Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Kościerzyński" jest bez szans. Które nazwy geograficzne zniknęły, a które się nie poddały?

Dorota Abramowicz
Prof. Edward Breza
Prof. Edward Breza Karolina Misztal
Z prof. Edwardem Brezą, specjalistą w zakresie onomastyki o znikających nazwach państw, miast i wsi oraz o tym, co dzieje się, kiedy ludzie uprą się przy tradycji - rozmawia Dorota Abramowicz

Codziennie słyszę w stacjach telewizyjnych, że władze z Pjongjang zamierzają zaatakować Stany Zjednoczone. Czasem - wymiennie i nierzadko w tych samych mediach - jako "czarny charakter" pojawia się Phenian - stolica Korei Północnej. Wszyscy się w tym gubimy... Dlaczego kilka lat temu Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej zabrała nam Phenian i zafundowała onomastyczny bałagan?
Phenian to egzonim, czyli polska nazwa geograficzna przyjęta urzędowo dla miejsc znajdujących się poza granicami naszego kraju. Takim egzonimem jest Lipsk (niem. Leipzig), Paryż (franc. Paris) czy Kolonia (niem. Köln) lub Walia (ang. Wales). Jeszcze do XIX wieku w nazwach geograficznych stosowano nazwy pochodzące z łaciny, potem pojawiły się Lizbona, Moskwa, Paryż.

Kto nazwał stolicę Korei Północnej Phenianem?
W "Słowniku geograficznym" Józefa Staszewskiego, wydanym w 1968 r. czytamy, że "Phenian" zawdzięczamy Rosjanom, a konkretnie niejakiemu Zajczikowowi. Wśród kilku historycznych nazw tego miasta, Zajczikow dokonał transkrypcji chińskiego Wan-Hion.

I komu to przeszkadzało?
Pewnie samym Koreańczykom, w których ustach nazwa stolicy brzmi inaczej. Powinniśmy to uszanować.

Nie zawsze decyzje Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych przyjmowane są bezkrytycznie. Tak jest chociażby ze stolicą Armenii, która od 1999 r. ma się nazywać Erywań.

A ja, i pani pewnie też, pamiętamy dowcipy o radiu Erewań, a nie Erywań. W słowniku Doroszewskiego i w nowszych występuje - mimo decyzji komisji - Erewan. Musimy jednak pamiętać, że w komisjach porządkujących kwestie nazewnictwa zasiadają nie tylko językoznawcy, ale także specjaliści z innych dziedzin, w tym kulturoznawcy i geografowie. Wpływ na nazwy własne mają też politycy.

Bywa, że zmieniają nawet nazwę kraju. Wojskowi nazwali Birmę Myanmarem.
A większość państw tego nie zaaprobowała. Czasem zmiany, nie tylko te wprowadzane przez polityków, po prostu nie zostają przyjęte. W latach 60. i 70. XX wieku próbowano w Polsce wprowadzić rozróżnienie na "India" (państwo) i "Indie" (obszar geograficzny). Jednak, mimo pojawienia się państwa "India" w słownikach i encyklopediach, pomysł wywołał kontrowersje i wszyscy dziś mówią już o Indiach. Z tego wynika, że różnego rodzaju komisje mogą wprowadzać swoje prawa, ale już z ich egzekucją bywa różnie.

Zmianami politycznymi chyba najbardziej zostali dotknięci Rosjanie. Sztandarowym przykładem jest Sankt Petersburg, przez 77 lat stający się kolejno Piotrogrodem, Leningradem i znów Petersburgiem. Zamieszanie w nazwach stosowano także w Polsce. Starsi pamiętają pewnie słynny Stalinogród, który na trzy lata zastąpił Katowice...
Na szczęście nie trwało to długo. Politycy próbowali z różnych powodów wprowadzać poprawki. Były premier, Piotr Jaroszewicz podczas wizyty w Bieszczadach oburzył się na widok wioski Berehy. Uznał, że nie jest to po polsku i zasugerował, by zamienić nazwę na Brzegi. Zaprotestowali mieszkańcy i językoznawcy, ostatecznie do zmiany nie doszło. Niewielu pewnie pamięta, że po II wojnie światowej pojawił się pomysł zastąpienia nazwy Westerplatte jakąś bardziej brzmiącą po polsku. Przeważył argument, że jest to nazwa historyczna, związana z bohaterskimi walkami polskich żołnierzy i nie ma najmniejszego powodu, by ją z map wykreślać.

W większości przypadków zastępowano jednak niemieckie nazwy polskimi. Na mapy znów wrócił Gdańsk na miejsce Danzig...
Z przyrostkiemsk, który, tak jak w przypadku Lipsk -Leipzig, zastąpił niemieckie -ig. Była to zmiana w pełni uzasadniona. Nazwa Gdańsk jest starsza od Danzig, pojawia się już w średniowiecznym żywocie św. Wojciecha jako Gyddanyzc. Rdzeń "gd" z dwoma jerami pochodzi od indoeuropejskiego słowa oznaczającego: mokry, wilgotny, ciekły, rzadziej lesisty. Ten sam rdzeń występuje w nazwie Gdyni. W przypadku licznych pomorskich miejscowości (i nie tylko) nazwy pochodzą od przepływających w pobliżu rzek - np. Reda, Łeba, Łebsko, Słupsk...

Po czasach komunizmu znów pozostało nam wiele politycznych nazw. Propozycje, by z nich zrezygnować, wywołały wiele kontrowersji. Czy należy je zmieniać?

Obecnie jest ogólna tendencja, by zmian dokonywać jedynie tam, gdzie są one konieczne. Trzeba przy tym uwzględniać względy historyczne, komunikatywność oraz stanowisko mieszkańców.

A jak mieszkańcy się uprą?
Mamy taki przypadek, gdy mimo prób władz nadal nie udało się zlikwidować Karpacza-Bierutowic, nazwanych tak na cześć Bolesława Bieruta.

Podobnie jest na Pomorzu. Tuż pod Skarszewami wielu w oczy kłuje wieś Bolesławowo, która też miała uczcić imię Bieruta.

Dobrze, że pani przywołała ten przykład. To mój doktorat, "Topominia powiatu kościerskiego". Kiedyś miejscowość ta nosiła nazwę Nygut, z dolnoniemieckiego oznaczającą Nowe Dobro. Potem od nazwiska niemieckich właścicieli, rodu von Modrow stała się Modrowshorst, a w latach 50. XX w. - Bolesławowem. W opinii mieszkańców nazwa ta nie powinna być zmieniana.

Byłam w Bolesławowie przed kilkoma laty, gdy wybuchła dyskusja wokół likwidacji nazewniczych pozostałości komunizmu. Usłyszałam od kilku osób, że "niejednemu było Bolesław". Przywoływano Bolesława Śmiałego, Krzywoustego...
Już wcześniej mieszkańcy mówili, że im to Bolesławowo nie przeszkadza. Zawsze uważałem, że należy unikać nazw kojarzących się z polityką. Kiedy w Sopocie postanowiono zrezygnować z placu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, zaproponowałem, by uniknąć wszelkich "przyjaźni" na rzecz placu Zdrojowego.

Często spotyka się Pan z przypadkami, gdy narzucone odgórnie nazwy nie są przyjmowane przez mieszkańców?

Zdarzają się takie przypadki, także na Kaszubach. Między moim rodzinnym Kaliszem a Lipuszem znajduje się Szklana Huta, której nazwa pochodzi od huty szkła. Miejscowi zawsze mówili i mówią na to miejsce Fabryka. Moja babcia pochodziła z Mygowa. Myga, słowo pojawiające się też w innych nazwach, np. Piecki Migowo, to z dolnoniemieckiego komar. Nazywano tak miejscowości nad jeziorami, oczkami wodnymi, gdzie mieszkańców dręczyły komary. I choć babcina wieś to dziś urzędowo Dąbrówka, nadal dla wielu pozostaje Mygowem. Pojawiają się także lokalne, nie do końca zgodne z normą, odmiany nazw miejscowości i formy przymiotników.

Przykłady?
Chociażby Kwidzyn. Po 1918 roku pojawiła się nieprawidłowa nazwa Kwidzyń. I choć po wojnie powrócono do Kwidzyna, to nadal niektórzy utrzymują, że mieszkają w Kwidzyniu, a nie - jak należy mówić - w Kwidzynie. Podobnie jest z Gniewem. Powie pani: jadę do Gniewu, choć poprawnie językowo byłoby: do Gniewa. Tylko, że na Pomorzu nikt tak nie mówi. Jeszcze ciekawsza sprawa jest z przymiotnikiem "kościerski". Im dalej na południe od Kaszub, tym częściej za prawidłową formę uważa się "kościerzyński".

Przecież tak nikt nie mówi!
Na południu kraju, we Wrocławiu i Poznaniu są już ulice Kościerzyńskie, chociaż nie można wykluczyć, że nazwa może nawiązywać do wsi Kościerzyn Wielki i Mały, a nie do naszej Kościerzyny. Dawniej miejscowości, których nazwy kończyły się na - ino, -ina, -ice w przymiotnikach skracały się na -cki, - ski.Na przykład: Borucino - borucki, Kościerzyna- kościerski, Wadowice - wadowski. Obecnie mówi się już "boruciński" i "wadowicki". To skutek tendencji do utrzymania całego tematu. Stara forma zachowała się na Kaszubach. Doskonale pamiętam moje czasy szkolne, w liceum w Kościerzynie, gdzie języka polskiego uczyła pochodząca z Warszawy pani profesor Leśkiewicz. Wbijała nam uparcie w głowy, że powinniśmy używać słowa kościerzyński. Pewnego dnia zareagował na to inny nauczyciel, profesor Władysław Wysiecki ze szlacheckiej wsi Wyszecino w pow. wejherowskim. Wcześniej wypił kielicha z kolegą, następnie zajrzał po lekcjach do klasy i gromko oznajmił: Mówiło się kościerski, mówi się kościerski i będzie się mówić kościerski! Tego nie zmieni żadna polonistka, nawet z Warszawy!

I sprawdziło się...
Sprawdziło. Postąpiono racjonalnie, akceptując zwyczaj językowy.

Ciekawe, jak skończy się zamieszanie wokół nazwy stolicy Korei Północnej? Niektórzy nie potrafią nawet prawidłowo powtórzyć: Pjongjang.
Koreański to trudny dla nas, Europejczyków, język, trudna jest jego wymowa. Jednak powinno być tak - ich język, ich miasto, ich nazwa. Trzeba to zaakceptować.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki