Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kosowo. Policjant Michał Gawroński opowiada o Bałkanach

Maria Sowisło
Maria Sowisło
Pokochać Bałkany. Kosowo okiem policjanta Michała Gawrońskiego
Pokochać Bałkany. Kosowo okiem policjanta Michała Gawrońskiego z arch. M. Gawrońskiego
Wystarczą sekundy, żeby ludzie na ulicy chwycili co mają pod ręką i ruszyli do bitki. Tyle samo czasu wystarczy, żeby stać się przyjacielem. Takim na śmierć i życie. Te dwa zdania najlepiej chyba oddają klimat Bałkanów. Przede wszystkim Republiki Kosowskiej, gdzie przez blisko rok przebywał Michał Gawroński. Jako jedyny policjant z bytowskiej komendy był tam podczas 32. Rotacji Jednostki Specjalnej Policji w Kosowie.

Spis treści

Kocioł bałkański – co prawda to określenie sytuacji geopolitycznej na Półwyspie Bałkańskim po drugiej połowie XIX wieku, ale zdaniem Michała Gawrońskiego doskonale oddaje charakter Bałkanów.

- Tam jest spokojnie. Żyje się zdecydowanie wolniej niż w Polsce. Wszyscy na wszystko mają czas. Wystarczy jednak sekunda, żeby każdy chwycił za broń. Proszę sobie wyobrazić, że wciągu godziny byli w stanie się zorganizować i zablokować większość dróg dojazdowych do granicy. I nie jakimiś prowizorycznymi barykadami. Stały ciężarówki z piaskiem i kamieniami. Tam naprawdę wystarczyła chwila, żeby doszło do dużej zadymy

– wspomina pierwszą swoją misję w 2015 roku Michał Gawroński, który na co dzień pracuje w Komendzie Powiatowej Policji w Bytowie. Już drugi raz był na misji w Republice Kosowskiej. - Prawdą jest, że jeśli ktoś raz trafi na Bałkany, zostawi tam swoje serce – przyznaje Gawroński.

Po co na Bałkanach znaki drogowe? Żeby je ignorować!

Dla wyjaśnienia sytuacji wspomnieć należy, że Republika Kosowska ogłosiła swoją niepodległość w 2008 roku. Do terytorium prawa roszczą sobie Serbowie i Albańczycy. Zresztą oba te narody żyją na terenie Kosowa. I co ciekawe, nie wszystkie kraje na świecie uznały niepodległość tej republiki na Bałkanach. Dlatego też na tym terenie ustanowiony został protektorat administrowany przez Organizację Narodów Zjednoczonych przy pomocy wojsk NATO i KFOR (międzynarodowe siły pokojowe ONZ). To tyle z historii.

Michał Gawroński wraz z kolegami z polskiej policji stacjonował w Mitrowicy. To miasto na północy Kosowa, które jest podzielone rzeką Ibar. Po jednej jej stronie – północnej - żyją Serbowie, a po drugiej – południowej - Albańczycy.

- W ciągu sześciu lat Kosowo bardzo się zmieniło. Są ciągle ślady walk, ale jednego miasta w ogóle nie poznałem. Zamiast jednopasmowej drogi była dwupasmowa z rondami, obok stały nowe bloki, sklepy… To jednak jeszcze bardzo biedny kraj, w którym są albo bardzo bogaci obywatele, albo bardzo biedni

- wspomina pan Michał, którego urzekły głównie krajobrazy. - Zdumiewające są przewyższenia. Jest płaski teren i nagle „wyrasta” z niego samotna i bardzo wysoka góra. Może dlatego Bałkany zostają w głowie i zawsze chce się tam wracać – zastanawia się Gawroński i radzi, żeby kierowcy jeżdżący po Kosowie byli bardzo czujni.

- Mam wrażenie, że tam każdy kierowca ignoruje znaki drogowe. Co z tego, że jadę drogą z pierwszeństwem przejazdu, kiedy nagle z prawej strony wyjeżdża mi auto. Totalny chaos. To tam normalka.

Kierowcy są jednak zdecydowanie bardziej pomocni i życzliwi. W korkach wpuszczają się i wiedzą, że za przekroczenia prędkości są bardzo wysokie mandaty. Tamtejsi policjanci bardzo tego pilnują. Gdyby po Polsce ktoś jeździł jak po Bałkanach, dawno byśmy się pozabijali – wylicza pan Michał i zaraz dodaje, że może dzieje się tak z powodu wielkiego przywiązania do własnych samochodów. - Tam samochód jest wyznacznikiem statusu społecznego. Chałupa może się prawie walić, ale stoi przed nią wypasiona bryka. Właściciel ciągle ją myje i sprząta – zaznacza Gawroński.

Zemsta Kosowa – nowa choroba

Odwiedzając Bałkany nie będziemy raczej narzekać ani na drożyznę, ani na jedzenie. To drugie jest ponoć wyśmienite.
- Za stek wołowy z frytkami, surówką i colą płaciłem około 6 euro. Połowę tańszy był zestaw z piersią z kurczaka. To nie są wygórowane ceny. Na pewno jedzą bardzo dużo kapusty. Ale smacznej. Czasem sobie jednak odpuszczałem – wspomina pan Michał i dodaje, że zachorował na… „zemstę Kosowa”.

- Tak żartujemy, bo chyba każdy z nas tam przytył. Proszę sobie wyobrazić, że przy moim wzroście ważyłem blisko 90 kilogramów. Na szczęście już zrzuciłem – wyjaśnia.

W schudnięciu pomagała siłownia w czasie wolnym oraz aktywności organizowane przez wojsko, np. Marsz Duński. To organizowany przez KFOR bieg na dystansie 25 kilometrów z plecakiem ważącym 10 kg.

Włochom spalili wóz opancerzony

To wszystko działo się oczywiście po wyznaczonych służbach, o których nie wszystko można powiedzieć i napisać. Najbardziej dyplomatycznym będzie stwierdzenie, że polscy policjanci, wraz z innymi funkcjonariuszami z krajów uznających niepodległość Kosowa, są tam w roli obserwatorów i rozjemców. Starają się nie dopuszczać do rozlewu krwi. Zajmują się także ochroną świadków, bo ciągle toczą się tam procesy osób oskarżonych o zbrodnie wojenne, a także zabezpieczeniem transportu już skazanych.

- Podczas tej misji było bezpiecznie i spokojnie. W 2016 roku było więcej „awantur”. Na demonstracjach tamtejsza ludność potrafi używać np. koktajli Mołotowa. Włosi stracili tam pojazd opancerzony

– wspomina pan Michał i dodaje, że służba w Kosowie nie należy do łatwych, nie tylko ze względu na szybkość z jaką sytuacja może wymknąć się spod kontroli. - Tam jest zdecydowanie cieplej niż u nas, a służba w upale, w pełnym umundurowaniu, jest trudna – wyjaśnia bytowski policjant. Zdradza też, że rekompensatą za to jest brak pracy papierkowej.

- W Polsce mamy naprawdę dużo pracy przy biurku. Trzeba wypełniać formularze, raporty, sprawozdania… Tego na co dzień nie widać. Zajmuje to jednak dużo czasu. Tam nie jest to moim zadaniem. Moja służba polegała na prawdziwej pracy policjanta w terenie. Mieliśmy dużo ćwiczeń w pododdziałach zwartych, strzelania z broni krótkiej i długiej, taktyka… Dzięki temu poznałam wielu świetnie wyszkolonych policjantów z jednostek kontrterorystycznych – wylicza pan Michał.

Na chwilę w Polsce...

Kiedy Gawroński opowiada o Bałkanach, faktycznie można zakochać się w tym zakątku świata. Nie wszystko było jednak bajkowe. Pan Michał przyznaje, że najgorsze były śmieci. Tony plastiku.

- Miałem wrażenie, że oni śmieci wyrzucają za okno. Wieczorami je palą. To bardzo kłuło w oczy. Najbardziej chyba po stronie albańskiej. U Serbów było z tym lepiej - wyjaśnia.

Podczas dziewięciu miesięcy misji, z przerwami na urlopy, panu Michałowi doskwierała przede wszystkim rozłąka z rodziną. W Bytowie zostawił żonę i troje dzieci, a także jedną ze swoich pasji – karate. - Gdyby żona z dziećmi chciała się tam przeprowadzić, to szczerze powiem, że chyba nie musiałbym się długo zastanawiać – przyznaje Gawroński i zarzeka się, że teraz trochę „pomieszka” w Polsce, ale za czas jakiś… tym razem prywatnie.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki