Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krockow śnił po polsku, a liczył po niemiecku

Redakcja
Z Krzysztofem Wójcickim, autorem książek i filmów o rodzinie von Krockow, rozmawia Jarosław Zalesiński

Zapytał Pan kiedyś Ulricha von Krockow, czy czuje się Niemcem, czy Polakiem?

Nie, nigdy nie pytałem go o to, bo wiem, że jest Niemcem. Urodził się przecież w Niemczech, chociaż poczęty był jeszcze w Polsce, bo przyszedł na świat w lipcu 1945 roku. Jego matka była Niemką...

A ojciec Albrecht ?

Także był Niemcem. I Kaszubą. I Polakiem - w tym sensie, że urodził się w Polsce. W 1913 roku były to jeszcze Niemcy, ale po 1918 znalazł się po polskiej stronie granicy. I chodził do polskiej szkoły,

Albrechta pytał Pan, kim się czuje?

Po wielekroć. A on zawsze odpowiadał - panie Wójcicki, to jest bardzo trudny temat. To zależy od tego, jak będziemy rozumieli słowo Heimat, nieprzetłumaczalne właściwie, które nie ma odpowiednika w języku polskim. Pochodzi ono od słowa raj. Jeśli więc pan hrabia urodził się w raju, to kim miałby być? Oczywiście Polakiem. Mówiąc bardziej serio - kiedy żył pod administracją polską, był Polakiem.

A pod administracją niemiecką?
Był Niemcem. I zawsze był Kaszubą. Zapytałem go kiedyś, w jakim języku śni, w jakim się modli i w jakim liczy. Liczył po niemiecku - bo to najprościej. Modlił się także po niemiecku. Ale śnił czasami po polsku. Zwłaszcza kiedy śniły mu się dziewczyny.

Kiedy w 1926 roku Krockowowie przyjęli polskie obywatelstwo, był to wyraz ich koniunkturalizmu czy patriotyzmu?

To było warunkiem, stawianym przez polski rząd Niemcom, którzy z własnej woli zostali na tych terenach. Trzeba pamiętać, że nie wszystkie pomorskie rodziny na to się zdecydowały. A z tych, które przyjęły polskie obywatelstwo, w przypadku takich na przykład von Grassów, ta decyzja była czystym koniunkturalizmem. W przypadku von Krockowów - jednym i drugim, jak sądzę. Oni naprawdę kochali tę ziemię. Ale nie dlatego, że była to polska ziemia, tylko dlatego, że to była ich ziemia. Ich rodu przez długich 700 lat.
O którą walczyli wiele razy z Polakami.

Łącząc się czy to z władzą krzyżacką, czy pruską, czy niemiecką. Na szczęście nigdy nie nazistowską. I za to im chwała.

Szczególnie pokomplikowały się losy ich rodu w latach 1939-45.

To niebywałe historie. Reinhold służył jako oficer w polskim wojsku. A jego brata, który po studiach pozostał w Niemczech, wcielono do Wehrmachtu. W kampanii wrześniowej brat walczył przeciwko bratu.

Ale potem Reinhold zgłosił się do służby w Wehrmachcie.

Chciał wydostać się z niewoli niemieckiej, więc musiał jakoś udowodnić, że jednak nie jest Polakiem.

Trzeci z braci zginął pod Monte Cassino.

Najmłodszy, Uli, ale nie w bitwie w 1944 roku, tylko rok wcześniej. Miał wówczas 19 lat. To była pierwsza ofiara wojny w tej rodzinie.

Z tak skomplikowanej historii wynika chyba, że trudno z faktu przyznania polskiego obywatelstwa Ulrichowi robić jakiś precedens dla innych niemieckich Pomorzan.

Jak każdy obywatel zjednoczonej Europy ma on prawo do podwójnego czy nawet potrójnego obywatelstwa. Pamiętajmy, że już teraz jest nie tylko Niemcem, ale i obywatelem francuskim, ponieważ jego żona jest Francuzką. Precedensem ta decyzja pewnie być nie może.

Bo?
Pamiętajmy, że ta rodzina, dzięki Albrechtowi, miała czyste ręce. Tylko dlatego mogła "powrócić" do Krokowej - zakładając fundację i odbudowując pałac. Na tym zresztą polega wielkość rodu von Krockow, w przeciwieństwie np. do rodu Rodenackerów spod Pucka czy von Grassów. Tamci po wojnie nie mogliby na takich zasadach "wrócić" do swoich majątków. Krockowowie wrócili, bo mogli to zrobić z podniesionym czołem, patrząc ludziom prosto w oczy. Nie ma plamy na honorze tej rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki