Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurs Miss Polski na wózku. Kobiecość to jest stan umysłu - przekonują uczestniczki [ZDJĘCIA]

Ryszarda Wojciechowska
Monika Florczuk napisała o sobie: "wózek mnie wkurza, ale idzie się do niego przyzwyczaić"
Monika Florczuk napisała o sobie: "wózek mnie wkurza, ale idzie się do niego przyzwyczaić" Tomasz Bołt
Wybory Miss Polski na wózku pokazują inne piękno niż to, które można zobaczyć w mediach. Start traktujemy jako wyzwanie - mówią uczestniczki konkursu.

Fajnie byłoby, gdyby pełnosprawni widzieli w nas kobiety. Ale żeby tak było, to najpierw my musimy je odnaleźć w sobie. Bo kobiecość, proszę pani, to stan umysłu. To jest to, co same o sobie myślimy - tłumaczy Małgorzata, jedna z kandydatek w konkursie Miss Polski na wózku. Z Gdańska w tym konkursie startują trzy młode kobiety. Każda inna, ale każda warta poznania i zagłosowania.

Agnieszka Prusiewicz na rozmowę przyjeżdża tuż po egzaminie. Z trudem znajduje czas.
- Jestem dziewczyną pracującą i studiującą - wyjaśnia z uśmiechem.

Kiedy przyglądam się wózkowi, mówi: - To dla mnie tylko drugie nogi. I tyle. O mnie jako o człowieku nic pani nie powie.
Często słyszy od innych, że ją podziwiają. A ona, po prostu, żyje normalnie. Uczy się i pracuje. Ma wokół siebie wspaniałych ludzi, którzy są dla niej takim miękkim materacem, kiedy czasem "spada".

Jak to spada? - dopytuję. - Zdarza się jeszcze od kogoś usłyszeć, że jestem karą dla rodziców. Że pewnie w przeszłości zrobili coś strasznego, skoro urodziło im się takie dziecko. Albo usłyszeć dla odmiany, że jestem taka biedna i nieszczęśliwa. Do takich głosów można się przyzwyczaić. Ale przychodzi moment, że o ten jeden głos jest za dużo i wtedy się "spada" - wyjaśnia.

Zagłosuj w naszym plebiscycie Polska 1989-2014. Plusy dodatnie i ujemne !

Dla niej start w konkursie Miss Polski na wózku to fajna przygoda. Ale też z mądrym - jak mówi - przesłaniem. Bo ma pokazać coś więcej niż tylko urodę. Ma pokazać, że osoby niepełnosprawne starają się żyć normalnie.

I ona tak żyje. Pracuje w domu. Wyszukuje w komputerze klientów dla firm ochroniarskich. Zarobek nie jest duży, ale też praca niezbyt ciężka. I to się równoważy. A pieniądze jakieś są. Pisze teraz jednocześnie dwie prace: dyplomową w Kolegium Pracowników Służb Społecznych i licencjacką. Niedawno wróciła z Rzymu. Była tam z przyjaciółmi już po beatyfikacji. I ta podróż dała jej mnóstwo siły. Zresztą każda podróż jest dla niej wspaniałym przeżyciem.

Dwa lata temu była ze znajomymi w Tatrach. Wspięli się na Kasprowy Wierch. Najpierw dojechali do końca kolejką, a potem znajomi, podtrzymując ją odpowiednio, weszli z nią na sam szczyt, bez wózka. - To taka radość, jak jazda na rowerze. Rower mam taki specjalny, pionowy, zrobiony na zamówienie. "Śmigam" po mieście rekreacyjnie i jednocześnie rehabilitacyjnie. No i marzę o locie na paralotni - śmieje się.

- Co z tą paralotnią? - dopytuję.

- Nie wiem, czy oglądała pani "Nietykalnych". Film o człowieku na wózku i jego bardzo ciekawym opiekunie. W końcowej scenie niepełnosprawny bohater leci właśnie na paralotni. Zobaczyłam to i wychodząc z kina, powiedziałam do przyjaciół: - Kurczę, jak ja bym tak chciała polecieć. Popatrzeć z góry na świat. Człowiek mógłby się choć przez chwilę poczuć wolny. Powiedziałam o tym marzeniu mamie i usłyszałam tylko: - Ty chyba, Agnieszka, zwariowałaś. Ale mam nadzieję, że kiedyś polecę. Kolega obiecał zrobić kurs latania na paralotni, żeby mi w tym pomóc.

Jak każda dziewczyna chce się czuć kobieco. Tłumaczy, że dzisiaj wcześnie wstała i nie miała dużo czasu dla siebie, bo egzamin był ważniejszy. Ale chce wyglądać ładnie. I chce być w tym utwierdzana, że tak wygląda. Lubi spódnice i sukienki. Ale jednak najważniejsza jest wygoda.

Agnieszka nie zna chodzenia. Urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym. Nie powinna mieć złudzeń, że kiedyś będzie chodzić o własnych siłach. - Ale można wierzyć w cuda. I ja wierzę - tłumaczy.

W notce konkursowej napisała: "jestem zwyczajną, młodą dziewczyną. Ale czy człowieka można określać mianem zwyczajny? Chyba nie". Kiedy ją pytam o rozwinięcie tej myśli, odpowiada: - Każdy jest wyjątkowy na swój sposób. I ja się tego trzymam.

***

Małgorzata Nawrot mówi, że start w konkursie to dla niej kolejne wyzwanie. Sam konkurs świetny, bo pokazuje, że jest też inne piękno niż to, które można zobaczyć w mediach. Pokazuje, że są również inne dziewczyny i kobiety niż tylko aktorki i modelki, długonogie, długowłose, z krótkimi metrykami. Do konkursu Miss Polski na wózku może się zgłosić każda dziewczyna, która skończyła 16 lat. I nie ma innych barier. Na zgłoszone kandydatki głosuje się SMS-ami. I liczba SMS-ów decyduje o wyborze dziesiątki do finału.

- Ja bym jeszcze tę formułę konkursu rozszerzyła o kobiety, które poruszają się o kulach albo przy pomocy balkoniku. Bo każda z nas ma prawo się zaprezentować - mówi Małgorzata.

Ona też urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym. - Nie wiem, jak to jest być pełnosprawną. Jak to jest, kiedy się chodzi. Można powiedzieć, że nie wiem, co straciłam.

Z barierami walczyła od dzieciństwa. Najpierw były trudności z przyjęciem do normalnej szkoły. Wtedy jeszcze stereotyp, że jak niepełnosprawna na wózku, to pewnie opóźniona w rozwoju psychicznym, trzymał się mocno. Bolało. Ale sobie poradziła. Skończyła nie tylko szkołę, ale też studia - psychologię. Pracowała z młodzieżą uzależnioną od narkotyków, była na stażu w dziale zasobów ludzkich w firmie ubezpieczeniowej, a ostatnio miała pracę w pewnej fundacji. Ale dział, w którym pracowała, zlikwidowano ze względu na kryzys. I teraz Małgorzata rozgląda się za pracą.

- Nie lubię tego podziału na pełnosprawnych i niepełnosprawnych. Fajnie byłoby, gdyby pełnosprawni też w nas widzieli kobiety. Ale najpierw to my musimy je w sobie odnaleźć. Jestem towarzyska, wychodzę do ludzi, kiedy tylko mam okazję. I sama przełamuję te stereotypy krążące o nas. Oczywiście łatwiej kiedy się ma kochającą rodzinę i przyjaciół. Ja mam - opowiada.

Małgorzata pytana o marzenie mówi wprost, że najważniejsze to znaleźć drugą, bliską osobę. Kogoś, kto właśnie zobaczy w niej kobietę. - Bo najpierw jednak widać tę moją niepełnosprawność i wózek, a dopiero potem można się przekonać, jaką jestem osobą.

Bałaby się związać z drugim człowiekiem na wózku. Tu nie chodzi o jakąś barierę psychiczną, bo takiej nie ma. To tylko strach o to, że nie mogliby sobie nawzajem pomóc.

- Ale nigdy nie mówię nigdy - śmieje się.

To że ma w życiu pod górkę, powoduje, że się bardziej mobilizuje. Że czuje wielką radość z każdego, nawet najmniejszego celu, jaki się uda osiągnąć. Cieszą ją małe rzeczy, dobry film, fantastyczna pogoda. Nie chce być zgorzkniała. Nie warto. Bo nikt z takimi smutasami nie lubi się zadawać.

Czy zdarzają się jeszcze jakieś przykre komentarze? Rzadko, ale bywa, że jakieś dziecko głośno powie: o, pani na wózku. Dorosły wtedy najczęściej je strofuje w stylu: "nie patrz". Czasami próbuje coś tłumaczyć. Nie umiemy się jeszcze w takich sytuacjach zachowywać. W jej dzieciństwie nie było przedszkoli i szkół integracyjnych. Ale dziś już są i dzieci mogą się oswajać z widokiem kogoś na wózku. Dla dzieci jej przyjaciół jest, po prostu, ciocią z... samochodem. Kiedy siedzi u nich w fotelu albo na kanapie, one wsiadają na jej wózek i jeżdżą po całym mieszkaniu.

Przyznaje, że zgłoszenie się do konkursu jest trochę takim szaleństwem z jej strony. Ale kiedy szaleć, jeśli nie teraz? - Kobiecość to stan umysłu. To jest to, co same o sobie myślimy - mówi jak psycholog. I już jak kobieta dodaje: - Ale szpilek nie założę. Na wózku byłoby w nich ciężko. W domu poruszam się z balkonikiem. No i te moje stopy, rozmiar 33. Czy ktoś widział szpilki w takim rozmiarze? Ale sukienki? Owszem, bardzo lubię. Zwłaszcza latem.

Tylko często musi malować paznokcie, ponieważ jak się kręci kołami, to lakier się zdziera.

Kiedy się rozstajemy w centrum handlowym, na moje pytanie - co teraz - odpowiada filuternie: - A teraz idę na zakupy, jak typowa kobieta.

***

Monika Florczuk jest najmłodsza z tej trójki. Ma 16 lat i uczy się w technikum. Po skończeniu szkoły będzie technikiem organizacji reklam. Jeśli chodzi o szkołę, to nie miała wielkiego wyboru. Nie wszędzie chcieli przyjąć. Kiedy mówiła, że porusza się na wózku, słyszała, że u nich sobie nie poradzi i wymieniali różne bariery, na jakie, ich zdaniem, natrafi.

Choruje na zanik mięśni. W konkursowej notce napisała o sobie: "wózek mnie wkurza, ale idzie się do niego przyzwyczaić. Na co dzień jestem osobą pozytywnie do życia nastawioną i straszną optymistką. Nie boję się kontaktu z ludźmi. Lubię zawierać nowe znajomości. A co do mojej sylwetki? No cóż... do esek nie należę".

Przyznaje, że miewa takie myśli, że chciałaby wstać i pójść. Ale to przebłyski. Okruchy właściwie. Jest optymistką, ale w to, że kiedyś wstanie z wózka, nie wierzy. - Nie ma takiej możliwości. Tak się potoczyło życie i tak musi być. Nie myślę zresztą o tym, co będzie kiedyś. Powiedzmy, że żyję chwilą, jak to szesnastolatka - tłumaczy.

Dużo zależy od przyjaciół. Jeśli oni tego wózka nie widzą, to ona też nie. Wszędzie z nimi jeździ, do kina, do zoo, na imprezy. Nie ma tak, że gdzieś nie podjedzie albo nie wejdzie. Jak sama nie da rady, to chłopaki ją wniosą.

Jej każdy dzień jest gęsty od obowiązków. Wstaje o 5 rano, żeby tata - domowy podnośnik - jak żartuje - pomógł się umyć i ubrać. Mama nie dałaby rady córki podnieść i posadzić na wózku.

- Gdyby Monika miała podnośnik, mogłaby nawet funkcjonować sama - wtrącają rodzice. I dodają, że niestety czekali na ten sprzęt dwa lata, aż otrzymali... odmowę.

O godzinie 6.30 po Monikę przyjeżdża samochód i wiezie do szkoły. A po zajęciach jest raz basen, raz rehabilitacja. Wraca wieczorem, odrabia lekcje i do łóżka. I tak przez pięć dni w tygodniu. Czasami jest zmęczona, ale głównie tą monotonią, powtarzalnością zajęć. Wie jednak, że to potrzebne. A basen bardzo lubi. Brała nawet udział w mistrzostwach Polski niepełnosprawnych w pływaniu i przywiozła kilka medali.

Kiedy usłyszała o konkursie, długo się nie zastanawiała. - Trzeba pokazać zdrowym, jacy jesteśmy. Dopiero jak nas zobaczą, myślą o nas inaczej - wyjaśnia.

Monika jeszcze niedawno szukała firmy, agencji reklamowej, która przyjęłaby ją na miesięczną praktykę. Kiedy tylko słyszeli przez telefon, że jest na wózku, od razu zaczynało się, że schody, że krawężniki, że będzie ciężko i że... nic z tego nie będzie. Na szczęście w jednej firmie przyjęli ją i z początkowo proponowanych dziesięciu dni przedłużono jej praktykę do miesiąca. Dopiero jak poznali, jak zobaczyli...

- Bo nas trzeba zobaczyć. Wtedy się widzi, że dajemy radę - mówi Monika.

Zanim wybrała reklamę, bardzo chciała uczyć się projektowania strojów. Ale nie stworzono w technikum takiej klasy. Moda ją mocno interesuje. Ma słabość do zegarków.

- I do prostownicy - wtrąca ze śmiechem mama, żartując, że córka może bez podnośnika żyć, ale bez prostownicy do włosów nie. - Było już ostatnio tak, że rano przez pół godziny, zanim przyjechał po nią samochód, siedziała i prostowała włosy. Aż to zabrałam i wyrzuciłam. Dla jej dobra, bo zniszczy sobie włosy.

- I tak mi kupisz, bo mnie kochasz - przekomarza się z nią Monika.

- Teraz jestem jej wrogiem, bo nie pozwalam jej, na przykład, używać pudru - mówi dalej mama.
- Wkurzam się, bo chcę wyglądać jak dziewczyny w moim wieku. Wygląd to wizytówka człowieka - odpowiada jej córka.
I słyszy: - Tak, ale coś jeszcze oprócz tego trzeba mieć w głowie.
- Ależ ja mam - kończy ten dialog Monika.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki