacji świadków i wysłuchanych opowieści, ta powstała na podstawie wspomnień moich, mojej rodziny - opowiada Ryszard Kozicki. - Urodziłem i wychowałem się w Sarnach na Wołyniu. Miasto leżało na samym pograniczu, to był taki wielokulturowy tygiel. Mieszkali tam Żydzi, Ukraińcy, Polacy. Mój ojciec był polskim oficerem.

Po agresji niemieckiej na Polskę garnizon z Sarn przetransportowano do obrony kraju. W mieście zostałem z matką, wtedy wkroczyli Rosjanie. Wywozili na Sybir inteligencję, także rodziny oficerów, które zostały w Sarnach. Nam udało się uciec.

Nie wybiela historii

W książce nie brak brutalnych opisów. Wszystkie opowieści są autentyczne. - To historie, które zdarzyły się mnie, mojej rodzinie - opowiada. - Tak jak ta, kiedy uciekając przed Ukraińcami moja siostra uszła z życiem, kiedy jednemu z nich trzykrotnie broń nie wypaliła. Jak i ta, że w czasie tej ucieczki na polanie w lesie zastała zbezczeszczone ciało kobiety i nabitą na pal ludzką głowę. Tak to wtedy wyglądało i ja o tym piszę - opowiada.
Ryszard Kozicki nie wybiela historii. Dlatego druga część jego książki to nie tylko opisy akcji ukraińskich na Polakach.
- Piszę o miejscowości Parośle koło Sarn, gdzie zaczęły się pierwsze mordy Ukraińców - mówi Kozicki. - Ale opisuję też działania polskich partyzantów, którzy palili całe wioski ukraińskie. Książka kończy się, jak nas Polaków ładują do wagonów i wywożą "wio na zapad do Polszczy".

Głównym bohaterem drugiego tomu jest chłopiec - autor. Struchlały widzi zbrodnie nacjonalistów ukraińskich. Widzi płonące wsie, rzeź i obronę rodaków. To jego oczyma malowany jest pejzaż Wołynia i dzieje jego rodziny.
- Ten okres polskiej, kresowej historii nie został rozliczony - uważa Kozicki .- Naszym politykom brak odwagi, choć mają pełne usta o patriotyzmie i prawdzie historycznej. Jakoś te krwawe dzieje naszych rodaków na Kresach pominęli. Może kierują się poprawnością polityczną. Nie powstało żadne muzeum ani pomnik.

Trzeci tom "Kresowiaków" ma tytuł "W okowach terroru". W nim Kozicki opisał dalsze losy przesiedleńców z Kresów, którzy trafili na ziemie odzyskane.

- Los ziem odzyskanych zdeterminował wyrok zwycięskich mocarstw nad hitleryzmem - uważa Kozicki. - Związek Radziecki, mimo że głosił hasła wyzwoliciela, faktycznie był okupantem, roztaczając "swoją pieczę" na zdobytych przez siebie ziemiach. Radziecka służba bezpieczeństwa NKWD, a w Polsce Ludowej Urząd Bezpieczeństwa, Milicja Obywatelska oraz PZPR dobrze pamiętały, z jakich ludzi rekrutowała się na Kresach Armia Krajowa, zasilająca szeregi 27. Wołyńskiej Dywizji AK. To ona walczyła z dwoma okupantami, a później na trzecim froncie z nacjonalistami ukraińskimi. 27. Wołyńska Dywizja AK - największa formacja zbrojna w kraju - położyła kres mordom dokonywanym przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu, zmuszając UPA do wycofywania się na Zachód tuż u boku Niemców - relacjonuje. - W Polsce Ludowej władze dobrze pamiętały, kim są Kresowiacy, dlatego ich los skazany był na dalsze represje. Wciąż ciążyło nad nimi widmo "wrogów ludu i reakcjonistów burżuazyjnych". Ci ludzie pamiętali bowiem, co to jest wywózka na Sybir, gułagi czy kołchozy. Pamięć ta była największym zagrożeniem dla umacniającej się władzy ludowej - opowiada. - O tym okresie, o adaptowaniu się Kresowiaków do życia w reżimowych warunkach wciąż mało się mówi. W szkołach na lekcjach historii nie wspomina się o tych wydarzeniach. Politycy milczą, obowiązuje poprawność polityczna - uważa Kozicki - Tom trzeci "Kresowiaków" daje świadectwo tamtych czasów. Młode pokolenie niewiele wie o tym, co przeszli ich dziadkowie i ojcowie. Trzeba otworzyć im oczy i uszy, niech usłyszą krzyk maltretowanych ludzi w kazamatach UB. To przecież współczesna historia Polski - kończy.

Kozicki nigdy już do Sarn nie wrócił. - Po wioskach leżących w okolicy Sarn, w tym także tej, w której mieszkał mój dziadek, zostały tylko puste miejsca, wszystkie były doszczętnie spalone przez Ukraińców. Sarny też bardzo ucierpiały w wyniku działań wojennych, bo miasto stanowiło ważny węzeł kolejowy.

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki