Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korespondencja Marcina Mamonia: Widzimy coraz większy strach w ludziach i coraz większe przygnębienie

Marcin Mamoń
Marcin Mamoń
Wideo
od 16 lat
Marcin Mamoń z Żytomierza: Ludzie najbardziej boją się momentu, kiedy przyjdą Rosjanie i kiedy właściwie ich życie i ich otoczenie, ich miejscowości, mogą nawet przestać istnieć.

Jesteśmy w Żytomierzu, to jest mniej więcej 140 km na południowy zachód od Kijowa przy głównej trasie prowadzącej z Kijowa do Lwowa i później do polskiej granicy. Do Żytomierza musieliśmy dojechać jakby naokoło, czyli jadąc na południe do Winnicy, w której lotnisko zostało dzisiaj zbombardowane przez Rosjan. Otóż uderzyło w to lotnisko osiem rakiet. Zostało zniszczone.

Z tej Winnicy dojechaliśmy do Żytomierza o którym, przynajmniej w raportach Ministerstwa Obrony Ukrainy mówi się, że jest to jedno z najgorętszych dzisiaj miejsc na Ukrainie. Co prawda tego tutaj nie widać. Z informacji, które spływają do nas wynika, że najgorsza w tej chwili sytuacja panuje w Charkowie, i już na przedmieściach Kijowa i wreszcie na południu, czyli w Mariupolu, z którego trwa kolejna próba ewakuowania ludności cywilnej. Przypomnijmy, że poprzednie dwie się nie powiodły, ponieważ konwoje zostały ostrzelane przez przez Rosjan

Natomiast Żytomierz jest miejscem, w którym można zobaczyć, i myśmy to dzisiaj zobaczyli, w jaki sposób wyglądała, czy wygląda wciąż jeszcze przynajmniej w tym miejscu, pierwsza faza operacji rosyjskiej - chodzi o próby zniszczenia istotnych budynków, istotnych celów wojskowych czy infrastrukturalnych na Ukrainie. Żytomierz jest właściwie wciąż miastem, które nie jest ani otoczone ani bombardowane jak mamy z tym do czynienia w Charkowie, Czernichowie czy w Mariupolu. Tutaj Rosjanie próbowali zniszczyć przede wszystkim budynki władz obwodu oraz budynki słynnej 95. brygady desantowej, znanej między innymi z zadawania wielu strat jeszcze wojnie z 2014 roku. Problem Rosjan polega na tym, że ich rakiety nie trafiają w cele wojskowe czy infrastrukturalne, a trafiają w osiedla zamieszkałe przez ludność cywilną.

Dwa takie miejsca mogliśmy dzisiaj zobaczyć. Jedno z nich to szkoła w centrum miasta oddalona jakieś 100-200 metrów od budynku władz obwodu. To było liceum bodajże numer 25, które zostało kompletnie zniszczone tak jak też część budynków wokół tej szkoły. Na szczęście, ponieważ jest wojna, uczniowie nie chodzą do szkół, więc tam ofiar wśród dzieci nie było, chociaż byli tam też nauczyciele. Kilkoro zostało rannych.

Drugie miejsce, znowu kilkaset metrów od budynków bazy 95. brygady desantowej, to zniszczone kwartały domów jednorodzinnych i tam już ginęli ludzie. Myśmy rozmawiali z człowiekiem, który przeżył bombardowanie, mimo tego, że właściwie większość odłamków zniszczyła jego dom. On twierdził, że przeżył dlatego, że w momencie wybuchu schylił się po kota, który gdzieś tam chodził po podłodze. Właśnie gdy się schylił nastąpił atak, pocisk rozwalił mu pół ściany. Dzisiaj ten mężczyzna nie ma gdzie mieszkać, koczuje w tym co mu zostało, czyli w kompletnych ruinach. Ogrzewa się jakimiś domowymi sposobami, żeby w ogóle móc w jakikolwiek sposób funkcjonować. Jak mówił, jest 67-letnim emerytem. Ocalił go kot, ale tak naprawdę, kiedy rozmawialiśmy, przyznał, że mimo tego, że nie jest człowiekiem szczególnie wierzącym, to musiała być w tym jakaś siła wyższa i że Pan Bóg go ocalił.

Całość tego, co zobaczyliśmy, jest wstrząsająca. Rozmawiałem z ojcem córki, która zginęła. Mówił mi, że dziewczyna przeleciała podczas wybuchu siedem metrów i że musieli ją odkopywać. Jego żona została ciężko ranna i znalazła się w szpitalu. Poraniły ją przede wszystkim odłamki.

Widzimy coraz większy strach w tych ludziach i coraz większe przygnębienie. Oni tracą bliskich, tracą wszystko, co mają, bo przecież tracą domy i tracą nadzieję, że kiedyś będzie lepiej. Oczywiście oni dzisiaj nie są w najgorszym miejscu na Ukrainie. Są gorsze miejsca, są nimi oblężone miasta, skąd nawet jeśli Rosjanie zgadzają się na ewakuację ludności cywilnej, te konwoje później są ostrzeliwane. Zaczyna się taki etap charakterystyczny dla wojen, które prowadzą Rosjanie. Dochodzi do strzelania i zabijania cywili, do atakowania konwojów humanitarnych i oczywiście do grabieży.

Ludzie najbardziej boją się momentu, kiedy przyjdą Rosjanie i kiedy właściwie ich życie i ich otoczenie, ich miejscowości, mogą nawet przestać istnieć. Ten strach wśród Ukraińców jest coraz większy. Z drugiej strony jednak wciąż czuć olbrzymią determinację Ukraińców, żeby bronić kraju.

Gdyby patrzeć na całość tego, co dzisiaj się dzieje, możemy zobaczyć, że Rosjanie powoli zaczynają znów nacierać. Znów idą do przodu zajmują te miejscowości, o które wcześniej toczyły się walki, gdzie armia ukraińska prowadziła skuteczną kontrofensywę, ale skuteczną tylko na dwa, trzy dni. Dzisiaj zarówno lotnisko w Hostomelu na północny-zachód od Kijowa jak i miejscowość Bucza czy Irpin... one wszystkie powoli są zajmowane przez Rosjan. Ludzie stamtąd uciekają, uciekają z Ukrainy.

Dzisiaj też obserwowaliśmy pracę księży, bo w Żytomierzu do dziś mieszka bardzo wielu Polaków, jest dużo katolików. Do parafii Bożego Miłosierdzia prowadzonego przez księży pallotynów docierają codziennie konwoje z pomocą humanitarną. Ksiądz Jarosław, który jest tutaj proboszczem, powiedział, że w ciągu ostatnich dwóch, trzech dni wysłał do Polski autokary czy busy z łącznie około tysiącem ludzi. Sytuacja jest ogólnie bardzo przygnębiająca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Korespondencja Marcina Mamonia: Widzimy coraz większy strach w ludziach i coraz większe przygnębienie - Portal i.pl

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki