Tymczasem zamiast wesoło przeżywać ziemską przygodę, od początku ludzkości umartwiamy się i próbujemy przewidzieć datę końca świata. Tak jakby śmierć była sensem naszej egzystencji. Dla niektórych pewnie jest, lecz to nie powód, by wciągać całą populację w rozważania o finale naszego gatunku.
Przeczytaj więcej felietonów Jarka Janiszewskiego
Do powyższych melancholijnych wynurzeń skłania mnie szum wokół daty 21 grudnia, kiedy ponoć ma się skończyć świat. Tak przynajmniej twierdzą domokrążni znawcy kalendarza Majów. W swych wątpliwych rozważaniach dowodzą, że właśnie na tej dacie kończą się obliczenia czasu dokonane przez dawną cywilizację .
Po obejrzeniu filmu Mela Gibsona "Apocalypto" trudno uwierzyć w duchową potęgę Majów przekładającą się na poszukiwanie końca czasu. Prędzej, w ramach rytualnej rozrywki, zarżnęliby kilku swoich współbraci. Nie wiem, czy film jest do końca wierny prawdzie historycznej. Po premierze w 2006 roku znawcy tematu twierdzili, że Gibson przypisał Majom krwiożerczość Azteków.
Niemniej jednak sugestywność, z jaką pokazano ówczesne obyczaje, każe mieć duży dystans do ponadczasowych osiągnięć przedstawicieli pradawnej kultury.
Skoro ludzkość obsesyjnie powraca co jakiś czas do idei końca świata, oznacza to, że nasza śmiertelność nie da nam nigdy spokoju.
Przypominam sobie pewne wesołe zdarzenie sprzed 10 lat. Otóż idąc do sklepu spotkałem sąsiadkę, wtedy już ponad 70-letnią kobietę. Podeszła do mnie i z tajemniczą miną powiedziała nieustępliwym głosem:
- Za dwa tygodnie skończy się świat.
W pierwszej chwili mnie lekko zamurowało, bo przekonanie, z jakim wypowiedziała dramatyczną kwestię, było ogromne. Czułem, że za chwilę usłyszę kolejne rewelacje. Po wstępnym osłupieniu odpowiedziałem:
- Skoro skończy się świat, niech mi Pani odda wszystkie oszczędności. Przecież nie będą już potrzebne.
Tu nagle z jej twarzy zniknęła cała pewność. W drwiącym grymasie uniosła kąciki ust i szybko odeszła. Kiedy trzeba oddać grosz, koniec świata nie jest już taki pewny.
21 grudnia zbliża się nieubłaganie. Gdyby ta data miała hipotetycznie oznaczać lokalny kataklizm, osoby o słabych nerwach udałyby się po zapasy cukru i mąki. Gdy mówi się o globalnej zagładzie, jakiekolwiek zakupy przestają mieć sens. Można jedynie oczyścić konta i przepuścić wszystko w kasynie.
Trudno uwierzyć, ale wśród moich znajomych są osoby, które na wszelki wypadek w gorącym okresie wyjeżdżają do Zakopanego. Jednostkom mniej majętnym proponuję udanie się w przededniu feralnego dnia do Wieżycy. To najwyżej położony punkt na Pomorzu (329 n.p.m.). Gdyby fala uderzeniowa miała nas zalać, tam będzie bezpiecznie. Ponadto na górze stoi trzydziestometrowa wieża. Schroni się przynajmniej 20 osób. Tymczasem żegnam i mam nadzieję, że spotkamy się po 21 grudnia.
Jarek Janiszewski na antenie Radia Gdańsk co wtorek, o godz. 23, prowadzi autorski program "Czego".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?