Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kontrowersje wokół radnej Kołakowskiej. Brutalna walka na słowa o wolność słów

Dorota Abramowicz, Łukasz Kłos
Radna Kołakowska próbowała zablokować Trójmiejski Marsz Równości. 6 czerwca postawiono jej, w związku z tym incydentem, zarzut zakłócania zgromadzenia publicznego
Radna Kołakowska próbowała zablokować Trójmiejski Marsz Równości. 6 czerwca postawiono jej, w związku z tym incydentem, zarzut zakłócania zgromadzenia publicznego Przemek Świderski
Emocje rosną. "Czy mam wam roz..bać biura łomem, w...bane sk....syny"? - zagroził autor e-maila, wysłanego pod adresem wojewody pomorskiego. W ten specyficzny sposób twórca listu wziął udział w zainicjowanych na Facebooku wydarzeniach "Bronimy Annę Kołakowską i Jolantę Kwiatkowską-Reichel przed szykanami za poglądy" oraz "STOP dyskryminacji Anny Kołakowskiej - nauczycielki blokującej Marsz Równości w Gdańsku!".

Czytaj więcej na ten temat: Kontrowersje wokół gdańskiej radnej Anny Kołakowskiej. Bronią jej związkowcy z "Solidarności"

Inicjatorzy akcji podali adresy i numery telefonów wojewody Ryszarda Stachurskiego, wiceprezydenta Gdańska Piotra Kowalczuka, Kuratorium Oświaty w Gdańsku, ZNP, Solidarności oraz rzecznika praw obywatelskich. Do tego dołączono kilka "wzorcowych" tekstów, które można dla ułatwienia skopiować.

- W poniedziałek otrzymaliśmy 20 takich e-maili, we wtorek dwa - mówi Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Gdańska. - Niektóre rzeczywiście bliźniaczo do siebie podobne, niestety, pojawiają się też wulgaryzmy.

Część wiadomości przychodzi bezpośrednio na skrzynkę Piotra Kowalczuka, wiceprezydenta odpowiedzialnego za oświatę, autora wniosku do komisji dyscyplinarnej: - Nie powiedziałbym, że jest ich dużo. Są w zasadzie tej samej treści, wysyłane z różnych adresów, mam wrażenie, że zakładanych na potrzeby afery - twierdzi urzędnik. - Codziennie otrzymuję setki listów w formie elektronicznej i tradycyjnej, o rozmaitej treści. Niektóre są przyjazne, innym daleko do przyzwoitości. Gdybym miał się obrażać na każdego, kto w niewybredny sposób odnosi się do mnie, to nie decydowałbym się na pełnienie publicznej funkcji. W każdą sprawę zagłębiam się merytorycznie, emocje nie służą realizacji zadań służących mieszkańcom.

Do wojewody wpłynęło około 40 e-maili w sprawie obu gdańskich nauczycielek. - Różnych - podkreśla Roman Nowak, rzecznik wojewody. - Oprócz stających, w sposób mniej lub bardziej kulturalny, po stronie pań Kołakowskiej i Kwiatkowskiej-Reichel, są także popierające wniosek wiceprezydenta Kowalczuka o zbadanie, czy została naruszona przez nie etyka zawodu nauczycielskiego. Wojewoda gromadzi wszystkie e-maile, zamierza je przeanalizować i przekazać rzecznikowi dyscyplinarnemu, zajmującemu się tą sprawą.

Afera, rozpętana wokół dwóch gdańskich nauczycielek, pokazuje głębokie podziały w społeczeństwie oraz kompletny brak chęci porozumienia. A także niezrozumienie, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi.

Wiceprezydent Gdańska: "Nie można przejść obojętnie, gdy wprost nawołuje się do nienawiści"

Co kto powiedział, czyli wiosna ostrych języków

Żeby zrozumieć cały ten szum, warto przywołać kalendarium wydarzeń.
27 marca Anna Kołakowska, radna miejska z klubu PiS, zawodowo: nauczycielka historii w SP nr 65, zorganizowała protest w trakcie uroczystości w rocznicę powrotu Gdańska do Macierzy. Uczestnicy skandowali: "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!", "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści", "Adamowicz czci morderców!", "Sowieci do domu!". Policja uznała protest za nielegalne zgromadzenie, a radnej postawiła zarzut złamania kodeksu. Sprawa do dziś jest w toku.

W czwartek, 28 maja na sesji zwyczajnej zebrała się Rada Miejska w Gdańsku. W ostatniej chwili do porządku obrad dopisano głosowanie nad kilkoma nowymi uchwałami. Wśród nich były trzy dotyczące nadania imienia Tadeusza Mazowieckiego gdańskim szkołom.

Pomysł ten wywołał protest ze strony Kołakowskiej: - Co będzie, jak młodzież tych szkół będzie musiała się zmierzyć z problemami, że Mazowiecki atakował więźniów politycznych? Jak młodzież będzie musiała zmierzyć się z problemem, że Mazowiecki przyjął od Gomułki odznaczenia? Za rządów Mazowieckiego palone były akta młodych ludzi, którzy chcieli bronić prawdy i historii, gnębiono - perorowała.

Czytaj więcej na ten temat: Awantura o Mazowieckiego na sesji Rady Miasta Gdańska

Następnego dnia do Jolanty Kwiatkowskiej-Reichel, dyrektorki szkoły, w której Kołakowska uczy historii, zadzwoniła dziennikarka "Gazety Wyborczej". Pytała, czy podejmie kroki dyscyplinujące w związku z kontrowersyjnymi wypowiedziami podwładnej: - Jestem zażenowana stanem wiedzy władz Gdańska, a nie wiedzą pani Kołakowskiej. Zgadzam się, że Tadeusz Mazowiecki to postać kontrowersyjna (...) Pan Mazowiecki czystych rąk nie miał, a Okrągły Stół był układem - odparła pani dyrektor.

Dodała jeszcze, że nauczycielka "zachowała się, jak trzeba", oraz że "gdybyśmy nie byli krajem chrześcijańskim, ale muzułmańskim, taka »Krytyka Polityczna« już by nie istniała, a jej członkowie nie żyli".

2 czerwca ulicami Gdańska przeszedł pierwszy Marsz Równości. Na trasie pochodu usiadła Kołakowska wraz z rodziną. Po około 30 minutach została usunięta przez policjantów. Dziennikarka "Gazety Wyborczej" tak zrelacjonowała zdarzenie: - Z megafonem w ręku przekonywała, że "homoseksualizm jest przejawem zepsucia moralnego i upodobaniem" oraz że jest "dumna, że żyje w Polsce, bo może się temu przeciwstawić!". "Jeśli tego nie zrobimy, to wkrótce ulicami tego miasta przejdą także pedofile i zoofile!".

Do interweniujących policjantów miała też powiedzieć "Zróbcie porządek z tymi pedałami, a nie z nami".

6 czerwca radna Kołakowska po raz drugi musiała stawić się na policji. Tym razem postawiono jej zarzut zakłócania zgromadzenia publicznego. Wykroczenie to zagrożone jest karą do 14 dni aresztu, ograniczeniem wolności lub nakazem zapłaty grzywny.

Gorące słowa nauczycielek spotkały się z ostrą reakcją. Wojewoda zdecydował o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego wobec radnej, a wiceprezydent Gdańska złożył wniosek, by komisja dyscyplinarna zbadała także wypowiedzi jej przełożonej, dyrektorki SP 65. Atmosferę podgrzały wypowiedzi Antoniego Pawlaka, cytowane przez prawicowe media. Rzecznik prezydenta Gdańska stwierdzał w nich, że "w opinii urzędu powinna ona [dyrektorka - dop. red.] stracić pracę", choć zastrzegł, że ostateczną decyzję podejmie wojewoda.

W obronie nauczycielek stanęła Solidarność: "Sprzeciwiamy się praktykom zastraszania zwolnieniem z pracy za głoszone poglądy, za przedstawianie faktów popartych dokumentami Instytutu Pamięci Narodowej" - napisała Bożena Brauer, przewodnicząca "S" oświatowej w Gdańsku.

W oświadczeniu sygnowanym przez Brauer czytamy: "Same wypowiedzi w prasie świadczące o poglądach Pani Dyrektor nie naruszają art. 6 KN. Trudno też, by Pani Dyrektor podejmowała interwencję ws. nauczycielki za jej zachowania poza miejscem pracy. Za niedopuszczalne uznajemy dezawuowanie dorobku zawodowego Pani Dyrektor Jolanty Kwiatkowskiej-Reichel, potwierdzonego m.in. przyznaniem Nagrody Prezydenta Miasta Gdańska oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej".

I dalej, o wypowiedziach kontrowersyjnej radnej: "To właśnie Pani Anna Kołakowska - odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, jako najmłodszy więzień stanu wojennego, walczyła o wolność słowa, o demokrację, a teraz jest szykanowana za wyrażanie swoich poglądów" - napisała w oświadczeniu Bożena Brauer.

Przeczytaj cały list wysłany przez oświatową Solidarność w obronie radnej Kołakowskiej i dyrektorki SP65

Co kto widzi, czyli szósty artykuł

Zarówno wiceprezydent, występujący o zbadanie, czy dyrektorka SP 65 naruszyła etykę nauczycielską, jak i przewodnicząca "S" oświatowej w Gdańsku, broniąca dyrektorki, powołują się na ten sam 6 artykuł karty nauczyciela. Nakazuje on nauczycielowi m.in. "kształcić i wychowywać młodzież w umiłowaniu Ojczyzny, w poszanowaniu Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, w atmosferze wolności sumienia i szacunku dla każdego człowieka" oraz "dbać o kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich zgodnie z ideą demokracji, pokoju i przyjaźni między ludźmi różnych narodów, ras i światopoglądów." Przepisy karty mówią wyraźnie, że za uchybienie tym obowiązkom nauczycielowi grozi odpowiedzialność dyscyplinarna.

- Nie można jednak stawiać znaku równości między wnioskiem o zbadanie, czy doszło do naruszenia etyki, z wydaniem wyroku i represjami za poglądy - tłumaczy Franciszek Potulski, współtwórca karty nauczyciela, były wiceminister edukacji. - Rzecznik dyscyplinarny może w ogóle takiego wniosku nie podjąć, może go umorzyć, ale może go także przekazać do komisji dyscyplinarnej. Dopiero niezawisła komisja rozstrzyga o ewentualnej odpowiedzialności, a od jej orzeczeń przysługuje odwołanie. To, co się wokół tej sprawy dzieje, może przypominać masowe protesty przeciw złożeniu jakiegoś zawiadomienia w prokuraturze.

Według Potulskiego, list nauczycielskiej Solidarności do Pawła Adamowicza, wyrażający protest przeciw działaniom władz miasta wobec nauczycielek, jest przejawem... dwulicowości.

- Te same osoby, które się teraz sprzeciwiają "praktykom zastraszania zwolnieniem z pracy za głoszone poglądy", przed laty występowały o zwolnienie mnie z funkcji dyrektora szkoły za poglądy lewicowe - wspomina Franciszek Potulski. - Dziś historia zatacza koło i znów domagają się poszanowania własnych poglądów.

Istotna w tym wszystkim jest nie tylko treść, ale także forma prezentowania własnych poglądów. Nauczycielka historii siadająca na asfalcie na trasie Marszu Równości i krzycząca o "pedofilach i zoofilach", zamieszczająca na ogólnie dostępnej stronie na Facebooku wpis o koleżance radnej zatytułowany "Głupota czy k...stwo" lub cytująca wątpliwej jakości dowcipy, w których Donald Tusk nazywany jest "ch...em", niekoniecznie mieści się, według Franciszka Potulskiego, w gronie pedagogicznych wzorców do naśladowania.

- Słowa te nie padają u cioci na imieninach, w wąskim gronie, ale w obecności wielu świadków lub na stronie, do której każdy ma dostęp - podkreśla były wiceminister oświaty. - Mój stosunek do radykalnych określeń osób o innej orientacji seksualnej najlepiej wyraża znana wypowiedź papieża Franciszka: "Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem, by go oceniać?".

Dominika Bychawska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zastrzega, że sprawy obu pań należy wyraźnie rozdzielić: - Czym innym jest znieważanie i obelżywe zwracanie się do ludzi czy grup społecznych, a czym innym wygłaszanie sądów, choćby i były one szokujące. Nie można nikogo nazywać "pedałem", a przyrównanie homoseksualistów do pedofilów i zoofilów jest urągające. To mowa nienawiści, która musi się spotkać z potępieniem. Czym innym jest wypowiadanie kontrowersyjne opinii o Tadeuszu Mazowieckim. Możemy się nie zgadzać z tymi wypowiedziami, możemy nad nimi ubolewać. Niemniej prawo do wolności słowa nakazuje nam przyjąć je. To, czy jest się pedagogiem, prawnikiem, czy lekarzem, nie może odbierać nam swobody wypowiadania się w sprawach dla nas ważnych.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki