Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kontrowersje wokół Port Service. Kara dla spalarni to już 7 milionów złotych

Łukasz Kłos
Przemek Świderski / Dziennik Bałtycki
Superkontrola w gdańskiej spalarni odpadów niebezpiecznych. WIOŚ chce kompleksowo prześwietlić działalność firmy. Tymczasem jej władze zmagają się ze spaleniem ton ziemi skażonej HCB. Co więcej, nad firmą wisi widmo zapłaty wielomilionowej kary.

Na dziś jest to, bagatela, 7 mln zł! Właściciel przedsiębiorstwa zaczął porządki - skończył remont instalacji, obiecuje budowę hali do przechowywania toksycznych odpadów oraz... zwolnił prezesa, byłego wicewojewodę Krzysztofa Pusza.

- Możliwość współpracy z panem Puszem wyczerpała się - usłyszeliśmy w gdańskiej firmie.

Władze Port Service nie kryją, że bezpośrednią przyczyną zwolnienia Pusza są nieprawidłowości w utylizacji ukraińskich odpadów zawierających HCB. "Możliwości współpracy" z byłym wicewojewodą wyczerpały się najwidoczniej ostatecznie, gdyż jak wynika z akt Krajowego Rejestru Sądowego zniknął on także z władz innych spółek powiązanych z właścicielem Port Service - niemiecką firmą z Dolnej Saksonii.

Pusza zastąpi osobiście Sören Blum, jeden z założycieli i prezesów rodzinnego koncernu. W tym celu ma regularnie przyjeżdżać z Niemiec do Polski.

Osobiste zaangażowanie prezesa jest w pełni zrozumiałe, zważywszy że nadzwyczajne środki przedsięwziął także Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. Na polecenie szefa WIOŚ zespół trzech specjalistów od kilku dni kompleksowo bada właściwie każdy aspekt działalności spalarni Port Service.

- Kontrole doraźne nie były wystarczające. Z natury rzeczy koncentrują się tylko na wybranych zagadnieniach. Dotychczasowe ustalenia uzasadniają jednak wszechstronne zbadanie działalności tego przedsiębiorstwa - tłumaczy swoją decyzję dyrektor Zbigniew Macczak.

Lista zadań dla zespołu kontrolnego jest długa. Inspektorzy mają sprawdzić m.in., w jaki sposób prowadzona była gospodarka odpadami. WIOŚ chce się dowiedzieć, ile śmieci w ostatnim czasie firma przyjęła, a ile faktycznie zostało zutylizowane. Pod lupę inspektorzy wezmą też stacje utylizacji olejów oraz odpadów płynnych.

Przede wszystkim zostanie jednak sprawdzona eksploatacja stacji termicznej utylizacji odpadów - to nic innego jak serce spalarni, czyli miejsce, gdzie przy wykorzystaniu wysokich temperatur unieszkodliwia się odpady. Wczoraj informowaliśmy o niepokojących ustaleniach Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Wynika z nich, że - wbrew zasadom utylizacji - po spaleniu worków ze skażoną ziemią w popiołach nadal obecne były śladowe ilości HCB.

- To jest jeden z powodów, dla których konieczna jest ta kontrola - podkreśla dyrektor Macczak. - Dotąd nikt nie badał tego aspektu.

Szef WIOŚ podkreśla, że kontrola inspektoratu pozwoli ustalić, jaki wpływ na środowisko ma faktycznie spalarnia Port Service.
- Chcemy zbadać wody podziemne oraz powierzchniowe. Sprawdzimy gleby z terenu zakładu i okolic. Sprawdzimy też emisję spalin - wylicza Macczak.

Zarząd Port Service zapewnia z kolei, że zakład przeszedł właśnie kompleksowy przegląd instalacji.

- Tak jak w samochodzie raz na jakiś czas trzeba zrobić przegląd, tak i nasze instalacje tego wymagają. Przy okazji usuwa się wszelkie usterki - tłumaczy Kamila Blum, asystentka prezesa zarządu. - Wkrótce rozpoczniemy też budowę hali, w której będziemy mogli przechowywać odpady przed ich termiczną utylizacją.

Tymczasem wczoraj główny inspektor ochrony środowiska odniósł się do krytyki ze strony Prokuratury Okręgowej. Śledczy wyrażali wcześniej zdumienie faktem, że GIOŚ pozwolił na import odpadów z Ukrainy, mimo że gdańska spalarnia nie była w stanie ich wszystkich unieszkodliwić.

- Odpady miały być dostarczane systematycznie na przestrzeni trzech lat. Przy zachowaniu tego warunku ich utylizacja była możliwa, również przy uwzględnieniu innych decyzji na przywóz odpadów z zagranicy do spalenia - tłumaczy Kinga Dębkowska z GIOŚ. - Niestety, dynamika dostaw tego odpadu, jaka miała miejsce pod koniec 2011 roku, gdy w ciągu trzech miesięcy przywieziono jego 7,5 tys. tony, spowodowała naruszenie warunków pozwolenia.

Władze Port Service przyznają, że firma potrzebuje jeszcze czasu, by uporać się z odpadami przechowywanymi w nieprawidłowy sposób. To zadanie priorytetowe dla Port Service, nie tylko ze względów ekologicznych, ale też ekonomicznych. WIOŚ nalicza słone kary za niestosowanie się do przepisów - za każdy dzień jest to niemal 30 tys. złotych.

- Na dziś łączna naliczona dotąd kara wynosi około 7 mln złotych - informuje dyrektor Macczak.

Przeczytaj także wtorkową publikację: Sprawa Port Service z Gdańska: To urzędnicy pozwolili, by trafiła do nas trucizna

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki